Zetor Najduch Kocia Bida zamieszkał w Miłynie, a dokładnie w laboratorium, które jest w młynie. Tak się stało, ze kotka młyńska wydała na świat kocięta, ale jej instynkty macierzyńskie zogniskowały się tylko na dwóch maluchach, resztę miała w głębokim poważaniu. I nieborak Zetor tak darł pyszczka w krzakach, że się dobrzy ludzie nad nim zlitowali (czyt. Miłka) i go zaadoptowali. Chude to było jak kocia szczapa (jeśli w ogóle istnieje takie coś jak kocia szczapa, to Zetor tak właśnie wyglądał), a mruczał jak silnik od kosiarki- stąd imię. Zetor znalazł więc nową mamę i całe mnóstwo ciotek i wujków. Urwis z niego straszny i pocieszny:
A tu, tańce z Mamą:
A na koniec ciamkanie:
Mało brakowało, zeby Zetor miał przyszywanego brata. Szłyśmy z Miłką do sklepu, gadamy w najlepsze i nagle...Miauuu. Hm...- Ed, słyszałaś może miauczenie? Miau...Nosz kurde! Znowu!
Obracamy się, a za nami idzie małe szare kocię, które wygląda jak bida z nędzą. Wychudzone, wystraszone. No nieee!!! I co z tym maluchem zrobić? Lezie to to przy nodze, a co najgorsze- przy mojej nodze! Ale przecież nie mogę go wziąć, bo gdybym mogła mieć kota, to bym Czesia nie oddała. Ale jak tak patrzę...Dobra, nie oglądamy się na niego, jesteśmy twarde, nie możemy go wziąć, jak go zignorujemy, to sobie pójdzie. No i poszedł...Ale mało brakowało. Miał takie ładne miodowe oczka. Ale poradzi sobie maluch. Mam nadzieję.
A koncerty- cóż. Nawet mi się nie chce komentować. Nagłośnienie było tak fatalne, że pochłonęło całą energię Hurtu. Nie było słychać Maćka (wokalisty) a o Smole i Załęsie, którzy mieli robić "chórki" już nawet nie wspomnę. Gitara i bas zlewały się w jeden wielki hałas- bębenki trochę ucierpiały. Na Heyu było troszkę lepiej. To był ostatni w tym roku koncert Heya. Zagrali rewelacyjnie, pierwszy raz słyszałam na żywo "Kataszę". Na bisy był też dawno niesłyszany "List". A na koniec "Sto lat" dla Kasi, bo kilka dni wcześniej skończyła 40 lat.
I tak oto w błogim lenistwie koncertowym minął mi weekend. I tak sobie patrzę na ostatnie miesiące- się rozbestwiłam z tymi koncertami. Może by tak trochę przystopować i do teatru jakiegoś pójść? A jest na co, bo w Teatrze Polskim 08.09. będzie przedpremierowy spektakl "Poczekalnia" w reż. Krystiana Lupy, oparty na tekstach Doroty Masłowskiej. Masłowska i Lupa, to może być ciekawe doświadczenie.
Urocze są takie kociaki. Chwała Wam, że przygarnęliście kocinę. To ciamkanie to dlatego, ze mu brakuje ssania mleczka od kocicy, nie,ze głodny, ale tak dla uspokojenia,relaksu.. no potrzebę ma taką...
OdpowiedzUsuńA tego drugiego kociny, to mi tak strasznie żal...mam nadzieję, ze go ktoś przygarnie
jest po prostu przepiękny :)
OdpowiedzUsuńSmutne, mam nadzieję, że kociakowi uda się znaleźć dom! :(
OdpowiedzUsuńZa to przedstawiony powyżej maluch bardzo przypomina moją kicię z czasów, gdy była bardzo mała :) Ach, teraz to jest bydlę wielkie i agresywne, a kiedyś takie małe i niewinne było :)
Też mi się smutno robi, jak pomyślę o tym drugim kociaku. Widocznie taka fama się rozeszła po okolicy wśród miaukaczy, że u Was jest stołówka :)
OdpowiedzUsuńAle Ty wiesz Mag, co wyrasta z takich Kocich Bid? Wieeelkie, wypasione Garfieldy... :) Czego Zetorowi niniejszym życzę.
Ło matko jaki piękny! Toż to cukiereczek :) Bryka jak tygrysek z Kubusia Puchatka.
OdpowiedzUsuńŻal mi drugiego kotka. Nie wiem, co zrobiła bym na Twoim miejscu...:(
Ech...no co ja miałam zrobić- przecież go przygarnąć nie mogę, a Miłka też nie może, choć, znając życie, pewnie będzie się maluch szwendał i niejeden raz jeszcze go zobaczę. Ktoś mu zawsze coś podrzuci, bo to tak na wsi bywa. Gdyby się do mnie przybłąkał we Wrocławiu pewnie oddałbym do schroniska
OdpowiedzUsuń