Autor: Andrzej Sowa
Tytuł: Ocalony.
Ćpunk w Kościele
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2015
Andrzej Sowa był
wokalistą punkowego zespołu Maria Nefeli. W 1990 roku jego kapela wygrała
konkurs na festiwalu w Jarocinie, sam Lech Janerka ich promował. Mogłoby się to
skończyć jakąś płytą albo nawet muzyczną karierą, jednak Sowa wybrał inną
drogę.
Jedenaście lat
przećpanych, początki to „marycha", potem były tzw. twarde narkotyki i
heroina. Osiem lat dawania w żyłę, dziewięć zapaści. Spanie po piwnicach,
kradzieże, dilowanie - tak wyglądała młodość Andrzeja Sowy. Typowy życiorys
ćpuna. To były lata siedemdziesiąte, z jednej strony szara rzeczywistość, z
drugiej błyskawicznie rozwijająca się filozofia punkowej anarchii. Sowa
odnalazł się w tej subkulturze, nosił irokeza, skórę nabitą ćwiekami, a jego
mottem stało się hasło no future.
Tak to po krótce
wygląda.
Życie na haju
skończyłoby się zapewne w grobie, gdyby nie Marzena, która zabrała
„Koguta" z piwnicy, gdzie był niemal padliną i pożywką dla szczurów.
Dziewczyna zaopiekowała się nim, dała mu dach nad głową, nakarmiła i ...
okłamała.
Mieli jechać na
imprezę, tak mu powiedziała, ale w pociągu przyznała się, że zabiera go na
rekolekcje. Wpadł w szał, opanował się dopiero jak przygrzał.
Chciał rozwalić
całe to nawiedzone towarzystwo, ale został i z każdym dniem doświadczał
niewytłumaczalnych rzeczy. I tak to się zaczęło. Pierwsza spowiedź, gluty z
nosa, poczucie, że komuś na nim zależy.
„Ocalony. Ćpunk w
Kościele" to książka - świadectwo spisana w formie monologu. Zwykły
człowiek opowiada o swoim życiu, o tym jak wpadł w narkomanię, jak sięgnął dna
i w końcu jak doświadczył boskiej interwencji i został cudownie uzdrowiony z
nałogu.
Zawsze podchodzę do
takich świadectw z dystansem. Nie, żebym nie wierzyła w cuda, ale jakoś tak nie
przemawiają do mnie ludzie, którzy z natchnieniem i charyzmą w oczach
opowiadają o swoich nawróceniach i ozdrowieniach. Ale czytając wyznania Sowy,
pomyślałam sobie: po co facet miałby kłamać? Z jego monologu bije ogromne
zawierzenie boskiej opiece, ale nie jest to nachalne ewangelizowanie. Sowa
opowiada swoją historię, by dać nadzieję, że można wyjść z głębokiego
uzależnienia bez pomocy Monaru, terapii, bo każdy musi znaleźć swoją drogę,
wystarczy tylko chcieć.
Jest wiele takich
świadectw, a opowieść Sowy nie wyróżnia się spośród innych narkożyciorysów.
Najpierw opisane są lata młodości, pierwsze fascynacje dragami, uprawa własnej
konopii, oszukiwanie rodziców, rzucenie szkoły, odejście z domu, wałęsanie się
po Polsce, ciągi narkotyczne, detoksy, dno i w końcu cudowne wyjście z nałogu i
nowe życie, dla kogoś kto „siedzi" w temacie, książka może smakować jak
odgrzewany kotlet. Dla tych jednak, którzy nie czytali wcześniej jakichkolwiek
świadectw o wyjściu z uzależnienia, „Ocalony" będzie ciekawym
doświadczeniem czytelniczym.
Zastanawiałam się nad nabyciem tej książki, ale właśnie miałam obawy, że nie zetknę się z niczym, o czym wcześniej bym nie czytała. Akurat z tą tematyką spotykałam się w literaturze już wiele razy i jeśli autor nie zaskakuje niczym odkrywczym, nie widzę sensu po 'Ocalonego' sięgać. Szczególnie, że wszelkie 'boskie interwencje' nie istnieją w moim światopoglądzie...
OdpowiedzUsuńno, to kolejne świadectwo, jakich wiele, jeżeli ktoś szuka czegoś nowego, to tego tm nie znajdzie, ale to kolejna historia, która może komuś dać nadzieję, na to ,że można wygrać- każdy jednak musi znaleźć własną drogę, Sowa akurat oparł się na Bogu, w sumie to mu nawet zazdroszczę tak gorącej wiary, choć w książce, nie jest to jakieś nachalne
UsuńMoja Droga Klaudyno czy wierzysz czy nie wierzysz w CHRYSTUSA , ale
OdpowiedzUsuńspotkasz się z NIM czy prędzej czy póżniej twarzą w twarz i musisz rozliczyć się z tego życia. Egzaminu poprawkowego już wtedy nie będzie Kochana - pozdrawiam.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Usuń