Autorka: Małgorzata
Szejnert
Tytuł: My,
właściciele Teksasu. Reportaże z PRL-u
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2013
„My, właściciele
Teksasu. Reportaże z PRL-u" to
siedemnaście tekstów, które Małgorzata Szejnert opublikowała w latach 60. i 70.
w tygodniku „Literatura" oraz w „Polityce". Zbiór przedstawia życie zwykłych ludzi w
szarych PRL-owskich czasach.
Reporterka zapytana
na spotkaniu autorskim dlaczego wraca do tematów sprzed lat i skąd je w owym
czasie brała odpowiedziała, że po prostu lubi wracać do tych tekstów, ponieważ
dziś nie potrafiłaby napisać takiej miniaturki. Reporterka wyznała, że nie ma
już w sobie takiego impetu i świeżości, która jest potrzebna przy tego typu
tekstach. Zmieniły się też formy docierania do bohaterów. Gdy powstawały
reportaże ze zbioru „My, właściciele Teksasu" nie było telefonów
komórkowych i pozornie formy kontaktu były utrudnione, a dziś już nie można
przecież zapukać do kogoś do drzwi i podpatrzyć co się za nimi dzieje. W latach
60. i 70. wyglądało to nieco inaczej, Małgorzata Szejnert wsiadała w jakiś
środek lokomocji i podróżowała przez Polskę jak ona długa i szeroka. Tematów
musiała szukać takich, które puściłaby cenzura. Prawdziwe tematy były zakazane.
Nie mogła zatem opisać wybuchu Rotundy w Warszawie, szukała więc czegoś co
dawało szansę na publikację i wzbudzenie zainteresowania czytelnika. A łatwo
nie było. Jednak Szejnert ma nosa reporterskiego i ze znalezieniem bohaterów
nie miała problemu.
W tych siedemnastu
miniaturach oglądamy zatem Polskę od kuchni. Szejnert interesuje życie codzienne- praca,
sposoby spędzania wolnego czasu, problemy rodzinne. Codzienność zdaje się być
pretekstem do opisania sytuacji naszego kraju w owych latach. Dla osób, które
żyły w tamtych czasach, zbiór może być podróżą sentymentalną, dla ludzi, którzy
urodzili się już po Okrągłym Stole, teksty ze zbioru mogą stanowić lekcję
historii w najlepszym literackim stylu.
Niemalże każdy
tekst to taki PRL w pigułce, Szejnert lubi skupiać się na szczególe, stąd jej
reportaże są niezwykle plastyczne, a zdjęcia ilustrujące zbiór dopełniają
jedynie obrazy, które stwarza w naszej wyobraźni autorka.
Reporterka wchodzi zatem
do zakładowej stołówki (na zebranie materiału i publikację miała dwa dni),
zagląda do fabryki Ursusa, wciska nosa za kulisy teatrów, odwiedza wsie i
miasta i tam znajduje swoich bohaterów. A są wśród nich majster, który po
powrocie z pracy w Ursusie lubi sobie zasiąść do maszyny i uszyć żonce
sukienkę, Emilia, niewidoma matka trójki dzieci, Karol Brzostowski, postać
historyczna, wybitny technik i wynalazca, który jako pierwszy zniósł
pańszczyznę i podniósł z ruiny Hutę Sztabińską, Dziomdziora, łódzki biznesmen,
który dorobił się na hodowli kwiatów i gdy zamordował człowieka to tak nie
płakał, jak wtedy, gdy musiał ukochane róże niszczyć.
Bohaterów i
codziennych problemów jest w tej książce mnóstwo, ale jeden z nich ujął mnie
szczególnie-Michał Więcko ze wsi Pomygacze, który przez całe życie udzielał się
społecznie. „Całe życie w Pomygaczach" to obraz najbardziej zacofanej
prowincji. Szejnert oddaje głos siedemdziesięcioletniemu dziadkowi, który ma
uroczy słowotok. Opowiada nam swoje życie, ale co chwilę ktoś mu przerywa-a to
sąsiad przyjdzie, by Więcko mu telefonu użyczył, a to wpadnie młodzież, by
zapytać kiedy już wolno na bociany spoglądać, a to Więcko musi spór
rozstrzygnąć, bo się baby jakąś mazią w złości pooblewały. To taki typowy
wioskowy gospodarz, do którego wszyscy po poradę przychodzą. Jego wypowiedzi
przytoczone przez reporterkę bez odautorskiego komentarza dają obraz historii
oraz życia w Pomygaczach, wsi, jakich wtedy, a i jeszcze teraz jest w Polsce
wiele. Polska prowincja była i w niektórych miejscach nadal jest nieco
zabobonna, trzymająca się z dala od miejskich nowinek, żyjąca własnym rytmem.
Ale nie tylko po
wsiach jeździła nasza dziennikarka. Szejnert zabiera nas również na wycieczkę
do Krakowa, nietypowa to podróż, oryginalna trasa turystyczna-śladem rewaloryzacji
Grodu Kraka. Po przeczytaniu tego tekstu zupełnie inaczej patrzy się na miasto
smoka wawelskiego.
„My, właściciele
Teksasu" to zbiór hybrydyczny. Jest w nim zwykła szara komunistyczna
codzienność z typowymi dla owych czasów absurdami, ale są w tej książce również
ludzie oryginalni, ze swoimi pasjami, które nadają kolorów rzeczywistości ich
otaczającej.
Już od jakiegoś czasu planuję kupić tę książkę. Dzięki Twojej recenzji postaram pospieszyć się z jej zakupem.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto :)
UsuńJaka miła informacja. Chyba zakup obowiązkowy, bo imię mam właśnie po Tym Michale.
OdpowiedzUsuńojeeej, a jest Pan z nim jakoś spokrewniony?
Usuń