Autorka: Katarzyna Zyskowska-Ignaciak
Tytuł: Nie lubię kotów
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok wydania: 2014
Piękni trzydziestoletni
Niedawno ukazały się „Znaki
szczególne" Pauliny Wilk, w których autorka, bazując na własnych
wspomnieniach, stara się odnaleźć cechy łączące roczniki osiemdziesiąte. Nie ma
tam krytyki, jest jedynie obserwacja socjologiczna. Katarzyna
Zyskowska-Ignaciak również podjęła się próby charakterystyki pokolenia
transformacji, jednak w odróżnieniu od Pauliny Wilk, autorka „Niebieskich
migdałów" wykorzystała do swoich celów fikcję literacką, tworząc powieść
do bólu rzeczywistą.
Tak, do bólu, bo „Nie lubię
kotów" to książka niewygodna, odważna i drażniąca. Katarzyna Zyskowska-Ignaciak tnie jak
brzytwa, a swoje ostrze wymierza w kierunku yuppie. Jej bohaterowie to młodzi
ludzie, którzy z sukcesami zdobywają kolejne szczeble kariery zawodowej. Żyją w
luksusie, to profesjonaliści, którzy do codziennego życia muszą przywdziewać
odpowiednie maski, by utrzymać się na powierzchni i nie wypaść z toru.
Sześć postaci i sześć
historii, które przenikają się nawzajem.
Karolina-ukochana córeczka
Tadeusza Krenza, sławnego pisarza, który umiera na raka. Kobieta nieszczęśliwie
zakochana w Konradzie, zachodzi w ciążę, ale nikomu nic nie mówi. Jest
redaktorką naczelną poczytnego pisma. Singielka.
Daniel- brat Karoliny,
odniósł zawodowy sukces. Jest cenionym prawnikiem. Drugi zawód- kobieciarz.
Drugie życie- facebook. Śmiertelna choroba ojca nie robi na nim wrażenia,
zawsze życzył mu śmierci, nigdy nie potrafił sprostać zbyt wygórowanym
wymaganiom rodzica, ma mu za złe faworyzowanie siostry.
Konrad- pracuje w wydawnictwie u ojca. Nie może sobie
znaleźć miejsca w życiu, a w poszukiwaniu siebie udaje się w podróż. Odskocznią
od rzeczywistości są narkotyki, imprezy i dziewczyny, które wskakują mu do
łóżka. Jest lubiany, uważany za duszę towarzystwa, zawsze odpicowany,
kulturalny, zadbany.
Wojtek i Malina- z pozoru
idealne małżeństwo. On, pracując w korporacji, wspina się na kolejne szczeble
kariery i aby zapewnić rodzinie godny byt, decyduje się na przyjecie stanowiska
w Berlinie. W domu bywa na weekendy. W pracy je firmowe lunche z niemiecką
koleżanką. Później zahaczają o hotel.
Malina jest wzorową panią
domu oraz przykładną matką. Córka sławnego prawnika, w wolnych chwilach, a ma ich
pod dostatkiem, prowadzi bloga, w którym zbudowała sobie alternatywny idealny
świat.
I na koniec Dagmara-
debiutująca pisarka. Dziewczyna z prowincji, która przyjechała do Warszawy, by
się wybić. Udaje jej się, dostaje pracę w agencji reklamowej, ale przez pechowy
splot wypadków, traci ją, a na dodatek zachodzi w ciążę.
Losy tych sześciu postaci
przeplatają się nawzajem, ich relacje są skomplikowane, ale Zyskowska-Ignasiak
panuje nad swoimi bohaterami. Ich wybory są często tragiczne. Samotność, zagubienie,
brak oparcia. I schizofrenia. Każda z postaci żyje podwójnym życiem, każda się
na to godzi, by żyć na poziomie, trzeba zacisnąć pięści i przeć do przodu po
trupach.
Przyznam szczerze, że po
lekturze „Nie lubię kotów" czuję się oszukana.
Myślałam, że autorka
zafunduje mi lekką fabułę, taką typowo babską opowiastkę, a tu, proszę,
dostałam obuchem (albo raczej fabułą) w głowę.
Postaci stworzone przez Zyskowską-Ignaciak to osoby z pogłębionymi portretami psychologicznymi, każdy z bohaterów
jest indywidualistą, każdy ma swoją historię i cechy, które go wyróżniają. I
choć akcja toczy się w środowisku ludzi zamożnych, wśród wielkich wydawców i
prawników, arystokratycznej inteligencji- tak to nazwijmy, do której nie każdy
może należeć, to jednak autorka uświadamia nam, i tu teraz muszę się
podeprzeć banałem, choć powieść od banału dzielą lata świetlne - pieniądze
szczęścia nie dają.
Z powieści płynie jasny
przekaz - sami jesteśmy sobie winni, dając się wciągnąć w konsumpcyjne trybiki.
Chcemy więcej, a to z kolei zmusza nas do wzięcia udziału w wyścigu szczurów.
Nie mamy czasu na pielęgnowanie więzi rodzinnych, przyjacielskich, wszystko
pływa po powierzchni. Stąd coraz częściej mamy poczucie braku tożsamości,
osamotnienia, tworzymy własne awatary w sieci, a swoją wartość uzależniamy od
ilości lajków na fejsie.
Nie jest to pozytywna
diagnoza, czy prawdziwa? Nie wiem, nie obracam się w środowisku tzw. yuppie,
nie moje to progi, ale przyznam szczerze, że mnie Zyskowska-Ignasiak
przekonuje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.