Czasami niektóre rzeczy dzieją się nie tak, jak przewidywaliśmy- to zdanie z debiutanckiej książki Judy Budnitz świetnie charakteryzuje jej twórczość. „Ładne duże amerykańskie dziecko” to zbiór opowiadań, który jest kalejdoskopem wyobraźni, drobne narracje układają się bowiem w niesamowicie barwne konstelacje.
Dwanaście krótkich fabuł, które pisane są w konwencji realizmu magicznego. Budnitz w układaniu swych opowieści wykazała się ogromną inwencją twórczą i bogatą wyobraźnią. Te krótkie formy przesycone są niewytłumaczalnymi zjawiskami, irracjonalnymi zdarzeniami po to, by obudzić w czytelniku poczucie dziwności. Świat przedstawiony zdaje się ukazywać, że rzeczywistości nie możemy oswoić, a za każdym zwykłym z pozoru zdarzeniem kryje się COŚ. Czuć w tym ducha Edgara Allana Poe.
Budnitz odrzuca realizm na rzecz niczym nieskrępowanej baśniowości, nie boi się przekraczać granic rzeczywistości. Pisarka wciąga odbiorcę do świata najbardziej absurdalnych sytuacji. Oto jesteśmy świadkami, jak w „Najczulszym cięciu” chirurg zasadza pole amputowanych kończyn, które w efekcie stają się –jak rośliny- żywymi organizmami. Bohaterka opowiadania „Skąd przychodzimy” chce urodzić dziecko w kraju szczęśliwości, jakim jest w jej pojęciu Ameryka. Przez pięć lat usilnie próbuje przedostać się przez granicę, ale ciągle straż graniczna ją odsyła do kraju. Przez cały ten okres kobieta nosi w brzuchu swoje dziecko i będzie je nosić dopóki nie dostanie się do wymarzonego raju. To tylko dwa przykłady z całej plejady narracyjnych perełek.
Opowiadanie to forma trudna, ale Budnitz świetnie opanowała jej zasady. Amerykanka panuje nad fabułą i czerpie z różnych tradycji literackich. W swych utworach wykorzystuje elementy horroru, czarnego humoru, oniryzmu. Mocną stroną tej prozy są wyraziste i zaskakujące pointy oraz pełnowymiarowe postaci.
„Ładne duże amerykańskie dziecko” to na pozór tylko zabawa z wyobraźnią, bo gdy się zagłębimy w te opowiadania, odkryjemy przysłowiowe drugie dno. Pisarka przemyca w swych narracjach wątki polityczne, psychologiczne i feministyczne. Skupia się przede wszystkim na wytykaniu Amerykanom ich słabości i próbuje obalić tzw. „american dream”. Zarzuca swym rodakom lenistwo, złe odżywianie i megalomanię. Stosunek pisarki do feminizmu jest dla mnie jednak ambiwalentny. W opowiadaniu „Matczyna” akcja umieszczona jest na wyspie zamieszkałej przez same kobiety. Bohaterki są jednak niezbyt sympatyczne, a relacje między nimi nie przypominają siostrzanej zażyłości. Budnitz często też analizuje relacje między dziećmi i rodzicami, w tym wypadku jednak nie potrafię doszukać się ukrytego znaczenia, zostaje, więc tylko delektowanie się samą imaginacją.
„Ładne duże amerykańskie dziecko” to pozycja dla tych, którzy lubią perwersyjną grę z wyobraźnią. Codzienność w tych opowiadaniach zostaje bowiem nasycona niezwykłością, absurdalne sytuacje stają się nagle możliwe, czuje się przy tym dreszczyk emocji, a ciekawość każe brnąc nam przez fabułę kolejnych tekstów, aż z przykrością stwierdzimy, że to już koniec.
Judy Budnitz, Ładne duże amerykańskie dziecko, wydawnictwo Znak, Kraków 2009.
Koniecznie muszę przeczytać ;-)
OdpowiedzUsuńPs. Bardzo ciekawa recenzja.
Dzięki Ada, jak tylko od Ani odzyskam tę książkę, to chętnie ci pożyczę, wszakże książki żyją, gdy są czytane :)
OdpowiedzUsuńMnie już zachęciłaś. Książkę dodaję do listy :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńHej, uwielbiam ją, juz czytałam "Gdybym ci kiedyś powiedziała" (If I Told You Once) i nie mogłam sie doczekać na kolejna powieść, ale .... zapomniałam o niej :( Na szczęscie jesteś i przypominasz :) Dziekuję
OdpowiedzUsuńAnonimowy=> też ją uwielbiam, ale ten zbiorek nie jest nowy, wyszedł 2 lata temu. Czekam na coś nowego z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Nie wiem jak w środku ale okładka do mnie przemawia ;)
OdpowiedzUsuńMiła=> :))) wyrwę i Ci sprezentuję na urodziny ;)
OdpowiedzUsuń