Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 1 listopada 2014

Krakowskie podróże literackie cz. III

Fala relacji z Krakowskich Targów powoli zaczyna opadać, tak jak moje emocje po sobotnim i niedzielnym pobycie w wielgachnej hali EXPO.

Na miejsce dotarłam ok. 10:30, jeszcze nie było tych gigantycznych kolejek, choć przy szatni już zaczęły tworzyć się korki. Jedna szatnia na całe targi to nieporozumienie, tak samo jak czynne trzy kasy w czasie, gdy najwięcej ludzi zaczęło spływać na ul. Galicyjską 9.

Dwie sale- Wisła i Dunaj, znikoma liczba wolontariuszy, brak planu sal, to przyczyniło się do tego, że ciągle się gubiłam. Organizatorzy mogliby się bardziej postarać. Pomijam fakt, że stoiska największych wydawnictw ulokowane były naprzeciwko siebie i w momencie, gdy jakieś dwie gwiazdy podpisywały książki, nie szło przejść.

Plan był taki: o 13:00 udaję się do sali Wiedeń A i tam zostaję kolejno na spotkaniu blogerów, potem Cejrowski i na końcu spełnienie mego marzenia – Jaume Cabré.

Na początku był chaos. Na końcu niesmak. Spotkanie blogerów organizacyjnie poniosło porażkę na całej linii. Wręczono, a przynajmniej usiłowano wręczyć, eBuki, wyróżnienia dla blogów, jednak żaden z laureatów nie pojawił się na sali (w chwilę później pojawiła się Ania z „Pisaninki”, która została obdarowana gromkimi brawami oraz nagrodą czytelników).

I się zaczęło. Sławek z granice.pl został złapany gdzieś na korytarzu i pięć minut przed spotkaniem poproszono go o poprowadzenie dyskusji. Chłopak zaskoczony i kompletnie nieprzygotowany (bo co można wymyślić w pięć minut?) dwoił się i troił w końcu skapitulował i stwierdził, że tematy mu się kończą, więc może zebrani mają jakieś pomysły na zagospodarowanie pozostałego czasu.

No to kolejna łapanka. Tym razem jej ofiarami padli pisarze – Krzysztof Spadło i Ewa Bauer, którzy w kilku zdaniach próbowali opowiedzieć o swoim stosunku do blogów.

Następnie zupełnie spontanicznie pałeczkę przejęły trzy blogerki – Magnolia, Gosiarella i Agata. No i się zaczęło...Próba nakręcenia dyskusji okazała się kompletną porażką. Nie ma się co dziwić, dziewczyny nie mają doświadczenia w publicznych występach, a do tego brak moderatora, który nadałby odpowiedni tor rozmowie, skończył się słownymi przepychankami, skakaniem z wątku na wątek i sławną już chyba pyskówką pań z wydawnictwa.

Na spotkaniu dowiedziałam się, że blogi książkowe są nudne, ich autorzy nie mają pomysłu na pisanie ciekawych recenzji, a by podnieść statystyki trzeba rozszerzyć tematykę bloga np. o true story.

Ciśnienie mi się podniosło. Tematy odwieczne i ważne dla blogosfery- dla kogo piszemy, jaka jest wartość tych tekstów, czym są dla nas statystyki, zostały spłycone i zmieszane z błotem. Ale nie ma się co dziwić. Mieliśmy pięćdziesiąt minut, nie było prowadzącego, a mikrofon latał z jednej części sali na drugą bez ładu i składu. Trudno w takim chaosie powiedzieć coś sensownego, odnieść się do czyjegoś zdania, skończyć wątek, być dobrze zrozumianym. Nie będę w tym miejscu wypowiadać się na temat dla kogo piszę, czy interesują mnie statystyki, powiem tylko jedno – jeżeli ktoś uważa, że blogi książkowe są nudne, to niech zacznie czytać blogi książkowe, które takie nie są. Znam mnóstwo blogerów i blogerek, którzy piszą teksty pomysłowe, a wszystkie moje ulubione blogi są podlinkowane, więc zapraszam do odwiedzania. Jeżeli ktoś nie potrafi pisać, nie ma pomysłu, to nawet jak będzie prowadził trendowego bloga o tematyce lajfstajlowej, choćby się usrał, nie stanie się nagle mistrzem pióra/ klawiatury i nie podniesie sobie słupków. To nie w tematyce leży problem, tylko w umiejętności przyciągania czytelnika. Amen.

Po tych żenujących pięćdziesięciu minutach, kolejne trzydzieści minut żenady. Wojciech Cejrowski i Stefan Czerniecki w dowcipny sposób (w ich mniemaniu) dogryzali sobie i opowiadali o książkach podróżniczych, bezczelnych czytelnikach, którzy potrafią podejść z karteczką papieru po autograf.
Wojciech Cejrowski
Na szczęście ta pokazówka rozbuchanego ego bosego podróżnika szybko się skończyła i z niecierpliwością czekałam na najważniejsze dla mnie spotkanie.

To niesamowite, człowiek dostaje książkę do recenzji, podchodzi do niej z dużym dystansem, tym bardziej, że ponad sześćset stron to nie bagatelka i nagle doznaje czytelniczego katharsis. Tak było w przypadku „Głosów Pamano” Jaumego Cabré. Wpadłam w tę prozę i już nie chciałam z niej wyjść. A tu proszę, pisarz przyjeżdża do Krakowa! Czyż to nie cudowny zbieg okoliczności?
Dlatego już od 13-tej siedziałam w sali Wiedeń A, dlatego poświęciłam się i pozostałam na spotkaniu z Cejrowskim i w końcu się doczekałam.

Michał Nogaś, Anna Sawicka i On. Opowiadał o pisaniu, o tym, że jak kończy książkę, to zawsze ląduje w szpitalu, bo organizm musi odreagować. Jest długodystansowcem, pisze po 6-7 lat, a zdarzało się, że powieść powstawała nawet 9 lat. Pisarz odsłonił również rąbka tajemnicy swego warsztatu, przeprowadził krótki kurs, jak budować fabułę i dialogi, to było niesamowicie inspirujące i dowcipne. Na koniec dodał, że kolekcjonuje zakładki do książek, ale ma ich tyle, że chętnie się nimi podzieli.
Michał Nogaś, Jaume Cabre, Anna Sawicka
Całe spotkanie tłumaczyła Anna Sawicka, która przekłada książki Cabrego.
Po tej cudnej godzinie poleciałam na stoisko Marginesów, gdzie pisarz miał dawać autografy. Mój instynkt łowcy podpisów zawiódł i poszłam nie do tej hali co trzeba, a jak już trafiłam we właściwe miejsce, wrosłam w posadzkę. Takich tłumów to ja nie widziałam nawet na pl. Bema we Wrocławiu, gdzie znajduje się słynna lodziarnia, do której ustawiają się kilometrowe kolejki. Po godzinie udało mi się dotrzeć do autora i warto było. Głos mi drżał, a gdy powiedziałam, że też zbieram zakładki do książek, Cabré szczerze się roześmiał i mnie pocałował w rękę! To było niesamowite spotkanie, które owijam sobie ciepłym szaliczkiem wspomnień i wkładam do szufladki ze spełnionymi marzeniami.

Po tych emocjach chwila snucia się po stoiskach. W końcu udało mi się poznać Anię Augustyńczyk z Prószyńskiego, która jest niesamowicie ciepłą osobą, Panią Martę Bartosik z WL, z którą mailami wymieniam się już blisko osiem lat, a jeszcze nigdy nie miałam okazji jej poznać. Na stoisku Marginesów zaczepiłam Panią Magdalenę Śniecińską, to właśnie ona poleciła mi „Głosy Pamano” i rozbudziła moją miłość do Cabrego, a na stoisku W.A.B. zamieniłam kilka słów z Pauliną Panek. Nie mogłam również nie odwiedzić wrocławskich Książkowych Klimatów, gdzie zostałam poczęstowana greckimi krówkami, najnowszą powieścią Jaroslava Rudiša i esejami Pala Kosatika. 

Na stoisku Afery natomiast można było dostać spod lady napój Bogiń (ja osobiście mam zbyt delikatne kubki smakowe, ale Kasia z Mojej Pasieki" łyknęła magiczny trunek bez mrugnięcia okiem, nawet się nie skrzywiła).

Fakt, że organizacja Targów była kiepska, spotkania oficjalne niezbyt udane (nie licząc tego z Cabré), to jednak kuluarowe pogaduchy zrekompensowały wszystkie niedogodności. Ogromnie się cieszę, że mogłam spotkać Kasię z MojejPasieki" (tak, tak kochana, Ty już się szykuj na grudzień, bo nie wyobrażam sobie, że Cię nie będzie na Promocjach Dobrych Książek). Dziękuję Uli z „Pełnego zlewu” i Wiktorii z „Przeczytaj mnie” za skuteczny masaż przepony i prezentację surykatek (pamiętajcie, grudzień, Wrocław, nakarmię Was), Jarkowi z „Krytycznym Okiem” i Nai z „Literackich skarbów świata całego” za te kilka słów zamienionych w przelocie i Monice z „God save the book” za niedzielne pogaduszki.

Bo wiecie co jest najfajniejsze w tym wszystkim? Że poznajesz ludzi, którzy cierpią na to co ty, są pasjonatami, choć codziennie pracują w biurach, szkołach, firmach. A takie Targi są świętem, spotkaniem, na którym mogą się zawiązać naprawdę bliskie relacje. Dziękuję wszystkim za dotrzymanie towarzystwa. Marzy mi się, by na grudniowe Wrocławskie Promocje Dobrych Książek również zaczęli się zjeżdżać blogerzy z całej Polski. U nas jest kameralnie, mniej branżowo, tak swojsko – przyjedźcie, spotkamy się w grudniu.
Z Moniką i Kasią pod ścianą sław
Z Wiktorią, Ulą i Kasią (już tęsknię)
A na koniec mała prywata – Smoku, Hipciu, Wam należą się największe podziękowania, bo gdybyście nie ugościli mnie w Pomarańczowej Pieczarze, nie miałabym gdzie się podziać, a co za tym idzie- przyjechałabym tylko na spotkanie z Cabre. Z całego Magulcowego serduszka dziękuję za zaopiekowanie, dopieszczanie i za prezent, który sobie teraz tyka (oj, głośno tyka) w kuchni.




10 komentarzy:

  1. Surykatki przybędą! Wrocławiu, drżyj! Oj jak ja już tęsknię :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sesesesese, Wrocław drży :) I też tęsknię....Szyybko zleci do grudnia :)

      Usuń
  2. Kolejna okazja spotkania Jaume Cabre przemknęła mi koło nosa. Zawsze wiedziałam, że jestem pechowcem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przyszłym roku na targach ma być premiera jego nowej książki, więc może znowu przyleci, będziesz miała okazję przyjechać :)

      Usuń
    2. W przyszłym roku już nie odpuszczę. Jeśli nie wydam wszystkiego podczas Warszawskich Targów Książki, pojawię się na Krakowskich :)

      Usuń
    3. A może na Warszawskie Targi przyjedzie? Nigdy nic nie wiadomo :) A ja też będę, to mam nadzieję, że tym razem uda nam się spotkać :)

      Usuń
  3. a wiesz... wybieram się do Wrocławia na Wasze targi :)))
    pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oooo to ekstra!!! Zobaczymy się na pewno! Już coś z Izkeim wykombinujemy, jakąś knajpkę i sobie posiedzimy przy kawce :)

      Usuń
  4. Uwielbiam Cię! Fragment o spotkaniu opisałaś rewelacyjnie i trudno mi się z tym nie zgodzić :-) I oczywiście, Wrocław w końcu muszę odwiedzić! I nie tylko dlatego, że to piękne miasto i że jakieś tam wydarzenia literackie.. Muszę się znowu z Tobą spotkać! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) No właśnie, na Promocje zapraszam jak najbardziej, ale może uda się jak już śniegi stopnieją, przyjechać do Wrocławia ot tak, na pogaduchy i tropienie krasnali. :)

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.