Dziś ostatni dzień
urlopu. Booszzzzz jak mi się nie chce wracać do pracy!
Drugą część urlopu
spędziłam u moich kochanych Pand (znaczy się rodziców). Dziecko wypoczęło, ale
jeszcze by sobie w domku posiedziało.
Tak się akurat
wszystko poukładało, że w weekend w Karpaczu odbywał się 25. festiwal Gitarą i Piórem.
Mamcik kochany wspomniał mi o tym i już nie było przebacz. Pomarudziłam trochę
i udało mi się ją namówić na wyjazd (to tylko ok. 40 km od domku, toż to grzech
byłoby nie jechać!). Dobrze jest mieć koncertową Rodzicielkę o zbliżonych
niektórych gustach muzycznych.
Wyruszyły my ok.
18:00, by w pięknych okolicznościach przyrody oddać się poetyckiej uczcie.
Pierwszy na scenę został zaproszony Tomasz Steńczyk. Obie z Mamcikiem
stwierdziłyśmy, że płyty tego Pana nie chcemy.
A później już same
gwiazdy.
Wolna Grupa
Bukowina całkowicie mnie rozliryczniła. Zespół zagrał same klasyki. Rozpoczęli
kultowym „Majstrem Biedą", był „Słonecznik", który wprawia mnie w
dobry humor, moje ukochane „Chodzą ulicami ludzie", skoczna „Piosenka o
zajączku". Nie mogło również zabraknąć „Nuty z Ponidzia",
„Rzeki", „Sielanki o domu", która jest hymnem festiwalu.
Po Wolnej Grupie
Bukowinie na krześle umieszczonym pośrodku sceny zasiadł Andrzej Poniedzielski.
Jaaaacie, co za głos, co za koncert! Wprawdzie artysta zaśpiewał tylko cztery
utwory, ale za to jego monologi wyzwalały w publice niepohamowane i głośne
salwy śmiechu, choć było i lirycznie i nostalgicznie i sentymentalnie i
sentencjonalnie, bo jak twierdzi Poniedzielski Smutek to stan gotowości organizmu do przyjęcia radości. Właściwie
człowiek smutny to wstępnie człowiek radosny.
A na deser Grzegorz
Turnau. Zaczął od „Między ciszą a ciszą", a później poleciały już same
hity: „Bracka", „Liryka, liryka", „Wiem", „Natężenie
świadomości". Były również wspólne śpiewy i gwizdanie podczas „Cichosza".
Muzyk zagrał również mój ukochany utwór „Znów wędrujemy pięknym
krajem". Siedziałam tak sobie obok
Maminki, niebo gwiaździste nad nami, chłodno już się zaczęło robić, ale komu to
przeszkadzało? Dopiero jak się koncerty skończyły poczułam jak mi stópki z
zimna zesztywniały. Ale warto było.
Niestety klasztor jest bardzo zaniedbany, bo zakonnicy nie mają funduszy na jego renowację.
Z Broumova ruszyliśmy w kierunku Hvězdy, by tam zwiedzić Kaplicę Matki Bożej Śnieżnej. Jest to niewielkich rozmiarów barokowy kościółek postawiony na rzucie pięcioramiennej gwiazdy, której ramiona zakończone stożkowymi daszkami zwieńczono dachem w kształcie kopuły z okrągłą wieżyczką, na której umieszczono gwiazdę.
Po zwiedzaniu obiadek-obowiązkowo knedliczki, a potem Tatko chciał nam pokazać przepiękne widoki. Bo trzeba Wam jeszcze wiedzieć, że ten kościółek jest położony w Górach Stołowych, wokoło jest mnóstwo skałek, na których można sobie połamać nogi ;). Widoki są być może piękne, ale nie dla kogoś, kto ma lęk wysokości. Ale jeżeli ktoś nie cierpi na tę przypadłość to polecam tamte rejony.
I tym oto czeskim akcentem zakończyłam swoje urlopowanie. Dziękuję moim kochanym Pandkom za wycieczki i wytrzymanie z dziecięciem tylu dni. I to naprawdę nie ja zepsułam dozownik na mydło ;).
Jak ja dawno nie słyszałam Turnaua... Piękne wspomnienia. A ja powoli odliczam dni do mojego urlopu... Byle do połowy września...
OdpowiedzUsuńOby szybko zleciało, pozdrawiam :)
UsuńW Karpaczu?! A ja nic o tym nie wiedziałam?! Zazdroszczę koncertu i cieszę się, że tak fantastycznie spędziłaś czas :)
OdpowiedzUsuńNiom, już od kilku lat Gitarą i Piórem jest robione w Karpaczu, akurat się załapałam w tym roku :)
UsuńKocham Poniedzielskiego, tylko nie mówcie mojemu mężowi ;P. A co do Broumova, to od dziesięciu dni odpoczywamy w Martinkovicach, a Broumov za miedzą. Czechy też kocham. :-)
OdpowiedzUsuńW przyszłym roku nic mnie nie powstrzyma od spędzenia urlopu w Czechach, a Wy na jakiejś wycieczce zorganizowanej? Może mi coś podpowiesz?
UsuńNo dobra, wierzę, że Ty nie zepsułaś.....( chyba :P).Już naprawiłam.
OdpowiedzUsuńPrzede mną w łazience była p. Basia :P Ja nic nie sugeruję...
Usuń