Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 29 stycznia 2012

Newsy z życia przepisane


Nie wiem od czego zacząć, może od tego, że się nie wyrabiam i już mam czasami serdecznie dość. Tak, tak, chodzi o pracę. Pewnie sobie myślicie, że po filologii polskiej najczęściej trafia się do szkoły albo do redakcji, wydawnictwa, można też czasami próbować zaciągnąć się do gazety albo portalu internetowego lub zostać na uczelni, by zrobić doktorat i po czterech kolejnych latach edukacji pozostać z tytułem doktora i ...tyle. Otóż, w moim przypadku sprawa ma się nieco inaczej. Zaraz po studiach udało mi się trafić do firmy zarządzającej wspólnotami mieszkaniowymi. Nie miałam zielonego pojęcia z czym to się je, broniłam się przed tą pracą, ale moja ówczesna współlokatorka, która już tam pracowała, usilnie mnie namawiała, bym spróbowała. Szef wymagał tylko jednego - chęci do pracy. No tego to mi nie brakowało- świeżo po studiach zachodziłam w głowę, jak tu się utrzymać, by zostać w moim ukochanym mieście i trafiło się jak ślepej kurze ziarno. No to co miałam zrobić, dziobnęłam ziarenko i tak tkwię na tej fermie już piąty rok.
Do moich obowiązków należy administracja i zarządzanie nieruchomościami. Nie, nie sprzedaję mieszkań, nie jestem agentem nieruchomości, ja zarządzam, a to znaczy, że kontaktuję sie z zarządami wspólnot, przygotowuję dokumenty (np. uchwały), zbieram głosy pod uchwałami, planuję wraz z działem technicznym remonty, zgłaszam awarie - jednym słowem- dbam o budynek, by się ludziom dobrze mieszkało. Praca jest stresująca, czasami mnie szlag trafia, bo ludzie w zarządach mają swoje humorki, zachcianki i trzeba jeździć po godzinach, by coś pozałatwiać, godzić zwaśnionych sąsiadów, użerać sie z upierdliwymi właścicielami. Ale zdarzają się miłe chwile- za Panie z zarządu z ul. Sienkiewicza w ogień bym poszła, no i mój kochany Pan Janeczek z Grunwaldzkiej z tym swoim poczuciem humoru.  A o cudnej ekipie z mojego pokoju w biurze nie wspomnę. Bywa wesoło, ale, jak to w każdej pracy bywa,  niekiedy jest warcząco. I teraz właśnie jest taki gorący okres, bo w pierwszym kwartale zarządca ma obowiązek zwołać zebranie właścicieli, by na nim omówić swoją roczną działalność.
Nasza firma ma ok. 80 wspólnot, więc do końca marca musimy zwołać 80 zebrań. Zebrania są popołudniami, bo ludzie rano pracują i nie mogą przyjść, więc teraz codziennie zostajemy po godzinach. Każdy z nas prowadzi zebranie swojej wspólnoty. Ja mam ponad 20, ale do moich obowiązków należy przygotowanie dokumentów na WSZYSTKIE zebrania. Tego jest w cholerę, bo i uchwały muszę pisać i sprawozdanie z działalności zarządcy, do tego przygotowuję zawiadomienia o zebraniach i pilnuję, by zostały zachowane terminy. Na dodatek muszę też załatwiać sprawy bieżące. Generalnie- brakuje mi doby. I sił powoli też. W weekendy nie wypoczywam, bo leze do biura albo biorę sobie prace do domu. W ściekam się, bo nie mam czasu na czytanie książek i blogów, choć się staram. Łażę przez to podrażniona, warczę na wszystkich i generalnie cierpię na gawiedziowstręt. Mam krasnoludkowe nastroje (dla niewtajemniczonych- mam ochotę zrobić się taka malutka jak krasnoludek, by mnie nikt nie widział). Chcę do domu- do Mamy i Taty. Tam mam spokój i tam wypocznę, ale nie mam kiedy jechać.
Wprawdzie mam niedaleko, bo to tylko 100 km, ale...

No właśnie i tu kolejny news- zaczęłam brać korepetycje z angielskiego. To moje postanowienie urodzinowe (bo ja nie robię noworocznych postanowień, tylko urodzinowe) - nauczyć się angielskiego. Znaczy się- przebić głową mur, złamać blokadę językową i zacząć gadać po prostu. Ja dużo rozumiem, ale za cholerę nie otworzę paszczy, bo..no bo nie wiem dlaczego. Zatyka mnie i już.
Korepetycje mam w soboty, więc już mi się nie opłaca jechać do rodziców. Ale za tydzień jadę, bo zwariuję. Korepetycję przełożę.

A tak w ogóle to się przeprowadzam. Jestem przeszczęśliwa, bo :
1. Ile można wynajmować mieszkanie ze studentami? A ja na dodatek współdzielę pokój z inną dziewczyną. Madzia jest bardzo sympatyczna, ale ja już jestem za stara na takie mieszkanie. Mam 29 lat i naprawdę potrzebuję własnego kąta, by się zaszyć, odizolować- zwłaszcza teraz, gdy mam zebrania w pracy i mam serdecznie dość ludzi. Poza tym z Madzią prowadzimy zupełnie inny tryb życia. Madzia pracuje w weekendy w pubie,  wraca nad ranem i śpi do późnego popołudnia. Człowiek nie czuje się wtedy swobodnie, musi cicho chodzić, by nie obudzić zmęczonej współlokatorki. Ani tu radia włączyć, ani posprzątać- no nic- takie uroki wspólnego mieszkania.
2. Mam dość "matkowania". Mieszkam w tym mieszkaniu już ponad sześć lat i reszta traktuje mnie jak gospodynię, więc wszystko jest na mojej głowie- rachunki, pilnowanie, by były środki czystości, by firanki były wyprane, ściereczki czyste itp. Tyle razy tłumaczyłam reszcie (mieszkamy w czwórkę), by też się trochę zainteresowali mieszkaniem, bo ja już mam dosyć, ale mogę sobie gadać i tak zawsze wszystko spada na moją głowę.
3. Mieszkanie, do którego się przeprowadzam jest niedaleko mojej pracy, jest w centrum- lokalizacja rewelacyjna. Mieszkanko też. Dziś byłam oglądać. Piąte piętro. Wysoko i aż się nogi pode mną ugięły, bo uaktywnił się mój lęk przestrzeni. Wszystko jest jeszcze w surowym stanie, ale do końca lutego powinnam już się wprowadzić. Mieszkanie nie jest moje,  kolega je wykupił i chce wynajmować. A ja się będę mieszkankiem opiekować. Jak już wszystko będzie powykańczane, umeblowane, wtedy dobiorę jeszcze dwie osoby i tak sobie będziemy mieszkać. Ale będę miała własny pokój! A najbardziej cieszy mnie to, że nareszcie moje kochane książeczki zostaną wypakowane z kartonów i będę je mogła poustawiać je na półkach :).

Jak zapewne zauważyliście, zmieniłam wystrój bloga. Ada moja kochana stwierdziła, że w sumie nie ma zimy i można by trochę zieleni wprowadzić. Zaprojektowała mi śliczny bannerek z Kermitem, ale ja niewdzięczna zaprotestowałam, bo jakoś nie mam zielonego nastroju i ten kolor ostatnio nie bardzo do mnie przemawia. Zrobiłam śliczne oczka i poprosiłam Adę, by coś w rudzielcach przygotowała, bo tak się dobrze w tym kolorze czuję. No i musi być kotek, bo bez kotka to nie kącik z książkami.  Ada- dobra duszka- cierpliwie przeczytała moje sugestie i oto macie efekt. A ten kocur to się doigra, bo wlazł na stoliczek i zrzucił książki. Dziewczynce to się chyba też nie spodobało. ciekawe co też następnym razem kocur wywinie? A swoją drogą, musze mu jakieś imię wymyślić. Jakieś propozycje?

A na koniec się pochwalę. Niedawno miałam urodziny. Dostałam tyle dobrych słów i takie fajoskie prezenty. Moi rodzice sprezentowali mi lampkę o taką:

Jest rewelacyjna i bardzo praktyczna. Jak jadę autobusem wieczorem i kierowca nie zapali światła to wyciągam moją magiczną lampeczkę, załączam klipsa na książkę i już mogę czytać. Lampka jest niewielkich rozmiarów i mieści się do torebki.
Ada też mi zrobiła prezent. Wzruszyłam się i chyba zacznę zapuszczać włosy. No sami zobaczcie, czy nie jest mi dobrze w rudych lokach? A ten przystojniak obok to...no na pewno go znacie :). 

Uff... No to sobie popisałam. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to przypominam, że Ada ma swojego bloga (tu z boku po lewej stronie go u mnie znajdziecie), tam umieszcza swoje prace. Jest tam podany jej adres mailowy, więc jak chcecie zindywidualizować swoje blogi- to piszcie do niej.
A ja uciekam spać. Jutro się zacznie kolejny ciężki tydzień i jak sobie pomyślę o zebraniu, które będę prowadzić, to mi słabo. Będzie hardcore. Trzymajcie kciuki.

18 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Że jak?! Matko, ja tego nawet nie umiem wymówić :)

      Usuń
    2. To jest w oryginalnie nazwa japońskiego zespołu rockowego. Nazwa pochodzi od Gilgamesza. Czyta się Girugamesz. Japończycy "L" wypowiadają jak miękkie "R" a "U" jest prawie nieme.

      A że na dzień dzisiejszy ten zespół jest u mnie numerem 1 i do tego kota pasuje to zaproponowałam ;-D

      Usuń
  2. Czuj się pogłaskana smoczym szponem [delikatnie!]. Kurde, nie wiedziałam, że masz taką przerąbaną pracę, współczuję Ci strasznie jak nie wiem co. Oboje z Hipkiem trzymamy kciuki, żebyś się jednak wyrabiała. A lampka WYRĄBISTA. Kto wybierał, Ewunia czy Rybak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci kochana, ale moja praca przy Twojej to pikuś. Naprawdę. A lampkę to ja sobie wyszperałam i kiedyś w poście na blogu umieściłam listę rzeczy, które bym chciała znaleźć pod choinką. I tam była ta lampka. Mamcik zamówiła,ale lampka nie zdążyła dojść na święta. Ale na urodziny już doszła. Strasznie się ucieszyłam i to była prawdziwa niespodzianka :)

      Usuń
    2. Madzia lampka fajoska, a na zdjęciu z Ryanem wyszłaś ekstra, faktycznie musisz zapuścić włoski ... :) Zebrania jakoś przetrwamy, damy radę, bo jesteśmy the best !!! :)
      Madzia W.

      Usuń
    3. W kwestii pracy: rzecz gustu. Ja tam swoją uwielbiam [zgadza się, nawet z TYMI dzieciakami], za to w Twojej nie wytrzymałabym tygodnia :)

      Usuń
    4. Madzia=> damy radę, usramy się, ale damy, jak co roku. Tylko ile nerwów się człowiek przy tym natraci...wrrrr
      Dragonella=> a to ja wiem,że Ty uwielbiasz, bo ty taka Smoczyca -naucielica z powołania. A w mojej wytrzymałabyś, Ci ludzie to też tacy trochę jak te Twoje małpiatka :)

      Usuń
  3. Niech Moc będzie z Nami!!! U mnie też początek roku, to zbójnia z grzybnią, żeby nie napisać dosadniej. Całe szczęście wczoraj były saneczki, grzańczyk i skakanie przed Xboxem i jakoś dałem radę dziś wstać :) Ale już mi witki opadają :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech Bazylku mi to już witki, uszy i wszystko co odstające i możliwe do opadnięcia - opadło. Ale damy radę :)

      Usuń
  4. To masz hardkorowo w pracy, mam nadzieje, ze ten goracz i ciezki okres szybko minie. Wiem cos o tym, takze studiowalam polonistyke, pierwsza praca absolutnie nie w zawodzie, kolejna identycznie. Nie wspominajac o tym, ze szukalam pracy dobre kilka miesiecy. Ech szara rzeczywistosc... Gratuluje przeprowadzki, wlasny pokoj to skarb, a ksiazki na polkach poprawiaja nastroj. Wszystkiego najlepszego y okazji urodzin. Genialna lampka i niezwykle praktyczna. Pozdrawiam cieplo w ten mrozny dzien.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anetko, dziękuję Ci bardzo za ciepłe słowa i za życzenia.

      Usuń
  5. oto moje propozycje, co by kitehowi na imię dać Syrio, Wincenty, Witkacy albo Figiel... takie pierwsze skojarzenia z tym diabłem...
    :)))
    joannabes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, powiem Ci ma droga,że te imiona są intrygujące. Skłaniam się ku Witkacemu. Wincent odpada, bo tak się nazywał nasz piec kaflowy i do kota mi to nie pasuje jakoś ;)

      Usuń
    2. A mi właśnie do tego kota pasuje Wincenty. A może po prostu Sierściuchem go nazwać? ;-D

      Usuń
    3. Sierściuch też jest fajowy, pomyślę nad tym :)

      Usuń
  6. Uściskowywuję Cię mocno i życzę wytrwałości, cierpliwości i siły w pracy, w mieszkanku spokoju i radości wśród książek. To tak jeszcze urodzinowo, ale na co dzień też ;-)
    Kocur - Edgar.

    PS. a tak a propos kota:
    http://www.fabryka-kolczyka.pl/produkt-152.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękuję :) od razu człowiekowi się lżej na duszy robi. A kolczyki już takie widziałam i wierz mi,że ledwo się powstrzymałam ,by ich nie kupić. Są jeszcze takie zawieszki.

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.