Fala relacji z Krakowskich Targów powoli zaczyna opadać, tak jak moje
emocje po sobotnim i niedzielnym pobycie w wielgachnej hali EXPO.
Na miejsce dotarłam ok. 10:30, jeszcze nie było tych gigantycznych
kolejek, choć przy szatni już zaczęły tworzyć się korki. Jedna szatnia na całe
targi to nieporozumienie, tak samo jak czynne trzy kasy w czasie, gdy najwięcej
ludzi zaczęło spływać na ul. Galicyjską 9.
Dwie sale- Wisła i Dunaj, znikoma liczba wolontariuszy, brak planu sal,
to przyczyniło się do tego, że ciągle się gubiłam. Organizatorzy mogliby się
bardziej postarać. Pomijam fakt, że stoiska największych wydawnictw ulokowane
były naprzeciwko siebie i w momencie, gdy jakieś dwie gwiazdy podpisywały
książki, nie szło przejść.
Plan był taki: o 13:00 udaję się do sali Wiedeń A i tam zostaję kolejno
na spotkaniu blogerów, potem Cejrowski i na końcu spełnienie mego marzenia –
Jaume Cabré.
Na początku był chaos. Na końcu niesmak. Spotkanie blogerów
organizacyjnie poniosło porażkę na całej linii. Wręczono, a przynajmniej
usiłowano wręczyć, eBuki, wyróżnienia dla blogów, jednak żaden z laureatów nie
pojawił się na sali (w chwilę później pojawiła się Ania z „Pisaninki”, która
została obdarowana gromkimi brawami oraz nagrodą czytelników).
I się zaczęło. Sławek z granice.pl został złapany gdzieś na korytarzu i
pięć minut przed spotkaniem poproszono go o poprowadzenie dyskusji. Chłopak
zaskoczony i kompletnie nieprzygotowany (bo co można wymyślić w pięć minut?)
dwoił się i troił w końcu skapitulował i stwierdził, że tematy mu się kończą,
więc może zebrani mają jakieś pomysły na zagospodarowanie pozostałego czasu.
No to kolejna łapanka. Tym razem jej ofiarami padli pisarze – Krzysztof
Spadło i Ewa Bauer, którzy w kilku zdaniach próbowali opowiedzieć o swoim
stosunku do blogów.
Następnie zupełnie spontanicznie pałeczkę przejęły trzy blogerki –
Magnolia, Gosiarella i Agata. No i się zaczęło...Próba nakręcenia dyskusji
okazała się kompletną porażką. Nie ma się co dziwić, dziewczyny nie mają
doświadczenia w publicznych występach, a do tego brak moderatora, który nadałby
odpowiedni tor rozmowie, skończył się słownymi przepychankami, skakaniem z
wątku na wątek i sławną już chyba pyskówką pań z wydawnictwa.
Na spotkaniu dowiedziałam się, że blogi książkowe są nudne, ich autorzy
nie mają pomysłu na pisanie ciekawych recenzji, a by podnieść statystyki trzeba
rozszerzyć tematykę bloga np. o true story.
Ciśnienie mi się podniosło. Tematy odwieczne i ważne dla blogosfery-
dla kogo piszemy, jaka jest wartość tych tekstów, czym są dla nas statystyki,
zostały spłycone i zmieszane z błotem. Ale nie ma się co dziwić. Mieliśmy
pięćdziesiąt minut, nie było prowadzącego, a mikrofon latał z jednej części
sali na drugą bez ładu i składu. Trudno w takim chaosie powiedzieć coś
sensownego, odnieść się do czyjegoś zdania, skończyć wątek, być dobrze
zrozumianym. Nie będę w tym miejscu wypowiadać się na temat dla kogo piszę, czy
interesują mnie statystyki, powiem tylko jedno – jeżeli ktoś uważa, że blogi
książkowe są nudne, to niech zacznie czytać blogi książkowe, które takie nie
są. Znam mnóstwo blogerów i blogerek, którzy piszą teksty pomysłowe, a
wszystkie moje ulubione blogi są podlinkowane, więc zapraszam do odwiedzania.
Jeżeli ktoś nie potrafi pisać, nie ma pomysłu, to nawet jak będzie prowadził
trendowego bloga o tematyce lajfstajlowej, choćby się usrał, nie stanie się
nagle mistrzem pióra/ klawiatury i nie podniesie sobie słupków. To nie w
tematyce leży problem, tylko w umiejętności przyciągania czytelnika. Amen.
Po tych żenujących pięćdziesięciu minutach, kolejne trzydzieści minut
żenady. Wojciech Cejrowski i Stefan Czerniecki w dowcipny sposób (w ich
mniemaniu) dogryzali sobie i opowiadali o książkach podróżniczych, bezczelnych
czytelnikach, którzy potrafią podejść z karteczką papieru po autograf.
Wojciech Cejrowski |
Na
szczęście ta pokazówka rozbuchanego ego bosego podróżnika szybko się skończyła
i z niecierpliwością czekałam na najważniejsze dla mnie spotkanie.
To niesamowite, człowiek dostaje książkę do recenzji, podchodzi do niej
z dużym dystansem, tym bardziej, że ponad sześćset stron to nie bagatelka i
nagle doznaje czytelniczego katharsis. Tak było w przypadku „Głosów Pamano”
Jaumego Cabré. Wpadłam w tę prozę i już nie chciałam z niej wyjść. A tu proszę,
pisarz przyjeżdża do Krakowa! Czyż to nie cudowny zbieg okoliczności?
Dlatego już od 13-tej siedziałam w sali Wiedeń A, dlatego poświęciłam
się i pozostałam na spotkaniu z Cejrowskim i w końcu się doczekałam.
Michał Nogaś, Anna Sawicka i On. Opowiadał o pisaniu, o tym, że jak kończy
książkę, to zawsze ląduje w szpitalu, bo organizm musi odreagować. Jest
długodystansowcem, pisze po 6-7 lat, a zdarzało się, że powieść powstawała
nawet 9 lat. Pisarz odsłonił również rąbka tajemnicy swego warsztatu,
przeprowadził krótki kurs, jak budować fabułę i dialogi, to było niesamowicie
inspirujące i dowcipne. Na koniec dodał, że kolekcjonuje zakładki do książek,
ale ma ich tyle, że chętnie się nimi podzieli.
Michał Nogaś, Jaume Cabre, Anna Sawicka |
Całe spotkanie tłumaczyła Anna Sawicka, która przekłada książki
Cabrego.
Po tej cudnej godzinie poleciałam na stoisko Marginesów, gdzie pisarz
miał dawać autografy. Mój instynkt łowcy podpisów zawiódł i poszłam nie do tej
hali co trzeba, a jak już trafiłam we właściwe miejsce, wrosłam w posadzkę.
Takich tłumów to ja nie widziałam nawet na pl. Bema we Wrocławiu, gdzie
znajduje się słynna lodziarnia, do której ustawiają się kilometrowe kolejki. Po
godzinie udało mi się dotrzeć do autora i warto było. Głos mi drżał, a gdy
powiedziałam, że też zbieram zakładki do książek, Cabré szczerze się roześmiał
i mnie pocałował w rękę! To było niesamowite spotkanie, które owijam sobie
ciepłym szaliczkiem wspomnień i wkładam do szufladki ze spełnionymi marzeniami.
Po tych emocjach chwila snucia się po stoiskach. W końcu udało mi się
poznać Anię Augustyńczyk z Prószyńskiego, która jest niesamowicie ciepłą osobą,
Panią Martę Bartosik z WL, z którą mailami wymieniam się już blisko osiem lat,
a jeszcze nigdy nie miałam okazji jej poznać. Na stoisku Marginesów zaczepiłam
Panią Magdalenę Śniecińską, to właśnie ona poleciła mi „Głosy Pamano” i
rozbudziła moją miłość do Cabrego, a na stoisku W.A.B. zamieniłam kilka słów z
Pauliną Panek. Nie mogłam również nie odwiedzić wrocławskich Książkowych
Klimatów, gdzie zostałam poczęstowana greckimi krówkami, najnowszą powieścią
Jaroslava Rudiša i esejami Pala Kosatika.
Na stoisku Afery natomiast można było
dostać spod lady napój Bogiń (ja osobiście mam zbyt delikatne kubki smakowe,
ale Kasia z „Mojej Pasieki" łyknęła magiczny trunek bez mrugnięcia okiem, nawet
się nie skrzywiła).
Fakt, że organizacja Targów była kiepska, spotkania oficjalne niezbyt
udane (nie licząc tego z Cabré), to jednak kuluarowe pogaduchy zrekompensowały
wszystkie niedogodności. Ogromnie się cieszę, że mogłam spotkać Kasię z „MojejPasieki" (tak, tak kochana, Ty już się szykuj na grudzień, bo nie wyobrażam
sobie, że Cię nie będzie na Promocjach Dobrych Książek). Dziękuję Uli z
„Pełnego zlewu” i Wiktorii z „Przeczytaj mnie” za skuteczny masaż przepony i
prezentację surykatek (pamiętajcie, grudzień, Wrocław, nakarmię Was), Jarkowi z
„Krytycznym Okiem” i Nai z „Literackich skarbów świata całego” za te kilka słów
zamienionych w przelocie i Monice z „God save the book” za niedzielne
pogaduszki.
Bo wiecie co jest najfajniejsze w tym wszystkim? Że poznajesz ludzi,
którzy cierpią na to co ty, są pasjonatami, choć codziennie pracują w biurach, szkołach,
firmach. A takie Targi są świętem, spotkaniem, na którym mogą się zawiązać
naprawdę bliskie relacje. Dziękuję wszystkim za dotrzymanie towarzystwa. Marzy
mi się, by na grudniowe Wrocławskie Promocje Dobrych Książek również zaczęli
się zjeżdżać blogerzy z całej Polski. U nas jest kameralnie, mniej branżowo,
tak swojsko – przyjedźcie, spotkamy się w grudniu.
Z Moniką i Kasią pod ścianą sław |
Z Wiktorią, Ulą i Kasią (już tęsknię) |
A na koniec mała prywata – Smoku, Hipciu, Wam należą się największe
podziękowania, bo gdybyście nie ugościli mnie w Pomarańczowej Pieczarze, nie
miałabym gdzie się podziać, a co za tym idzie- przyjechałabym tylko na
spotkanie z Cabre. Z całego Magulcowego serduszka dziękuję za zaopiekowanie,
dopieszczanie i za prezent, który sobie teraz tyka (oj, głośno tyka) w kuchni.
Surykatki przybędą! Wrocławiu, drżyj! Oj jak ja już tęsknię :*
OdpowiedzUsuńSesesesese, Wrocław drży :) I też tęsknię....Szyybko zleci do grudnia :)
UsuńKolejna okazja spotkania Jaume Cabre przemknęła mi koło nosa. Zawsze wiedziałam, że jestem pechowcem.
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku na targach ma być premiera jego nowej książki, więc może znowu przyleci, będziesz miała okazję przyjechać :)
UsuńW przyszłym roku już nie odpuszczę. Jeśli nie wydam wszystkiego podczas Warszawskich Targów Książki, pojawię się na Krakowskich :)
UsuńA może na Warszawskie Targi przyjedzie? Nigdy nic nie wiadomo :) A ja też będę, to mam nadzieję, że tym razem uda nam się spotkać :)
Usuńa wiesz... wybieram się do Wrocławia na Wasze targi :)))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
Oooo to ekstra!!! Zobaczymy się na pewno! Już coś z Izkeim wykombinujemy, jakąś knajpkę i sobie posiedzimy przy kawce :)
UsuńUwielbiam Cię! Fragment o spotkaniu opisałaś rewelacyjnie i trudno mi się z tym nie zgodzić :-) I oczywiście, Wrocław w końcu muszę odwiedzić! I nie tylko dlatego, że to piękne miasto i że jakieś tam wydarzenia literackie.. Muszę się znowu z Tobą spotkać! :*
OdpowiedzUsuńDziękuję :) No właśnie, na Promocje zapraszam jak najbardziej, ale może uda się jak już śniegi stopnieją, przyjechać do Wrocławia ot tak, na pogaduchy i tropienie krasnali. :)
Usuń