Autor: Marcin Wójcik
Tytuł: W rodzinie
ojca mego
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Reportaż
Rok wydania: 2015
To nie jest
biografia o. Tadeusza Rydzyka.
To nie jest
diagnoza polskiego katolicyzmu.
To nie jest
monografia Radia Maryja i TV Trwam.
To jest zbiór reportaży
o ludziach zgromadzonych w imperium Ojca
Dyrektora.
To jest relacja z
samego serca środowiska związanego z toruńską rozgłośnią.
To jest próba
zrozumienia fenomenu Rodziny Radia Maryja.
Marcin Wójcik,
siedmioletni pracownik „Gościa Niedzielnego", absolwent Papieskiej
Akademii Teologicznej w Krakowie jest osobą, która ma stały kontakt ze
środowiskiem katolickim. Przez dwa lata Wójcik próbował wejść w szeregi Rodziny
Radia Maryja, by poznać swoich bohaterów. Obraz, jaki mu się wykreował nie
budzi przerażenia, tylko współczucie. Okazuje się, że ludzie zapatrzeni w Ojca
Dyrektora to często osoby zagubione, których łączy wypaczony obraz wiary
katolickiej osadzający się na przekonaniu, że zło czai się wszędzie. Walka ze
wspólnym wrogiem - rządem Tuska, genderowymi tendencjami, homoseksualistami -
stanowi fundament tej nieformalnej organizacji.
„W rodzinie ojca
mego" jest podzielona na rozdziały. Zamiast wstępu autor częstuje nas historią
pani Jadwigi, która prowadzi spokojny tryb życia, lubi prace w swoim ogrodzie,
bo to dobrze na stawy wpływa - typowy materiał na moherowy beret. Stereotyp. Za
chwilę jednak, reporter zupełnie zmienia temat i opowiada historię księdza,
który nie stroni od męskiego towarzystwa. Już o tym wcześniej pisał Wojciech
Tochaman we „Wściekłym psie". Nic nowego.
Wstrząsający jest tekst
o Pawle, który fanatycznie słucha Radia Maryja, ale jego żona woli Radio Zet i
na dodatek nie jest zbyt religijna, więc ją karze piętnastoma ciosami noża.
Wójcik rozmawia również z Krzysztofem- królem pumeksu- przekonanym, że za wiarę
trzeba cierpieć, bo jak powiada: Kogo Bóg
miłuje, tego biczuje. Z tych wypowiedzi wyłania sie obraz wykoślawionego i
zmanipulowanego niemyślenia. To przerażające, jak można wpłynąć na innych, mając
do tego odpowiednie predyspozycje, a Rydzyk niewątpliwie takie umiejętności
posiada.
O samym Ojcu
Dyrektorze w książce jest niewiele. Opowiada o nim jedynie osiemdziesięcioletni
redemptorysta, który przez Rydzyka zrzekł się po sześćdziesięciu latach habitu.
To właśnie ten zakonnik oraz o. Ludwik Wiśniewski są w książce głosami z
drugiej strony radiomaryjnego muru. Tak mała ilość osób prezentujących inne
podejście do Rodziny niestety szkodzi książce. Brak tu proporcji, przez co
reportaże narzucają jednoznaczne wnioski. Poza tym teksty są nierówne, a
obecność niektórych z nich (np. reportaż o księdzu Natanku) jest zupełnie
nieumotywowana, co też rozbija spójność zbioru.
Wójcik chce pokazać
w pełnym wymiarze środowisko, które bada. Zapisuje się zatem do Wyższej Szkoły
Kultury Społecznej i Medialnej i opisuje studentów. Przez rok chodzi modlić się
pod budynek KRRiT, razem z tymi, którzy pomiędzy słowami modlitwy rzucają
przekleństwa w stronę Krzysztofa Lufta, członka KRRiT, za to, że TV Trwam nie
dostała miejsca na multipleksie cyfrowym. Odwiedza Krzysztofa Lufta, a z
przeprowadzonej z nim rozmowy wyłania się portret człowieka wierzącego, który
niesłusznie jest traktowany jako wróg. Wójcik rozmawia również z innymi osobami
publicznymi- z aktorem Jerzym Zelnikiem oraz z posłanką Krystyną Pawłowicz.
Mam ambiwalentny
stosunek do książki Wójcika. Reporter stara się pokazać Rodzinę z kilku stron,
jednak proporcje są wyraźnie zachwiane, bo zbyt mało miejsca poświęca
„obcym", czyli tym, którzy nie zasilają szeregów Rodziny. Reporter w
jednym z wywiadów mówił, że zajął się tym tematem, bo chciał zrozumieć na czym
polega fenomen ojca Rydzyka. Tymczasem mam wrażenie, że z tych tekstów wynika
inna intencja, być może nieuświadomiona, a mianowicie - próba ostrzeżenia i
pokazania, jak fanatyzm, manipulacja, bazowanie na zagubieniu i samotności mogą
wypaczyć największe świętości. Wójcik tak dobiera bohaterów, że mamy wrażenie,
iż w Rodzinie są sami psychole, powiela więc stereotypy, które już wcześniej
istniały. Brakuje mi w tych reportażach zderzenia dwóch obozów, bo wtedy
czytelnik ma pełnowymiarowy obraz i sam może wyciągnąć wnioski, a w tym wypadku
jest prowadzony za rękę i to niekoniecznie po drodze, jaką chciałby pójść.
Książka bierze udział w Wyzwaniu 2015 - Autor ma takie same inicjały jak ja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.