Dwa dni festiwalowe
zleciały jak z bicza strzelił. Sobota i niedziela to w głównej mierze
wydarzenia poświęcone wspomnieniom i czytaniom.
W tym roku do Portu zawinęli
m.in. pisarze, którzy pamiętają jeszcze czasy Fortu Legnica. Miało być wspominkowo,
może trochę nostalgicznie. Poeci prowadzili spotkania z poetami. Prowadzący
mieli trzymać się scenariuszy, ale wiadomo jak to z poetami bywa- poszli za
głosami natchnienia i w rezultacie spotkania miały luźny charakter.
Według scenariusza,
prowadzący miał wydobyć z zaproszonych gości jakieś wspomnienia z lat
poprzednich, ale wcześniej na telebimie puszczane były fragmenty ze spotkań
legnickich i poprzednich Portów. Poeci i poetki, zasiadający na scenie nie
wiedzieli co też Artur Burszta- szef Biura Literackiego i główny sprawca
zamieszania - dla nich przygotował. Szkoda tylko, że nie zawsze te filmy
rozwiązywały języki gości.
Było różnie.
Czytania z nowych książek, próby powtórzenia wydarzeń sprzed kilkunastu lat
(rewelacyjne czytanie „Hot Clubu" przez Andrzeja Sosnowskiego i Tadeusza
Piórę, przy akompaniamencie pianina, za którym zasiadł Adma Wiedemann), rozmowy o nowych książkach. Bo trzeba Wam
wiedzieć, że przez cały rok w Biurze wychodziły nowe tomiki, które zostały
zaprezentowane na żywo przez poetów.
Tadeusz Pióro, Andrzej Sosnowski, Adam Wiedemann |
Wśród czytających
byli również:
Ryszard Krynicki |
Bohdan Zadura |
Dariusz Foks |
Dariusz Sośnicki |
Grzegorz Wróblewski |
Julia Szychowiak, Joanna Mueller |
Justyna Bargielska |
Krzysztof Jaworski |
Marcin Sendecki |
Roman Honet, Marta Podgórnik, Filip Zawada |
Uwieńczeniem
prezentacji poetyckich był niedzielny „koncert". W życiu nie widziałam
takiego zagęszczenia poetów w jednym miejscu i pewnie nigdy nie zobaczę.
Ponad
trzydziestu autorów, którzy znaleźli się w antologii „Sto wierszy polskich
stosownej długości" (w książce jest ich 44)przygotowanej na Port przez Artura Bursztę odczytało
po jednym wierszu ze wspominanego zbioru.
Prawdziwa poetycka orkiestra, która wybrzmiała
łącząc różne dźwięki. Świetnie wypadła Anna Podczaszy, czytająca swój wiersz danc, który jest napisany po węgiersku.
Anna Podczaszy |
Zbigniew Machej odśpiewał fragment Czterech litanii społeczno-ekonomicznych z lipca 2002 roku, wzbudzając co jakiś czas salwy śmiechu na sali.
Zbigniew Machej |
Urszula Kozioł natomiast wprowadziła poważniejszy ton.
Urszula Kozioł |
O tegorocznym Porcie w prasie różnie piszą - że to znowu było spotkanie Biurowych poetów
(no a kogo miało być, skoro formuła festiwalu zakładała wieczory wspominkowe, a
poza tym, ten, kto choć trochę czyta polską poezję współczesną dobrze wie, że
tak naprawdę to Biuro Literackie stworzyło kanon, bo przecież w ich oficynie
wychodzą zbiory Andrzeja Sosnowskiego, Marty Podgórnik, Marcina Świetlickiego,
Krzysztofa Jaworskiego, Bohdana Zadury, Krystyny Miłobędzkiej, Tadeusza
Różewicza, Tymoteusza Karpowicza i wielu innych ważnych pisarzy). Jedna z
dziennikarek zarzuca, że publiczność nudziły filmy sprzed lat. HELOOOOO!!! Nie
lubię, gdy ktoś wypowiada się w moim imieniu, bo ja też byłam wśród
publiczności i wcale się nie nudziłam. Z mojej perspektywy wygląda to inaczej.
W końcu mogłam zobaczyć to, o czym ciągle słyszałam: a to jak Zadura smażył
słynne naleśniki i grał w ping-ponga z Piotrem Sommerem na okładce książki
Johna Ashbery'ego albo słynne strzyżenie Krzysztofa Jaworskiego w jednym z
zakładów fryzjerskich w Legnicy. A, gdy oglądałam kroniki z lat późniejszych,
to z sentymentu łezka się w oku kręciła. Ech...
Ale nie samymi
czytaniami festiwal stoi, bo przecież nie ma to jak ożywiona dyskusja.
Spotkanie poświęcone konkursowi „Krytyk z uczelni" prowadzone przez
Przemysława Rojka, w którym wzięli udział prof. Piotr Śliwiński i Grzegorz
Jankowicz, było okazją do ciekawej rozmowy o kanonie. Goście i publiczność
zastanawiali się nad tym, czym jest kanon dzisiaj, a czym powinien być, kto go ustala,
jaki wpływ na kanon mogą mieć nagrody literackie.
A absolutnym
hiciorem na Porcie był Kazio Sponge - sześcioletni mądrala, który przeszkadzał
w czasie prezentowania książki Jacka Podsiadły „Przedszkolny sen Marianki.
Bo
niedziela, jak za starych dobrych Portów bywało, stała się dniem dla dzieci. Takiej
frekwencji to chyba na żadnym spotkaniu nie było.
Nie obyło się bez fristajlowania:
Na koniec inny akcent
muzyczny - ogłoszenie wyników w konkursie „Portowe piosenki".
I toast wzniesiony
przez Artura Bursztę w podziękowaniu za dwadzieścia lat współpracy.
Artur Burszta |
I pożegnanie.
Burszta oficjalnie ogłosił, że to był ostatni wrocławski Port. Nie wnikam w politykę kulturalną miasta, ale tak prywatnie, tak sentymentalnie,
tak w ogóle to jest mi po prostu przykro. I smutno. Bo to był jedyny festiwal,
na którym choć raz w roku mogłam poobcować z poezją w czystej postaci. Dotknąć,
posłuchać, zdobyć autograf, odkryć nowe, ciekawe nazwiska. A teraz co?
Wprawdzie Burszta nie zapowiedział zakończenia działalności Portu w ogóle.
Planowane są edycje poza granicami kraju, a już w lipcu, sierpniu i wrześniu
festiwal zawita do Kołobrzegu, Gdańska i Stronia Śląskiego. Z tego co gdzieś
tam podsłuchałam w kuluarach szykowane są jakieś niespodzianki, więc jak tylko
będziecie mieli okazję zawinąć do Portu, to nie ma się co zastanawiać. A
informacje o edycjach pewnie umieszczę w Kąciku.
Ech...naprawdę
szkoda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.