Siedzę i przeglądam coś na fb. Słyszę, że mój współlokator jednak zdecydował się na sprzątanie swojego pokoju. Krząta się i krząta, coś tam stuka, coś szura. Za chwilę zagląda do mnie do pokoju. W ręce trzyma to:
i się siłuje.
- To chyba jest popsute - mówi i naciska sprzączkę.
Naciska i naciska i nic rzeczywiście nie leci.
- Daj to- odpowiadam.
Przekręciłam zakrętkę z off na on i... no sami wiecie :)
Ah, te uroki sprzątania ;)
OdpowiedzUsuńtjaaa, dzisiaj w pracy z dziewczynami rozmawiałyśmy o tym, jak ich faceci zabierają się do sprzątania...masakra, jakie to męskie plemię jest nieprzystosowane do życie, zginęliby bez nas :)
UsuńA czyja to wina niestety? Kobiet, które wszystko robią za swoich synów - a inne "dla świętego spokoju" nie gonią swoich partnerów do domowych prac.
OdpowiedzUsuńMnie się trafił chlubny wyjątek od reguły - ale wiadomo, Hipopotam to co innego :) Tylko ze zmywaniem kiepsko - bo według moich standardów nie umie tego robić ekonomicznnie, choć ma dobre chęci. Najczęściej więc zmywam ja, co przy dwuosobowym gospodarstwie nie jest jakimś nadludzkim problemem. Ale co do reszty, to mogę Hipa stawiać za wzór.
Nooo, Hipcio to wyjątek, wiem o tym :). A co do tego,że same jesteśmy sobie winne to też się zgadzam, tylko u mnie to akurat nie przechodzi, mój brat nie ma dwóch lewych rączek i też wie co gdzie jest w domu do sprzątania, tak samo jak mój Tatko. Ale mój współlokator jest w porzo, jak mu się raz pokarze co i jak, to przynajmniej nie marudzi i się bierze do roboty :)
Usuń