Autor: Sławomir Shuty
Tytuł: Ruchy
Wydawnictwo: W.A.B.
Rok wydania: 2008
W 2006 roku panowie – Sławomir Shuty i Julian Tomaszuk wspólnie
wydali komiks „Ruchy”, który stał się kanwą powieści o tym samym tytule. Tematyka
nowej książki może zaskoczyć czytelników zaznajomionych już z twórczością
pisarza z Huty. Tym razem prozaik nie kieruje swego pióra przeciw
korporacjonizmowi czy konsumpcjonizmowi i bierze na warsztat relacje damsko-
męskie.
Shuty w „Ruchach” mierzy się z dyskursem miłosnym, bawi się
konwencjami, żongluje słowami, wprawiając je w tytułowe ruchy. Słowa w powieści
układają się w kuriozalne konstrukcje,
stawiając tym samym barierę komunikacyjną między narratorem i odbiorcą. Shuty
łamie nie tylko zasady gramatyczne, ale stwarza też nowy język, slang miłosny, jaki jest tego cel, przyznam się szczerze, że
nie mam pojęcia.
U Doroty Masłowskiej język jest narzędziem za pomocą którego
zostaje zbudowany świat przedstawiony. Bohaterowie autorki „Pawia królowej”
wyłaniają się ze słów, to język ich charakteryzuje, tworząc pełnowymiarowe
postaci. U Shutego natomiast materia językowa tworzy semantyczną bańkę mydlaną,
która z zewnątrz opalizuje kolorami, ale wewnątrz jest zupełnie pusta. I tak
jak Bulsza- jeden z bohaterów- uświadomił sobie w pewnym momencie, że spinające rzeczywistość haczyki rozluźniły
się na amen i wszystko stało się jednym wielkim akcydensem, zbieraniną
sytuacyjnych fragmentów, które tasują się z sobą i mieszają wedle tylko sobie
znanych prawideł, tak też czytelnik brnąc przez kolejne karty powieści
zaczyna mieć podobne odczucia, co do pochłanianej przez siebie fabuły.
Akcja zanurzona w bezczasie toczy się w jakimś prowincjonalnym
mieście , o którym Bóg chyba zapomniał. Już pierwszy akapit ukazujący główne
miejsce zdarzeń, sugeruje sztuczność opisywanego świata. Narrator bowiem,
opisując miasto z lotu ptaka, porównuje je do tekturowej makiety, gdzie Na kartonikowych domach z opakowań po mleku,
ustawionych w równych jak w manierze architektury socrealistycznej rzędach,
niezbyt zręczna dłoń artysty, którego z racji emocjonalnego zaangażowania i
warsztatowej prostoty należałoby zaliczyć do twórców sztuki naiwnej,
przymocowała plątaninę drucików- anten radiowo-telewizyjnych.
Centrum miasteczka stanowi
Lokal, w którym gromadzi się cała społeczność wraz z elitą składającą się z
trzeciorzędnych aktorów. Trudno tu jednak mówić o jakiejkolwiek fabule, książka
bowiem składa się z opowieści o seksualnych podbojach bohaterów. Trzeba jednak
przyznać Shutemu, że udało mu się oddać klimat barowej kultury, bo tak jak to w
rzeczywistości pozatekstowej bywa, ludzie wchodzą do baru, coś opowiadają,
popiją i znikają. Podobnie jest z postaciami u Shutego, pojawiają się na
mgnienie oka, po czym znikają, zostawiają czytelnikowi kolejną porcję obleśnych
erotycznych anegdot. Tytułowe ruchy odnoszą się więc nie tylko do „ruchliwego”
języka, ale również do aktów seksualnych mających miejsce pomiędzy postaciami,
aktów, które sprowadzają się tak naprawdę do jednego schematu, który z czasem
zaczyna nudzić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.