Autor: Jerzy
Sosnowski
Tytuł: Sen sów
Wydawnictwo: Wielka
Litera
Rok wydania: 2016
Książki Jerzego
Sosnowskiego biorę w ciemno. Znam dobrze i cenię twórczość tego pisarza, ale
podziwiam go również jako człowieka. Sosnowski nie tylko pisze książki
beletrystyczne, wydaje też eseje. Jego ostatnia eseistyczna książka pt. „Co Bóg
zrobił szympansom?" jest nominowana do tegorocznej Nagrody Literackiej
Nike.
Kolejne wydawane
przez tego pisarza książki pod pewnymi względami są do siebie podobne i
najnowsza z nich - „Sen sów" -
również zawiera powtarzające się w poprzednich powieściach wątki, a to sprawia,
że czytając, czuję się zadomowiona i bezpieczna, bo wiem, że oto mam w rękach
dobrą literaturę.
Fabuła „Snu
sów" nie jest skomplikowana. Mamy lata siedemdziesiąte, autor zaprasza nas
do ukochanego przez siebie Kołobrzegu. Wędrówka po tej nadmorskiej miejscowości
jest ciekawym doświadczeniem, bowiem Sosnowski, który zawsze dba o
topograficzny realizm, funduje nam spacer po ośrodku uzdrowiskowym, przemycając
przy okazji dużo historycznych ciekawostek. Urok lekturze dodaje również
dbałość o szczegóły i świetnie oddany klimat PRL-u.
Bohaterem książki
jest ośmioletni Jarko Wolski (nie Jajko), który przyjeżdża z rodziną do
Kołobrzegu, by tam spędzić wakacje, a przy okazji podleczyć płuca (bo mały ma
astmę). I tak sobie czytamy o perypetiach młodziaka i nagle orientujemy się, że
coś jest nie tak, przecież jeszcze przed chwilą Jarko był małym łobuzem, a
teraz jest już prawie dorosłym facetem. Oj, trzeba uważnie czytać, by się nie
pogubić w tych czasowych pętlach, ale jeżeli ktoś miał do czynienia z
wcześniejszymi powieściami Sosnowskiego (np. „Tak to ten") nie powinien
mieć problemów z odnalezieniem sie w tej zawiłej narracji.
Ale to nie jedyny
chwyt, którym autor wystawia na próbę czujność czytelnika. Narrator opowiada
jakieś zdarzenie, np. oczekiwanie pod drzwiami na kobietę, u której miała sie
zatrzymać rodzina Jarko i nagle orientujemy sie, że z klatki schodowej
przenosimy się do wyobraźni głównego bohatera i bierzemy udział w pościgu nad
przepaścią. I takich momentów jest w powieści kilka.
To, co szczególnie
lubię w powieściach Sosnowskiego, to intertekstualność. Autor umiejętnie wplata
w narrację nawiązania do dzieł z klasyki literatury (np. Witkacego), które dla
osób oczytanych są wyzwaniem do gry w poszukiwanie kolejnych nawiązań oraz do
interpretacji ich w nowym kontekście.
Prozę autora
„Apokryfu Agłai" zalicza sie do literatury środka, czyli takiej, która
przez lekką, ale misternie skonstruowaną fabułę prowadzi do jakiś głębszych
refleksji, posiada „drugie dno". Mam wrażenie, że „Sen sów" nie
niesie ze sobą głębszego przesłania, jest bowiem jedynie podróżą sentymentalną
do czasów PRL-u, do dzieciństwa, czuć w narracji nutkę nostalgii.
Lubię czytać
Sosnowskiego, ponieważ pisze piękną polszczyzną, a do tego lubi bawić się
konwencjami gatunkowymi. W „Śnie sów" autor nawiązuje do konwencji
powieści młodzieżowej, stawiając w centrum młodego bohatera z jego problemami
(pierwsza miłość, marzenia o tym, kim będę, gdy dorosnę, przyjaźń chłopaków),
do tego jeszcze Sosnowski nadał każdemu rozdziałowi tytuł z rozwinięciem, które
wprowadza czytelnika w jego treść.
„Sen sów" jest
mniej mistyczny od poprzednich powieści, ale za to czyta się go lekko i z
ogromna przyjemnością, lektura w sam raz na zbliżające się wakacje.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.