Autor: Mariusz
Sieniewicz
Tytuł: Walizki
hipochondryka
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2014
Emil Śledziennik
jest facetem, który przekroczył już smugę cienia. Hipochondryk, od dziecka
przeszedł tyle chorób, ile był w stanie wymyślić. Można by z nich ułożyć
onomatopeiczny poemat. Teraz mężczyzna ma czterdziechę na karku i nabawił się
kamicy pęcherzyka żółciowego. Ląduje zatem w szpitalu. Nasz bohater jest pisarzem,
słowo dla niego jest materią, która utrzymuje go na powierzchni: Opowiadając świat, gram na zwłokę - zwierza
się Emil. Zamknięty w szpitalnych murach
gada i gada i gada. A monolog swój kieruje do tajemniczej kobiety, ukochanej
kapłanki, fakirki cierpienia, diablicy przewrotnej, galaktycznego piecyka -
słowem - muzy wieloimiennej.
Ryzykownej formy
podjął się Sieniewicz, wystawiając na próbę cierpliwość swoich czytelników.
Ileż można słuchać wynurzeń nieco odklejonego od rzeczywistości pisarza, który
pod wpływem ketonalu rejestruje szpitalną rzeczywistość? Mało tu dialogów, dużo
wspomnień z dzieciństwa, ale jest też akcja, która wprawdzie powoli się
rozwija, ale w kulminacyjnym momencie nabiera tempa i przybiera niespodziewany
obrót.
Sieniewicz lubi
zamykać swych bohaterów w jakiejś przestrzeni, z której pozornie nie mogą
uciec. Postaci są na siebie skazane, a atmosfera przybiera lekko niepokojący
cień.
W szpitalu, w
którym ląduje Emil działa banda Ampuły sprzedająca pokątnie wszelakie
medykamenty. Nasz bohater zaciągnął u nich dług, a z mafią nie warto zaczynać.
Pacjenci jednak podżegani przez Śledziennika tworzą kontrabandę i planują
okraść magiczną szafkę, w której znajdują się środki przeciwbólowe podawane
jedynie w skrajnych przypadkach.
W szpitalu działa
również grupa NGS- ów, którzy przebierają się za rodziny i przyjaciół pacjentów
i ich odwiedzają.
Poznajemy pana
Władysława, kadłubka bez nóg i jednej ręki, który klepie różańce - to typowy
katol, choć nawet sympatyczny.
Jest Albinoska -
pielęgniarka, która jest niczym Matka Polka, opiekuńcza, ciepła, gotowa do
poświęceń.
Poza nimi na
kartach powieści spotykamy doktora Stratusa, Pieniążka i wiele innych postaci o
znaczących nazwiskach, Sieniewicz nie
poświęca im zbyt wiele uwagi, bo jednak najważniejszą dla wymowy całej powieści
jest postać Władysława. Tak, właśnie tego kadłubka, który sepleni i jeszcze
ostatnimi resztkami sił chwyta się życia.
Nie lubię
szufladkowania, ale czasami przypięcie etykietki pozwala się zorientować z
jakim zjawiskiem mamy do czynienia. Sieniewicz wpisuje się w nurt literatury
zaangażowanej, politycznej. Sięgając po
jego książki, macie zapewnioną rozrywkę na kilku poziomach. Powieści
olsztyńskiego autora można bowiem czytać jak podrasowane lekko realizmem
magicznym fabuły i pozostać na poziomie onirycznej narracji, ale można również
spróbować przebić się przez gęstą materię konfabulacyjną i zejść na poziom słów
i znaczeń.
Tym razem autor
bierze na warsztat nasze narodowe bóle i cierpienia, próbuje je poddać
hospitalizacji, choć nie jest to łatwe zadanie. Personifikacją Polski staje się
bowiem wspomniany wcześniej Władysław, który w kulminacyjnym momencie koronuje
się na Króla Polski, Chrystusa Narodu: Oto
i król Polski: postać z groteskową grzywką, ze sztuczną szczęką, bez nóg i
lewej ręki, w dziwacznej koronie z elektrod i kabli, na inwalidzkim wózku. Oto
i ... cala Polska: chirurgiczny oddział, chodziarze, muzułamnie, paliatycy.
Szpital staje się w
powieści metaforycznym miejscem, w którym skupia się przekrój chorego społeczeństwa.
To tutaj diagnozowane są wszelakie choroby zarówno te urojone jak i te
faktyczne.
W „Walizkach
hipochondryka" czytelnicy znający i ceniący prozę Sieniewicza odnajdą
wszystko to, co jest im znane - od misternie utkanej stylistycznej maestrii
językowej, przez specyficznych bohaterów, po balansujące na krawędzi realizmu i
fantastyki rozwiązania fabularne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.