Autor: Edward Gorey
Tytuł: Osobliwy gość i inne utwory
Przekład: Michał Rusinek
Wydawnictwo: Znak emotikon
Rok wydania: 2011
Jak to trafnie zauważyła Klaudyna u siebie na blogu - okładka jest
ważnym elementem książki. Często jest tak, że nie znamy autora, ale sięgamy po
lekturę, bo zachęciło nas zdjęcie z okładki. Gdy zobaczyłam zatem osobliwe
stworzonko na różowym tle, moja ciekawość się uaktywniła, wyobraźnia zaczęła
pracować, a intuicja podpowiadała, że to może być interesująca publikacja. Tym
bardziej, że nazwisko autora brzmiało nieco z angielska, a ja angielski humor
uwielbiam. A jak jeszcze zobaczyłam, że całość opracował Michał Rusinek,
sekretarz Wisławy Szymborskiej, którego limeryki uwielbiam...no cóż - nie było
się nad czym zastanawiać.
I jakież było moje zdziwienie, gdy
przeczytałam w rewelacyjnym wstępie Michała Rusinka, że Edward Gorey wcale nie
był Anglikiem tylko Amerykaninem, choć Wielka Brytania była jego miłością.
Goreya nie znałam wcześniej, ale człowiek, który kolekcjonował znaki drogowe,
fragmenty mumii, wiktoriańskie cegły i dachówki, pluszowe misie, czaszki i inne
osobliwe rupiecie musiał mieć oryginalne poczucie humoru. Był nie tylko
świetnym ilustratorem, ale również znakomitym pisarzem, który w swoich utworach
serwował czytelnikom sporą dawkę purnonsenu i makabreski. Jego rysunki kojarzą
mi się ze stylistyką Tima Burtona, którego uwielbiam.
„Osobliwy gość i inne utwory" Edwarda Goreya to
krótki przegląd twórczości tego artysty: „ Spośród ponad stu książek tego twórcy wybraliśmy w
sumie osiem, z których pięć ma właśnie formę alfabetów, każda w nieco innym
sensie. Oprócz nich zamieszczamy trzy utwory reprezentatywne dla różnych form
przez niego uprawianych: epicką Porzuconą
skarpetkę, bodaj najsłynniejszego Osobliwego
gościa i wzruszające Ptaszysko, które odczytano na pogrzebie Edwarda Goreya
w 2000 roku" - informuje nas we wstępie Michał Rusinek.
Najbardziej makabrycznym utworem w całym zbiorku jest „ Cmentarzyk", który w alfabetyczej kolejności
przedstawia dzieci oraz sposoby w jaki odeszły z tego świata. Wygląda to mniej
więcej tak:
Trąci grozą, niektórzy nawet
pytali Goreya dlaczego tak nie lubi dzieci, jego odpowiedź brzmiała, że po
prostu nie zna żadnego.
Ciekawym komiksem (chyba można tak nazwać te osobliwe szkice) jest „Zupełne zoo. Alfabet". Dowiadujemy się z niego o
istnieniu takich zwierząt jak ampulec, co ma małe stopy, dubiś, który się
chowa, bo nie chce być na widoku, limpflig, który „ogromne ma
trudności, by życia nie przespać w całości". Gorey postawił przed Rusinkiem nie lada wyzwanie, bo
przetłumaczenie takich lingwistycznych perełek wymagało zapewne niezwykłej
inwencji. Pan Michał spisał się jednak na medal, jego tłumaczenia zachowały ducha oryginału. Mam
nadzieję, że ta pierwsza publikacja
utworów amerykańskiego rysownika nie będzie ostatnią. Ja się rozsmakowałam w
tym czarnym humorze, wiktoriańskich historyjkach i Wam również gorąco polecam
odrobinę makabreski.
Coś mi się widzi, że to będzie urocze. :) Również uwielbiam stylistykę Burtona, a do tego opracowanie całości przez Rusinka... Cóż, trzeba będzie się przejść do księgarni.
OdpowiedzUsuńMoże być ciekawie, więc z chęcią po nią sięgnę. ;)
OdpowiedzUsuńDragonella=> coś mi się widzi,że Tobie to podpasuje :)Ale cmentarzyk jest rzeczywiście makabryczny...brrrr
OdpowiedzUsuń