Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

środa, 16 września 2015

Danny Wattin "Skarb pana Isakowitza"





Autor: Danny Wattin
Tytuł: Skarb pana Isakowitza
Przekład: Ewelina Kmieciak
Wydawnictwo: W.A.B.
Seria: Don Kichot i Sancho Pansa
Rok wydania: 2015



Dałam się zwieść opisowi wydawcy na okładce. Myślałam, że książka Danny'ego Wattina to ciepła powieść drogi o tym, jak to bohaterowie - przedstawiciele trzech pokoleń rodziny Wattinów - wyruszają w sentymentalną podróż śladami swoich przodków, by odnaleźć mityczny rodzinny skarb schowany gdzieś w Polsce przez pradziadka Hermana Isakowitza.

Lubię takie powieści, schemat jest wtedy prosty: podróżujący zanim dotrą do celu, przeprowadzają rekonesans całego swojego życia, dojrzewają do pewnych decyzji, odkrywają nowe perspektywy, poznają siebie, godzą się (albo kłócą) z towarzyszami podróży - generalnie następuje w nich jakaś przemiana. Cel nie jest wtedy najważniejszy, ale sama droga do niego.

Książka Dannego Wattina nie jest powieścią. To literatura faktu łącząca w sobie elementy powieści drogi i sagi rodzinnej: To moja próba opowiedzenia o krewnych i ich przyjaciołach, którzy uciekli z Niemiec, by uniknąć Holocaustu*- pisze w „Podziękowaniach" autor.

By opowiedzieć o losach swojej rodziny, szwedzki dziennikarz stosuje chwyt pożyczony od Jamesa Joyce'a - jakieś zdarzenie (zamówienie lodów przed wejściem na prom), przedmiot (cukierki lukrecjowe) zabierają czytelnika w przeszłość do przedwojennego Berlina. Obserwujemy zatem narodziny nazizmu i objęcie przez Hitlera władzy w Niemczech. W tę historię, którą autor pozwala sobie komentować, wpisane są tragiczne losy rodziny Isakowitzów (zmienili później nazwisko na Wattin).  

Wattin  zwraca szczególną uwagę na problem asymilacji. Jego dziadkowie urodzili się w Niemczech, ale ponieważ byli Żydami, musieli uciekać pod groźbą coraz większych represji. Co chwilę we wspomnieniach pojawiają się uczucia żalu i tęsknoty: Zawsze czuliśmy się Niemcami. Ja byłem Niemcem, mój ojciec był Niemcem. Bił się za Niemcy w pierwszej wojnie światowej, od początku do końca. I nagle przestał być Niemcem. To było nie do pomyślenia.

Tragiczne losy dziadków i krewnych, którzy przymusowo musieli emigrować do Szwecji są przeplatane współczesnymi scenkami. Oto mamy trzech facetów- ojca, syna i dziewięcioletniego wnuczka, który wprawdzie mało się odzywa, ale to właśnie on był prowodyrem całej akcji. No bo jak to, krąży w rodzinie legenda, że pradziadek ukrył w Polsce skarb i nikt go nie jedzie szukać?! A przecież skarby są właśnie po to, by je odnaleźć. Wsiadają więc w samochód i ... ciągle się kłócą. Powiem szczerze, że irytowały mnie te swoiste interludia, na szczęście autor zaraz wracał do meritum, czyli do opowieści o swoich przodkach. Te fragmenty są mocną stroną książki. Niestety, gdy Wattin bierze się za ocenianie ówczesnej szwedzkiej polityki, próby patrzenia na obcy kraj ( w tym przypadku są to Niemcy przedwojenne i współczesna Polska) zniża się do poziomu uczniaka nafaszerowanego stereotypami (bo jak Polak to antysemita i pijak oraz wielbiciel tłustej kiełbachy). A to drażni.

„Skarb pana Isakowitza" to proza w pewnym sensie rozliczeniowa. Ale tylko dla samego autora, taka forma autoterapii. Jednych może wciągnąć, innych zirytować, u mnie było różnie, fragmenty o babci Heldze bawiły, sądy autora drażniły, więc bilans wychodzi na zero.


Książka bierze udział w Wyzwaniu 2015- Akcja dzieje się w Europie

* Wszystkie cytaty pisane kursywą pochodzą z omawianej książki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.