Autorka: Olga
Tokarczuk
Tytuł: Księgi
Jakubowe albo wielka podróż przez siedem granic, pięć języków i trzy duże
religie, nie licząc tych małych. Opowiadana przez zmarłych, a przez autorkę
dopełniona metodą koniektury z wielu rozmaitych ksiąg zaczerpnięta, a także
wspomożona imaginacją, która to jest największym naturalnym darem człowieka.
Mądrym dla memoryału, kompatriotom dla refleksji, laikom dla nauki,
melancholikom zaś dla rozrywki.
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2014
Najpierw były „Nowe
Ateny" autorstwa księdza Benedykta Chmielowskiego, książka, którą Olga
Tokarczuk zaczytywała się w dzieciństwie. Potem pisarka trafiła na „Księgę Słów
Pańskich" - wydanie wykładów Jakuba Franka zredagowanych przez Jana
Doktóra. Postać Franka zafascynowała ją i zaczęła poszukiwać o tym dziwacznym
mężczyźnie więcej informacji. Okazało się, że źródeł jest niewiele, a historia frankizmu
została zapomniana. Co więc robi Tokarczuk? Zaczyna szperać, przekopywać
archiwa, podróżować i w końcu po sześciu latach fascynującej zapewne przygody
powstają „Księgi Jakubowe", niecodzienna historia buntu i herezji , z
awanturniczymi wątkami, momentami komiczna, w kilku fragmentach wstrząsająca.
Nie będę przytaczać
kolei frankizmu ani też nie streszczę wam losów Jakuba Franka, wystarczy, że
zrobiła to Olga Tokarczuk na przestrzeni blisko tysiąca stron. O pomoc w tym
zadaniu poprosiła Jentę, która nie żyje, ale też nie umarła. Jenta widzi
wszystko, to właśnie ona jest wszechwiedzącą narratorką, która wnika w głowy
bohaterów, wie, co ich spotka w przyszłości, zna każdy ich ruch i nie waha się
przy relacjonowaniu całej prawdy i tylko prawdy. W przeciwieństwie do Nachmana,
najwierniejszego apostoła Jakuba Franka i jednocześnie kronikarza, bo on, kiedy
siada do pisania wyraźnie oddziela to, co można napisać od tego, o czym pisać
nie można. Jego opowieść jest zatem niepełna i subiektywna, pisana z
perspektywy ucznia zapatrzonego w Mistrza.
Jakub Frank nie
dostaje głosu w powieści. Widzimy go oczami innych, przez co dla mnie jest
postacią nieco odrealnioną, marionetkową. Nie ujął mnie, bo Tokarczuk
wprowadziła dystans między czytającego a bohatera. Ale są inne postaci, które mnie
urzekły - jest ich cała plejada, strony „Ksiąg Jakubowych" są bowiem gęsto
zaludnione.
Polubiłam bardzo
księdza Benedykta Chmielowskiego. Też go polubicie, bo to człowiek, który kocha
woluminy, opasłe tomiszcza i wiedzę. I gdyby on był królem, to kazałby cały
stan chłopski zagonić do ksiąg, by się nauczyli czytać i wtedy cała
Rzeczpospolita inaczej by wyglądała, bo ci co nie czytają mają uśpiony rozum i
odzywają się w nich zwierzęce instynkty. Chmielowski jest uroczy, tu mu guzik
od sutanny odpada, tam mu się coś pruje, paluchy ma upaprane atramentem, bo
skrobie gęsim piórem listy do Elżbiety Drużbackiej, poetki, którą poznał.
Relacja między klechą a pisarką jest bardzo ciepła, a obie postaci są osobami
autentycznymi.
Ciekawą postacią
jest Antoni Kossakowski- Moliwda. To liberał, wybaczcie skojarzenie, ale
przypomina mi nieco hipisa. W jego wsi panują demokratyczne zasady, zarządzana
jest przez dwanaścioro mężczyzn i tyle samo kobiet, spory rozstrzygane są przez
głosowanie, wszystkim żyje się dostatnio i szczęśliwie. Taka mała arkadia.
Urzekające w tej
powieści są bohaterki kobiece, a szczególnie wyzwolona, paląca tytoń Katarzyna
Kossakowska, kasztelanowa kamieniecka z domu Potocka. To dama - instytucja,
świetnie zorganizowana, inteligentna i mocno stąpająca po ziemi.
„Księgi
Jaubowe" to siedem ksiąg, w których zawarta została historia herezji,
buntu, wielkiego oddania i zaufania. Ale dla mnie najpiękniejsze w tej powieści
są opisy. Chylę czoła przed Panią Tokarczuk, bo już dawno nie czytałam książki,
która była by napisana tak piękną polszczyzną podrasowaną archaiczną
stylizacją. Pisarka stawia na detal, bardzo szczegółowo opisuje stroje, drogi,
bryczki, wnętrza, krajobrazy. To dzięki niej mogłam się znaleźć na rohatyńskim
targu, to dzięki niej miałam okazję przeczytać jedną z najpiękniej opisanych w
literaturze scen śmierci. Świat przedstawiony wykreowany przez autorkę „Domu
dziennego, domu nocnego" wdarł się do mojego pokoju, zostałam nim
opatulona.
Mam wrażenie, że w
tej powieści każdy znajdzie coś dla siebie. Są tu elementy poetyckie, są i „momenty",
fakty historyczne, sensualne opisy, wiarygodne psychologicznie postaci,
rozważania filozoficzne, metafizyczne wątki, intrygi, debaty. „Księgi
Jakubowe" można traktować jako kronikarski zapis losów frankistów w
Polsce, ale ja raczej patrzę na tę książkę jak na uniwersalną historię
człowieka, który nieco się pogubił w swoim zaślepieniu i mimo że miał wielu
wyznawców tak naprawdę był samotny i wyalienowany. Wszakże przyjął nazwisko
Frank, co znaczy obcy.
Książka bierze udział w Wyzwaniu 2015 - Oparta na prawdziwej historii.
Szybka jesteś!;) Niby to objętość równa ok. trzem powieściom, ale jakoś mnie przeraża. Zostawiam ją sobie na spokojniejsze czasy.
OdpowiedzUsuńMasz rację co do języka Tokarczuk. Ona nawet na żywo "ładnie" się wysławia. Niedawno słuchałam wywiadu z nią, a potem z Żulczykiem - różnica kolosalna.
Aniu, ja miałam urlop, dlatego udało mi się przeczytać tę knigę w sześć dni, ale to było sześć dni bez wyściubiania nosa spomiędzy okładek :). Dobrze piszesz, na tę książkę potrzeba w życiu przeznaczyć chwilę lepszych czasów, a nawet kilkanaście chwil :).A na spotkania z Olgą uwielbiam chodzić, choć byłam już chyba na minimum 10, ale ta kobieta przepięknie mówi, poza tym nie tylko ma magnetyczny głos, ale też ma ciekawe rzeczy do powiedzenia.
UsuńMówi ciekawie i potrafi przykuć uwagę. Może przemawia przez nią siła spokoju.;)
UsuńRzeczywiście bije z niej spokój, ale też mówi z pasją, którą potrafi zarazić. Poza tym cenię ją za to,że ma skonkretyzowane poglądy, których się trzyma.
Usuń