Autorzy: Dorota
Wodecka, Andrzej Stasiuk
Tytuł: Życie to
jednak strata jest
Zdjęcia: Adam Golec
Wydawnictwo: Agora
S.A., Czarne
Rok wydania: 2015
W szałasie, w jego
domu, w jej domu, ale najwięcej w samochodzie. I tak przez sześć lat Dorota
Wodecka spotykała się z Andrzejem Stasiukiem i gadali. O wszystkim co ważne, o
rzeczach pisanych wielkimi literami i zwyczajnie - o życiu. Sześć lat
słuchania, sześć lat gadania i efekt - dziewięć rozmów, które nie są ze sobą połączone,
ot, luźne rozważania, przeplatane świetnymi fotografiami Adama Golca.
Lubię prozę
Stasiuka, lubię chodzić na spotkania z nim, bo facet gada do rzeczy, a jeszcze
ma przy tym niesamowicie uwodzący, głęboki, męski głos. Istotnym jest, by
prowadzący spotkanie był dobrze przygotowany.
No dobra, może w przypadku Stasiuka nie musi znać wszystkich książek
pisarza, ale ważne jest, by umiał stworzyć luzacką atmosferę, by można sobie
było wyciągnąć kielonka na stolik i porozmawiać o życiu. Stasiuk jest znany z
tego, że zaszył się w swoim szałasie w Wołowcu i generalnie stroni od ludzi, a media
ma w głębokim poważaniu. Nie lubi dziennikarzy. Wyjątkiem jest profesor Bereś,
który przyjaźni się z pisarzem od kilkunastu lat i - tak, tak - Dorota Wodecka.
Dziennikarka zdobyła zaufanie autora, więc rozmawiali sobie swobodnie.
Jednym może
przeszkadzać dygresyjny charakter tych rozmów, bo Wodecka nie ma w sobie
Cerbera, który warczy, gdy pogawędka zbacza z początkowo wybranego toru.
Zaczyna się od miłości. I tu mnie Stasiuk ujął, gdy opowiadał o swojej żonie,
ale zaraz zaczyna gadać o forsie, potem przechodzi płynnie do samochodów, a
później opowiada o swoim zamiłowaniu do gratów i śmieci. Wodecka pozwala mu
gadać, nie boi się zadawać trudnych pytań (Jest
coś, o co chce pana od kilku lat zapytać (...) Czy w więzieniu pana
przecwelili?)*, czasami się droczy ze swoim rozmówcą, prowokuje go i
podpuszcza, krzyczy na niego, bo za szybko jedzie.
[źródło] |
Rozmawiają o
wolności, o religii, o polityce, o nagrodzie Nike, o owcach, o Rosji, o Żydach,
o kobietach, o więzieniu, o PRL-u, o pieniądzach, zepsutych myszkach
komputerowych, o pisaniu, o życiu na wsi, o męskości, o kobiecości, o
książkach, o śmierci, o kulturze zdrowia i nieśmiertelności, o braku ideałów, o
kondycji współczesnego społeczeństwa, o Polsce i o matce Boskiej, o biskupach,
o mamie, o Smoleńsku, o Dylanie i Wojaczku, o grzechach młodości, o spokoju
wieku dojrzałego. Tak, mnóstwo tego, a każda refleksja, każda myśl niesie ze
sobą doświadczenie człowieka, dla którego życie jest wartością samą w sobie.
„Życie to
jednak strata jest" to książka fiszkowa. Czytając, co chwilę chwytałam za
ołówek i zakreślałam całe akapity.
No cóż...przyszedł
czas, by powiedzieć to słowo: mędrzec. Tak, bo Stasiuk w tych pogaduchach, niby
to luźnych, niby przyjacielskich, jednak wypowiada się jak człowiek, który ma
dobrze wszystko przemyślane, a jego światopogląd jest spójny. Nie stoi jednak
na katedrze i nie wygłasza kazań, ot, prosty chłopak ze wsi, dzieli się swoją
życiową filozofią.
Jaki jest więc
macho polskiej literatury? Buntownik? Outsider? To na pewno, sam wiele razy to
podkreśla. Dla mnie jednak to człowiek, który dobrze czuje się w „tu i teraz".
*Wszystkie
cytaty pochodzą z książki „Życie to
jednak strata jest"
Tu się nie da, ale wyobraź sobie narysowane tu wieeelkie serducho.
OdpowiedzUsuńIdealanie się zgadzamy w punkcie S.
Książka fiszkowa - dobre określenie.
A to od kogoś ukradłam, bo ja jestem taka złodziejka słów :) Jeszcze mam ukradzione "lubieśniczka" , "biełdronka" "kordełka" :). A to,że się zgadzamy- no ba! W końcu fejsbuk nas spiknął jako bratnie dusze :)
Usuń