Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 7 marca 2015

Janusz Rudnicki "Życiorysta"



 


Autor: Janusz Rudnicki
Tytuł: Życiorysta
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2014






Teksty z „Życiorysty" nie będą niczym nowym dla miłośników twórczości Janusza Rudnickiego. Autor „Męki kartoflanej" zebrał tu bowiem publikowane wcześniej felietony, eseje, recenzje i opowiadania, trzy części z nich utworzył i w ten oto sposób mamy okazję przyjrzeć się zainteresowaniom czytelniczym jednego z naczelnych ironistów. Bo Rudnicki nie przebiera w słowach, a jego porównania i sposoby ujęcia tematów są hmmmm... oryginalne, choć dla twórczości tego pisarza typowe.

Rozdział I - W stronę biografii. Powiedzmy, że są to eseje, a może lepiej eseizujące opowiadania? Bo co robi nasz ironista? Ano bierze sobie książkę biograficzną, dajmy na to Danuty Wałęsy i się zaczyna... Niby to recenzja, ale nie recenzja, bo Rudnicki wyłapuje co bardziej smakowite kąski i podaje na tacy przyprawione własnym pikantnym komentarzem.  Autor spuszcza fantazję ze smyczy, ściąga jej kaganiec i pozwala na obwąchiwanie bohaterów i biografistów.  Tak sobie poczyna nie tylko z Panią Danutą, ale również lustruje życie Richarda Wagnera, Luciana Freuda (genialny tekst, GENIALNY!), zagląda do braci Grimm i Marcela Reicha-Ranickiego. Jest też o Hitlerze, Merkel i o rodzinie Ratzingerów. Nasz życiorysta nie popuszcza autorom biografii, wyłapuje niedociągnięcia i nieścisłości, co tu dużo mówić, czasami bezczelnie się nabija, ale ma w tym swój cel. Uczłowieczenie, ściągnięcie bohaterów przeczytanych biografii na ziemię, pokazanie ich z innej perspektywy. Rudnicki na podstawie lektury zaczyna snuć swoją opowieść, dzięki temu dostajemy do ręki biografie w pigułce uzupełnione o liczne dygresje i dowcipne komentarze.

Rozdział II - W stronę recenzji. No cóż, lektury dobiera sobie nasz pisarz ciekawe i pisze o nich swym rozgadanym stylem, bo Rudnicki gada piórem (albo, jak kto woli, klawiaturą), bierze na warsztat książki m.in. Szczygła, Białoszewskiego, Hůlovej, Różyckiego, Jerofiejewa, Szejnert, Šabacha. Mocno subiektywne i egzaltowane teksty te puchną od emocji. Jednym się obrywa np. Mickiewiczowi (nuda!), Fredrze, ks. Twardowskiemu, Gombrowiczowi nawet, a inni z kolei zostają wyrzuceni pod niebiosa (widać, że autor gustuje w czeskiej literaturze wydawanej przez wydawnictwo Afera). Krótko i treściwie, z polotem i dowcipem.

Rozdział III-Miejsca. Najbardziej prywatny. To pamiętnik miejsc. Bohaterem jest Rudnicki, co nie powinno nikogo zaskoczyć, kto już wcześniej miał do czynienia z prozą autora „Śmierci czeskiego psa". Schemat jest zawsze ten sam- jakiś epizod z życia- zepsuty wąż prysznicowy, urlop, rozmowa przez domofon (nie jest to nadzwyczajny temat, ale Rudnicki rozmawia sam ze sobą, udając przy tym domofonową instalację), wokół niego zaczynają narastać inne epizody, bohater zostaje wplątany w absurdalne sytuacje albo sam takie stwarza. Popłakałam się ze śmiechu, jak zwykle.

Każdy z tych rozdziałów jest inny, ale tworzą spójną całość. Rudnicki po raz kolejny udowadnia, że jest mistrzem krótkich form. Jak sam pisze w recenzji „Dwunastu stacji" Tomasza Różyckiego (swoją drogą- świetna książka):
(...) są takie książki, w które wchodzisz od razu, bez pukania. Po co, jeśli drzwi otwarte na oścież? I okna. Wchodzisz i od razu czujesz się jak w domu. Zdejmujesz odzienie wierzchnie, niedbale rzucasz w kąt buty i kładziesz się na kanapie. ręce założywszy pod głowę. I rozglądasz się, słuchasz. Nastrojowo jest, i swojsko. Jesteś u siebie. I miło jest tak, w domu, w którym nawet cebula jest tak miła, ze się sama obiera. Czytasz i uśmiechasz się, na pokraśniałej gębie rysuje ci się torcik złożony z warstw rozbawienia, uciechy, uznania i podziwu.
Nic dodać, nic ująć, w rzeczy samej „Życiorysta" to torcik, który zaspokoi nie tylko lubieśników prozy Rudnickiego, to również smakowity deserek dla tych, którzy chcą zacząć przygodę z tym pisarzem. Radziłabym jednak w takim wypadku czytać „Życiorystę" od końca, bo właśnie w ostatnim rozdziale mamy esencję talentu Rudnickiego. A potem nie pozostaje nam nic innego, jak sięgnąć po inne książki tego autora. Szczególnie polecam zbiory opowiadań. Tam to się dopiero dzieje!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.