Dziś dla mnie zakończył się Miesiąc Spotkań Autorskich. Ostatnim gościem był Hubert Klimko-Dobrzaniecki, pisarz, który jest chodzącym workiem opowieści. Na spotkaniu anegdotka goniła anegdotkę. Rozmowa dotyczyła przede wszystkim książek bielawskiego autora i jego życiowych doświadczeń. Czego to pisarz w życiu nie robił, był pielęgniarzem, o mały włos nie został księdzem, zbierał cebulki kwiatów, skubał indyki. To wszystko kształtuje pewną wrażliwość oraz szczegółowość.
Wiecie co? Trochę mi smutno, ze już koniec tego wspaniałego festiwalu. Przyzwyczaiłam się, że niemalże w każdy wieczór miałam zapewnioną kulturalną ucztę. Każde spotkanie było ciekawe, z każdego coś wyniosłam (i wcale nie mam tu na myśli autografów ;). Na spotkania przychodziły te same osoby i to również było ciekawe doświadczenie, bo można było sobie podyskutować. Literatura jednak łączy, bo otwiera do rozmowy, ośmiela, by otworzyć paszczę i porozmawiać z drugim człowiekiem. Przedwczoraj na spotkaniu z Małgorzatą Szejnert poznałam sympatycznego chłopaka, co to i Czechami jest zafascynowany i reportażem i tak fajnie się rozmawiało, więc korzystając z okazji pozdrawiam serdecznie Pana R. i zapraszam na maila. Może jakaś kawa? Albo kawa i sernik, o taki, dzisiaj pieczony :). Ktoś jeszcze reflektuje?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.