We Wrocławiu odbywa
się właśnie 16. Festiwal Kultury Żydowskiej. Co roku staram się brać udział w
wybranych wydarzeniach, bo lubię poznawać inne kultury, a jeżeli w programie
widzę wykłady dotyczące kulinariów- dwa razy mi nie musicie powtarzać, czas
zarezerwowany.
I tak sobie
przejrzałam tegoroczny program Simchy, a tu, proszę, wykład rabina Tysona
Herbergera o tym, czym jest koszerność. Poleciałam zatem kurcgalopkiem do Gminy
Żydowskiej, bo zawsze mnie zastanawiało o co w tej całej koszerności chodzi.
Usiadłam w
ławeczce.
Przyszedł rabin,
sympatyczny facet w średnim wieku, rudawy, z niechlujnym zarostem, w okularach,
wysoki, ale lekko misiowaty. Ot, taki sympatyczny pluszak.
I się odezwał. Doznałam
w tym momencie lingwistycznego szoku. Nie jestem w stanie określić w jakim
języku ten człowiek mówił, ale już byłam ugotowana. O koszerności może i mówił,
ale ja tylko przyglądałam mu się z rosnącym zachwytem i ciekawością zupełnie
naturalną dla osoby po filologii polskiej.
I czego się
nauczyłam? Hm... Wiele notatek nie zrobiłam, ale dowiedziałam się m.in., że rabinowi
nigdy nie smakałał kołar, a wszelkie regułacje pochodzą z ponad dwutysięcznej
tradycji. Prelegent mówił również o humanitarnym zabijaniu zawrząt oraz o
garnikach, w których przyrządzane są potrawy (Szkło może być nie, ale inne
taki). Dowiedziałam się również, że
mięso to jest energia zmałaności, a na koniec dostaliśmy pouczenie: Jesteśmy to,
co jemy.
Cóż, całe życie
człowiek się uczy.
Kocham Cię
OdpowiedzUsuń:) z wzajemnością :)
Usuń