Nie wiem od czego
zacząć, może od tego, że się nie wyrabiam i już mam czasami serdecznie dość.
Tak, tak, chodzi o pracę. Pewnie sobie myślicie, że po filologii polskiej
najczęściej trafia się do szkoły albo do redakcji, wydawnictwa, można też
czasami próbować zaciągnąć się do gazety albo portalu internetowego lub zostać
na uczelni, by zrobić doktorat i po czterech kolejnych latach edukacji pozostać
z tytułem doktora i ...tyle. Otóż, w moim przypadku sprawa ma się nieco
inaczej. Zaraz po studiach udało mi się trafić do firmy zarządzającej
wspólnotami mieszkaniowymi. Nie miałam zielonego pojęcia z czym to się je,
broniłam się przed tą pracą, ale moja ówczesna współlokatorka, która już tam
pracowała, usilnie mnie namawiała, bym spróbowała. Szef wymagał tylko jednego -
chęci do pracy. No tego to mi nie brakowało- świeżo po studiach zachodziłam w
głowę, jak tu się utrzymać, by zostać w moim ukochanym mieście i trafiło się
jak ślepej kurze ziarno. No to co miałam zrobić, dziobnęłam ziarenko i tak
tkwię na tej fermie już piąty rok.
Do moich obowiązków
należy administracja i zarządzanie nieruchomościami. Nie, nie sprzedaję
mieszkań, nie jestem agentem nieruchomości, ja zarządzam, a to znaczy, że
kontaktuję sie z zarządami wspólnot, przygotowuję dokumenty (np. uchwały),
zbieram głosy pod uchwałami, planuję wraz z działem technicznym remonty,
zgłaszam awarie - jednym słowem- dbam o budynek, by się ludziom dobrze
mieszkało. Praca jest stresująca, czasami mnie szlag trafia, bo ludzie w
zarządach mają swoje humorki, zachcianki i trzeba jeździć po godzinach, by coś
pozałatwiać, godzić zwaśnionych sąsiadów, użerać sie z upierdliwymi
właścicielami. Ale zdarzają się miłe chwile- za Panie z zarządu z ul. Sienkiewicza w ogień bym
poszła, no i mój kochany Pan Janeczek z Grunwaldzkiej z tym swoim poczuciem
humoru. A o cudnej ekipie z mojego
pokoju w biurze nie wspomnę. Bywa wesoło, ale, jak to w każdej pracy bywa, niekiedy jest warcząco. I teraz właśnie jest
taki gorący okres, bo w pierwszym kwartale zarządca ma obowiązek zwołać
zebranie właścicieli, by na nim omówić swoją roczną działalność.
Nasza firma ma ok.
80 wspólnot, więc do końca marca musimy zwołać 80 zebrań. Zebrania są
popołudniami, bo ludzie rano pracują i nie mogą przyjść, więc teraz codziennie
zostajemy po godzinach. Każdy z nas prowadzi zebranie swojej wspólnoty. Ja mam
ponad 20, ale do moich obowiązków należy przygotowanie dokumentów na WSZYSTKIE
zebrania. Tego jest w cholerę, bo i uchwały muszę pisać i sprawozdanie z
działalności zarządcy, do tego przygotowuję zawiadomienia o zebraniach i
pilnuję, by zostały zachowane terminy. Na dodatek muszę też załatwiać sprawy
bieżące. Generalnie- brakuje mi doby. I sił powoli też. W weekendy nie
wypoczywam, bo leze do biura albo biorę sobie prace do domu. W ściekam się, bo
nie mam czasu na czytanie książek i blogów, choć się staram. Łażę przez to
podrażniona, warczę na wszystkich i generalnie cierpię na gawiedziowstręt. Mam
krasnoludkowe nastroje (dla niewtajemniczonych- mam ochotę zrobić się taka
malutka jak krasnoludek, by mnie nikt nie widział). Chcę do domu- do Mamy i
Taty. Tam mam spokój i tam wypocznę, ale nie mam kiedy jechać.
Wprawdzie mam
niedaleko, bo to tylko 100 km, ale...
No właśnie i tu
kolejny news- zaczęłam brać korepetycje z angielskiego. To moje postanowienie
urodzinowe (bo ja nie robię noworocznych postanowień, tylko urodzinowe) -
nauczyć się angielskiego. Znaczy się- przebić głową mur, złamać blokadę
językową i zacząć gadać po prostu. Ja dużo rozumiem, ale za cholerę nie otworzę
paszczy, bo..no bo nie wiem dlaczego. Zatyka mnie i już.
Korepetycje mam w
soboty, więc już mi się nie opłaca jechać do rodziców. Ale za tydzień jadę, bo
zwariuję. Korepetycję przełożę.
A tak w ogóle to
się przeprowadzam. Jestem przeszczęśliwa, bo :
1. Ile można
wynajmować mieszkanie ze studentami? A ja na dodatek współdzielę pokój z inną
dziewczyną. Madzia jest bardzo sympatyczna, ale ja już jestem za stara na takie
mieszkanie. Mam 29 lat i naprawdę potrzebuję własnego kąta, by się zaszyć,
odizolować- zwłaszcza teraz, gdy mam zebrania w pracy i mam serdecznie dość
ludzi. Poza tym z Madzią prowadzimy zupełnie inny tryb życia. Madzia pracuje w
weekendy w pubie, wraca nad ranem i śpi
do późnego popołudnia. Człowiek nie czuje się wtedy swobodnie, musi cicho
chodzić, by nie obudzić zmęczonej współlokatorki. Ani tu radia włączyć, ani
posprzątać- no nic- takie uroki wspólnego mieszkania.
2. Mam dość
"matkowania". Mieszkam w tym mieszkaniu już ponad sześć lat i reszta
traktuje mnie jak gospodynię, więc wszystko jest na mojej głowie- rachunki,
pilnowanie, by były środki czystości, by firanki były wyprane, ściereczki
czyste itp. Tyle razy tłumaczyłam reszcie (mieszkamy w czwórkę), by też się
trochę zainteresowali mieszkaniem, bo ja już mam dosyć, ale mogę sobie gadać i
tak zawsze wszystko spada na moją głowę.
3. Mieszkanie, do
którego się przeprowadzam jest niedaleko mojej pracy, jest w centrum-
lokalizacja rewelacyjna. Mieszkanko też. Dziś byłam oglądać. Piąte piętro.
Wysoko i aż się nogi pode mną ugięły, bo uaktywnił się mój lęk przestrzeni.
Wszystko jest jeszcze w surowym stanie, ale do końca lutego powinnam już się
wprowadzić. Mieszkanie nie jest moje, kolega je wykupił i chce wynajmować. A ja się
będę mieszkankiem opiekować. Jak już wszystko będzie powykańczane, umeblowane,
wtedy dobiorę jeszcze dwie osoby i tak sobie będziemy mieszkać. Ale będę miała
własny pokój! A najbardziej cieszy mnie to, że nareszcie moje kochane
książeczki zostaną wypakowane z kartonów i będę je mogła poustawiać je na
półkach :).
Jak zapewne
zauważyliście, zmieniłam wystrój bloga. Ada moja kochana stwierdziła, że w
sumie nie ma zimy i można by trochę zieleni wprowadzić. Zaprojektowała mi śliczny
bannerek z Kermitem, ale ja niewdzięczna zaprotestowałam, bo jakoś nie mam
zielonego nastroju i ten kolor ostatnio nie bardzo do mnie przemawia. Zrobiłam
śliczne oczka i poprosiłam Adę, by coś w rudzielcach przygotowała, bo tak się
dobrze w tym kolorze czuję. No i musi być kotek, bo bez kotka to nie kącik z
książkami. Ada- dobra duszka- cierpliwie
przeczytała moje sugestie i oto macie efekt. A ten kocur to się doigra, bo
wlazł na stoliczek i zrzucił książki. Dziewczynce to się chyba też nie
spodobało. ciekawe co też następnym razem kocur wywinie? A swoją drogą, musze
mu jakieś imię wymyślić. Jakieś propozycje?
A na koniec się
pochwalę. Niedawno miałam urodziny. Dostałam tyle dobrych słów i takie fajoskie
prezenty. Moi rodzice sprezentowali mi lampkę o taką:
Jest rewelacyjna i
bardzo praktyczna. Jak jadę autobusem wieczorem i kierowca nie zapali światła
to wyciągam moją magiczną lampeczkę, załączam klipsa na książkę i już mogę
czytać. Lampka jest niewielkich rozmiarów i mieści się do torebki.
Ada też mi zrobiła
prezent. Wzruszyłam się i chyba zacznę zapuszczać włosy. No sami zobaczcie, czy
nie jest mi dobrze w rudych lokach? A ten przystojniak obok to...no na pewno go
znacie :).
Uff... No to sobie
popisałam. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to przypominam, że Ada ma swojego
bloga (tu z boku po lewej stronie go u mnie znajdziecie), tam umieszcza swoje
prace. Jest tam podany jej adres mailowy, więc jak chcecie zindywidualizować
swoje blogi- to piszcie do niej.
A ja uciekam spać.
Jutro się zacznie kolejny ciężki tydzień i jak sobie pomyślę o zebraniu, które
będę prowadzić, to mi słabo. Będzie hardcore. Trzymajcie kciuki.
Imię dla kota: Girugamesh :-D
OdpowiedzUsuńŻe jak?! Matko, ja tego nawet nie umiem wymówić :)
UsuńTo jest w oryginalnie nazwa japońskiego zespołu rockowego. Nazwa pochodzi od Gilgamesza. Czyta się Girugamesz. Japończycy "L" wypowiadają jak miękkie "R" a "U" jest prawie nieme.
UsuńA że na dzień dzisiejszy ten zespół jest u mnie numerem 1 i do tego kota pasuje to zaproponowałam ;-D
Czuj się pogłaskana smoczym szponem [delikatnie!]. Kurde, nie wiedziałam, że masz taką przerąbaną pracę, współczuję Ci strasznie jak nie wiem co. Oboje z Hipkiem trzymamy kciuki, żebyś się jednak wyrabiała. A lampka WYRĄBISTA. Kto wybierał, Ewunia czy Rybak?
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci kochana, ale moja praca przy Twojej to pikuś. Naprawdę. A lampkę to ja sobie wyszperałam i kiedyś w poście na blogu umieściłam listę rzeczy, które bym chciała znaleźć pod choinką. I tam była ta lampka. Mamcik zamówiła,ale lampka nie zdążyła dojść na święta. Ale na urodziny już doszła. Strasznie się ucieszyłam i to była prawdziwa niespodzianka :)
UsuńMadzia lampka fajoska, a na zdjęciu z Ryanem wyszłaś ekstra, faktycznie musisz zapuścić włoski ... :) Zebrania jakoś przetrwamy, damy radę, bo jesteśmy the best !!! :)
UsuńMadzia W.
W kwestii pracy: rzecz gustu. Ja tam swoją uwielbiam [zgadza się, nawet z TYMI dzieciakami], za to w Twojej nie wytrzymałabym tygodnia :)
UsuńMadzia=> damy radę, usramy się, ale damy, jak co roku. Tylko ile nerwów się człowiek przy tym natraci...wrrrr
UsuńDragonella=> a to ja wiem,że Ty uwielbiasz, bo ty taka Smoczyca -naucielica z powołania. A w mojej wytrzymałabyś, Ci ludzie to też tacy trochę jak te Twoje małpiatka :)
Niech Moc będzie z Nami!!! U mnie też początek roku, to zbójnia z grzybnią, żeby nie napisać dosadniej. Całe szczęście wczoraj były saneczki, grzańczyk i skakanie przed Xboxem i jakoś dałem radę dziś wstać :) Ale już mi witki opadają :(
OdpowiedzUsuńEch Bazylku mi to już witki, uszy i wszystko co odstające i możliwe do opadnięcia - opadło. Ale damy radę :)
UsuńTo masz hardkorowo w pracy, mam nadzieje, ze ten goracz i ciezki okres szybko minie. Wiem cos o tym, takze studiowalam polonistyke, pierwsza praca absolutnie nie w zawodzie, kolejna identycznie. Nie wspominajac o tym, ze szukalam pracy dobre kilka miesiecy. Ech szara rzeczywistosc... Gratuluje przeprowadzki, wlasny pokoj to skarb, a ksiazki na polkach poprawiaja nastroj. Wszystkiego najlepszego y okazji urodzin. Genialna lampka i niezwykle praktyczna. Pozdrawiam cieplo w ten mrozny dzien.
OdpowiedzUsuńAnetko, dziękuję Ci bardzo za ciepłe słowa i za życzenia.
Usuńoto moje propozycje, co by kitehowi na imię dać Syrio, Wincenty, Witkacy albo Figiel... takie pierwsze skojarzenia z tym diabłem...
OdpowiedzUsuń:)))
joannabes
Asiu, powiem Ci ma droga,że te imiona są intrygujące. Skłaniam się ku Witkacemu. Wincent odpada, bo tak się nazywał nasz piec kaflowy i do kota mi to nie pasuje jakoś ;)
UsuńA mi właśnie do tego kota pasuje Wincenty. A może po prostu Sierściuchem go nazwać? ;-D
UsuńSierściuch też jest fajowy, pomyślę nad tym :)
UsuńUściskowywuję Cię mocno i życzę wytrwałości, cierpliwości i siły w pracy, w mieszkanku spokoju i radości wśród książek. To tak jeszcze urodzinowo, ale na co dzień też ;-)
OdpowiedzUsuńKocur - Edgar.
PS. a tak a propos kota:
http://www.fabryka-kolczyka.pl/produkt-152.html
dziękuję :) od razu człowiekowi się lżej na duszy robi. A kolczyki już takie widziałam i wierz mi,że ledwo się powstrzymałam ,by ich nie kupić. Są jeszcze takie zawieszki.
Usuń