Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

czwartek, 29 sierpnia 2013

Małgorzata Szejnert "My, właściciele Teksasu. Reportaże z PRL-u"



 



Autorka: Małgorzata Szejnert
Tytuł: My, właściciele Teksasu. Reportaże z PRL-u
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2013







„My, właściciele Teksasu. Reportaże z PRL-u"  to siedemnaście tekstów, które Małgorzata Szejnert opublikowała w latach 60. i 70. w tygodniku „Literatura" oraz w „Polityce".  Zbiór przedstawia życie zwykłych ludzi w szarych PRL-owskich czasach.

Reporterka zapytana na spotkaniu autorskim dlaczego wraca do tematów sprzed lat i skąd je w owym czasie brała odpowiedziała, że po prostu lubi wracać do tych tekstów, ponieważ dziś nie potrafiłaby napisać takiej miniaturki. Reporterka wyznała, że nie ma już w sobie takiego impetu i świeżości, która jest potrzebna przy tego typu tekstach. Zmieniły się też formy docierania do bohaterów. Gdy powstawały reportaże ze zbioru „My, właściciele Teksasu" nie było telefonów komórkowych i pozornie formy kontaktu były utrudnione, a dziś już nie można przecież zapukać do kogoś do drzwi i podpatrzyć co się za nimi dzieje. W latach 60. i 70. wyglądało to nieco inaczej, Małgorzata Szejnert wsiadała w jakiś środek lokomocji i podróżowała przez Polskę jak ona długa i szeroka. Tematów musiała szukać takich, które puściłaby cenzura. Prawdziwe tematy były zakazane. Nie mogła zatem opisać wybuchu Rotundy w Warszawie, szukała więc czegoś co dawało szansę na publikację i wzbudzenie zainteresowania czytelnika. A łatwo nie było. Jednak Szejnert ma nosa reporterskiego i ze znalezieniem bohaterów nie miała problemu.

W tych siedemnastu miniaturach oglądamy zatem Polskę od kuchni.  Szejnert interesuje życie codzienne- praca, sposoby spędzania wolnego czasu, problemy rodzinne. Codzienność zdaje się być pretekstem do opisania sytuacji naszego kraju w owych latach. Dla osób, które żyły w tamtych czasach, zbiór może być podróżą sentymentalną, dla ludzi, którzy urodzili się już po Okrągłym Stole, teksty ze zbioru mogą stanowić lekcję historii w najlepszym literackim stylu.

Niemalże każdy tekst to taki PRL w pigułce, Szejnert lubi skupiać się na szczególe, stąd jej reportaże są niezwykle plastyczne, a zdjęcia ilustrujące zbiór dopełniają jedynie obrazy, które stwarza w naszej wyobraźni autorka.
Reporterka wchodzi zatem do zakładowej stołówki (na zebranie materiału i publikację miała dwa dni), zagląda do fabryki Ursusa, wciska nosa za kulisy teatrów, odwiedza wsie i miasta i tam znajduje swoich bohaterów. A są wśród nich majster, który po powrocie z pracy w Ursusie lubi sobie zasiąść do maszyny i uszyć żonce sukienkę, Emilia, niewidoma matka trójki dzieci, Karol Brzostowski, postać historyczna, wybitny technik i wynalazca, który jako pierwszy zniósł pańszczyznę i podniósł z ruiny Hutę Sztabińską, Dziomdziora, łódzki biznesmen, który dorobił się na hodowli kwiatów i gdy zamordował człowieka to tak nie płakał, jak wtedy, gdy musiał ukochane róże niszczyć.

Bohaterów i codziennych problemów jest w tej książce mnóstwo, ale jeden z nich ujął mnie szczególnie-Michał Więcko ze wsi Pomygacze, który przez całe życie udzielał się społecznie. „Całe życie w Pomygaczach" to obraz najbardziej zacofanej prowincji. Szejnert oddaje głos siedemdziesięcioletniemu dziadkowi, który ma uroczy słowotok. Opowiada nam swoje życie, ale co chwilę ktoś mu przerywa-a to sąsiad przyjdzie, by Więcko mu telefonu użyczył, a to wpadnie młodzież, by zapytać kiedy już wolno na bociany spoglądać, a to Więcko musi spór rozstrzygnąć, bo się baby jakąś mazią w złości pooblewały. To taki typowy wioskowy gospodarz, do którego wszyscy po poradę przychodzą. Jego wypowiedzi przytoczone przez reporterkę bez odautorskiego komentarza dają obraz historii oraz życia w Pomygaczach, wsi, jakich wtedy, a i jeszcze teraz jest w Polsce wiele. Polska prowincja była i w niektórych miejscach nadal jest nieco zabobonna, trzymająca się z dala od miejskich nowinek, żyjąca własnym rytmem.

Ale nie tylko po wsiach jeździła nasza dziennikarka. Szejnert zabiera nas również na wycieczkę do Krakowa, nietypowa to podróż, oryginalna trasa turystyczna-śladem rewaloryzacji Grodu Kraka. Po przeczytaniu tego tekstu zupełnie inaczej patrzy się na miasto smoka wawelskiego.

„My, właściciele Teksasu" to zbiór hybrydyczny. Jest w nim zwykła szara komunistyczna codzienność z typowymi dla owych czasów absurdami, ale są w tej książce również ludzie oryginalni, ze swoimi pasjami, które nadają kolorów rzeczywistości ich otaczającej.


4 komentarze:

  1. Już od jakiegoś czasu planuję kupić tę książkę. Dzięki Twojej recenzji postaram pospieszyć się z jej zakupem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaka miła informacja. Chyba zakup obowiązkowy, bo imię mam właśnie po Tym Michale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ojeeej, a jest Pan z nim jakoś spokrewniony?

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.