Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

poniedziałek, 22 września 2014

Katarzyna Zyskowska-Ignaciak "Nie lubię kotów"



 



Autorka: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Tytuł: Nie lubię kotów
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2014







Piękni trzydziestoletni


Niedawno ukazały się „Znaki szczególne" Pauliny Wilk, w których autorka, bazując na własnych wspomnieniach, stara się odnaleźć cechy łączące roczniki osiemdziesiąte. Nie ma tam krytyki, jest jedynie obserwacja socjologiczna. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak również podjęła się próby charakterystyki pokolenia transformacji, jednak w odróżnieniu od Pauliny Wilk, autorka „Niebieskich migdałów" wykorzystała do swoich celów fikcję literacką, tworząc powieść do bólu rzeczywistą.

Tak, do bólu, bo „Nie lubię kotów" to książka niewygodna, odważna i drażniąca.  Katarzyna Zyskowska-Ignaciak tnie jak brzytwa, a swoje ostrze wymierza w kierunku yuppie. Jej bohaterowie to młodzi ludzie, którzy z sukcesami zdobywają kolejne szczeble kariery zawodowej. Żyją w luksusie, to profesjonaliści, którzy do codziennego życia muszą przywdziewać odpowiednie maski, by utrzymać się na powierzchni i nie wypaść z toru.

Sześć postaci i sześć historii, które przenikają się nawzajem.

Karolina-ukochana córeczka Tadeusza Krenza, sławnego pisarza, który umiera na raka. Kobieta nieszczęśliwie zakochana w Konradzie, zachodzi w ciążę, ale nikomu nic nie mówi. Jest redaktorką naczelną poczytnego pisma. Singielka.

Daniel- brat Karoliny, odniósł zawodowy sukces. Jest cenionym prawnikiem. Drugi zawód- kobieciarz. Drugie życie- facebook. Śmiertelna choroba ojca nie robi na nim wrażenia, zawsze życzył mu śmierci, nigdy nie potrafił sprostać zbyt wygórowanym wymaganiom rodzica, ma mu za złe faworyzowanie siostry.

Konrad-  pracuje w wydawnictwie u ojca. Nie może sobie znaleźć miejsca w życiu, a w poszukiwaniu siebie udaje się w podróż. Odskocznią od rzeczywistości są narkotyki, imprezy i dziewczyny, które wskakują mu do łóżka. Jest lubiany, uważany za duszę towarzystwa, zawsze odpicowany, kulturalny, zadbany.

Wojtek i Malina- z pozoru idealne małżeństwo. On, pracując w korporacji, wspina się na kolejne szczeble kariery i aby zapewnić rodzinie godny byt, decyduje się na przyjecie stanowiska w Berlinie. W domu bywa na weekendy. W pracy je firmowe lunche z niemiecką koleżanką. Później zahaczają o hotel.
Malina jest wzorową panią domu oraz przykładną matką. Córka sławnego prawnika, w wolnych chwilach, a ma ich pod dostatkiem, prowadzi bloga, w którym zbudowała sobie alternatywny idealny świat.

I na koniec Dagmara- debiutująca pisarka. Dziewczyna z prowincji, która przyjechała do Warszawy, by się wybić. Udaje jej się, dostaje pracę w agencji reklamowej, ale przez pechowy splot wypadków, traci ją, a na dodatek zachodzi w ciążę.

Losy tych sześciu postaci przeplatają się nawzajem, ich relacje są skomplikowane, ale Zyskowska-Ignasiak panuje nad swoimi bohaterami. Ich wybory są często tragiczne. Samotność, zagubienie, brak oparcia. I schizofrenia. Każda z postaci żyje podwójnym życiem, każda się na to godzi, by żyć na poziomie, trzeba zacisnąć pięści i przeć do przodu po trupach.

Przyznam szczerze, że po lekturze „Nie lubię kotów" czuję się oszukana. 
Myślałam, że autorka zafunduje mi lekką fabułę, taką typowo babską opowiastkę, a tu, proszę, dostałam obuchem (albo raczej fabułą) w głowę.
Postaci stworzone przez Zyskowską-Ignaciak to osoby z pogłębionymi portretami psychologicznymi, każdy z bohaterów jest indywidualistą, każdy ma swoją historię i cechy, które go wyróżniają. I choć akcja toczy się w środowisku ludzi zamożnych, wśród wielkich wydawców i prawników, arystokratycznej inteligencji- tak to nazwijmy, do której nie każdy może należeć, to jednak autorka uświadamia nam, i tu teraz muszę się podeprzeć banałem, choć powieść od banału dzielą lata świetlne - pieniądze szczęścia nie dają.

Z powieści płynie jasny przekaz - sami jesteśmy sobie winni, dając się wciągnąć w konsumpcyjne trybiki. Chcemy więcej, a to z kolei zmusza nas do wzięcia udziału w wyścigu szczurów. Nie mamy czasu na pielęgnowanie więzi rodzinnych, przyjacielskich, wszystko pływa po powierzchni. Stąd coraz częściej mamy poczucie braku tożsamości, osamotnienia, tworzymy własne awatary w sieci, a swoją wartość uzależniamy od ilości lajków na fejsie.

Nie jest to pozytywna diagnoza, czy prawdziwa? Nie wiem, nie obracam się w środowisku tzw. yuppie, nie moje to progi, ale przyznam szczerze, że mnie Zyskowska-Ignasiak przekonuje.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.