Autor: Petr Šabach
Tytuł: Pijane
banany
Przekład: Julia
Różewicz
Wydawnictwo: Afera
Rok wydania: 2015
Petra Šabacha biorę
bez obaw w ciemno, tak jak inne książki wydawnictwa Afera. Najpierw było „Gówno się pali", później
„Podróże morskiego konika" i „Masłem do dołu". Wszystkie trzy książki
łączy tak bardzo lubiana przeze mnie w czeskiej literaturze ciepła ironia rodem
z Hrabala. Spelunki, absurdalne sytuacje, które nadają codzienności barw,
zwykli bohaterowie i zwykłe problemy. I czeska pohoda, czyli pogodna płynna
egzystencja, bezstresowe czerpanie z życia pełnymi garściami.
Petr Šabach w
swoich książkach umieszcza często zawoalowane wątki autobiograficzne. Pojawiają
się w nich postaci, które są zlepkiem cech jego bliskich przyjaciół, zresztą
sam się do tego przyznaje w posłowiu „Pijanych bananów": A na koniec pragnę obwieścić wszystkim
obecnym i byłym kumplom z naszej mokrej dzielnicy, że - z ich łaskawym
przyzwoleniem- bezczelnie ukradłem im historyjki i poprzekręcałem tak, by móc
zamieścić w tej książce. Wiadomo przecież, że najciekawsze historie pisze
życie, czemu więc ich nie wykorzystać?
„Pijane
banany" to książka multimedialna i edukacyjna. W trakcie czytania powinna
wam towarzyszyć odpowiednia oprawa muzyczna. O, na przykład ta piosenka, której
jeden z bohaterów namiętnie słucha.
Czujecie ten
klimacik? Jest ekstra. Praga, lata osiemdziesiąte, niby czasy ponure i
nieciekawe, ale nie dla chłopaków z dzielni.
Poznajmy się. Oto
Wiciu, głuchoniemy, ale za to wielki i silny, jego matka wprawiła się w
przygotowywaniu przeprosinowych tortów, bo synek co rusz komuś fangę w nos
sprzedawał, gdy jakiś nieświadomy nieborak się z niego nabijał. Wiciu miał w
paczce ważną funkcję, wyglądał na starszego niż w rzeczywistości (chłopaki mają
ok. 16 lat) i to właśnie jego wysyłano po piwo. Stawał wtedy przed ladą, za nim
ukrywał się Honza. Witek poruszał ustami, a Honza podkładał pod niego głos i w
ten oto sposób złocisty trunek był nieodłącznym kompanem całej bandy.
Honza w ogóle miał
tysiąc pomysłów na minutę. To on wymyślił sobie, że chłopaki wezmą samochód
jego ojca i pojadą nad morze (morze, czeski niespełniony sen, wieczna
tęsknota). Boże kochanieńki, co oni nie wyprawiali z tym samochodem, ile ich
przygód spotkało, nawet sobie nie wyobrażacie, jaką minę miał policjant,
któremu chłopaki zafundowali darmową podwózkę na masce samochodu.
Ale to jeszcze nic.
Chłopaków jest trzech, Šabach opisuje ich szalone pomysły i świetnie oddaje
ówczesne realia szarości komunistycznej. Wszystko podszyte, tak jak w innych
jego książkach, absurdem i ciepłą ironią. W opowieści siła tej niewielkich
rozmiarów książeczki, ale również i w oryginalnych postaciach. No przypatrzmy
się takiemu Jirce, który wymyśla niestworzone historie albo profesorowi
Rozhoniowi inetlektualiście- debilowi, który w chwili upojenia alkoholowego
szczerze wyraził swoją opinię na temat komunistycznej władzy i na dodatek
spisał to i ukrył w ścianie. Co się później działo...
A duet: Bedzio i
Rudolf? Chlejtusy, artyści, też mają w tej historii swój udział.
Bo tych historii w
„Pijanych bananach" jest mnóstwo, można się ubawić po pachy, a i przyuczyć
cosik. No bo na przykład kto z was wie co to jest?
A no właśnie, w
latach osiemdziesiątych to był prawdziwy hit, plastik na wagę złota, marzenie każdego dzieciaka.
Czytając „Pijane
banany" miałam wrażenie, że już gdzieś podobne historie obiły mi się o
oczy. I rzeczywiście, przecież nie tylko ja zachwyciłam się poczuciem humoru
Petra Šabacha, ale i czeski reżyser Jan Hřebejek na podstawie „Pijanych bananów" nakręcił
„Pupendo".
Cóż więcej mogę
rzec? Jeżeli potrzebujecie rozrywki na wysokim poziomie, jeżeli lubicie czeski
humor, jeżeli macie ochotę rozruszać policzki i mięśnie śmiechowe, to nie ma
się nad czym zastanawiać, gwarantuję wam, że Petr Šabach zaspokoi wasze
potrzeby.
Książka bierze
udział w Wyzwaniu 2015 - Film oparty na książce
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.