Autor: Jaroslav
Rudiš
Tytuł: Aleja
Narodowa
Przekład: Katarzyna
Dudzic-Grabińska
Wydawnictwo:
Książkowe Klimaty
Seria: Czeskie
Klimaty
Rok wydania: 2016
Jaroslav Rudiš lubi freaków. Niemalże w każdej jego książce
pojawiają się oryginale postaci, jak nie Vladimír, który jeździ po Pradze z
nożyczkami i przecina ludziom w tramwajach kable do słuchawek,bo ma do
spełnienia misję, to znów cała galeria dziwaków w „Grandhotelu". I
oczywiście Praga w tle. To typowe cechy prozy tego czeskiego pisarza. W „Alei
Narodowej" znajdziemy wszystko to, do czego już wcześniej przyzwyczaił nas
autor-bohatera, który żyje na marginesie, ma swój świat i lubi gadać, Pragę,
jej północną część, knajpę, która jest prawie domem bohatera, gorzką ironię, diagnozę czeskiego narodu i ten dziwny
nastrój-nieco melancholiczny, nieco ironiczny, bez krzty typowego czeskiego
humoru.
Bohaterem „Alei
Narodowej" jest Vandam. Ksywkę ma po tym sławnym aktorze, bo tak jak on
potrafi wycisnąć dwieście pompek. Ma syna, choć o jego matce niewiele
mówi, a dziwne to, bo Vandam gadać lubi. Zwłaszcza o sobie. Jako jedyny
prawdziwy Czech i ostatni Rzymianin musi pilnować, by w jego otoczeniu panowała
prawda i sprawiedliwość. W jego mieszkaniu znajdziecie video i kasety VHS z
filmami Vandama, jako porządny obywatel lubi pracę ręczną, porządną robotę -
malowanie dachów. To on pierwszy zadał cios, wtedy na dole, w listopadzie na
Alei Narodowej, wszyscy tam byli.
Vandam nie jest
naziolem, nie ma nic do innych nacji: Ja
nie mówię, że mam coś do cudzoziemców, imigrantów i studenciaków! Albo że nie
ma tu dla nich miejsca. Że zabierają nam pracę. Nie mam nic do nich. To też
Europejczycy. Są skromni, cisi, sami inżynierowie i doktorzy i nauczyciele.
Harują na budowie i czasami odnoszę wrażenie, że za bardzo pozwalają sobie srać
na głowy, a tego człowiek nie powinien robić. Nie mam do nich nic, póki nie
robią syfu (str. 26-27).
To właśnie jemu
Hitler uratował życie. Nie wierzycie? To przeczytajcie.
Niełatwo jest
utrzymać uwagę czytelnika, wybierając jako formę ekspresji monolog. Rudiš zaryzykował i świetnie sobie poradził. W
słowotoku Vandama pojawiają się refreny, które utrzymają rytm całej narracji,
dlatego tę książkę czyta się lekko, choć temat nie jest lekki. Vandam, jak
większość bohaterów Rudiša jest człowiekiem samotnym, choć niby ma pozycję i
przyjaciół, to gdy dochodzi do bójki, nikt mu nie pomaga, wszyscy stoją
uczepieni swoich kufli piwa. Nawet Zamrażak.
Autor „Punku w
Helsinkach" po raz kolejny rozprawia się z czeskością, z czeskim
patriotyzmem, który balansuje na granicy ksenofobii i nacjonalizmu, w
groteskowy sposób obśmiewa czeskie symbole. Jest to obraz wykrzywiony i gorzki,
jak to zwykle u Rudiša bywa.
KLIKNIJ W ZDJĘCIE |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.