Autorka: Swietłana Aleksijewicz
Tytuł: Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości
Przekład: Jerzy Czech
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Reportaż
Rok wydania: 2012
Czarnobyl, niewielka
miejscowość na Ukrainie położona u ujścia rzeki Prypeć. Ponad dwadzieścia pięć
lat temu zamieszkiwana przez ok. 15 tys. ludzi. Dziś przebywają tam tymczasowo
naukowcy, pracownicy różnych agencji, przewodnicy i specjaliści od katastrofy
atomowej.
26.04.1986 rok-
data, która do tej pory wzbudza kontrowersje. Wprawdzie o tragedii
czarnobylskiej napisano już wiele, powstały filmy dokumentalne, po co zatem
wciąż drążyć temat?
„(...) ja zajmuję się tym, co
nazwałabym historią pomijaną, znikającymi bez śladu śladami naszego przebywania
na ziemi i w czasie. Piszę i kolekcjonuję codzienność- uczuć, myśli, słów.
Staram się wychwytywać życie codzienne duszy. Życie zwykłego dnia, zwykłych
ludzi (...) Los to życie jednego człowieka, historia to życie nas wszystkich.
Chcę opowiedzieć historię w taki sposób, żeby nie stracić z oczu losu
pojedynczego człowieka." To jedyne słowa, które w „Czarnobylskiej modlitwie" wypowiada Swietłana
Aleksijewicz. W następnych rozdziałach oddaje głos swoim bohaterom, a sama
słucha, nie narzuca się, nie drąży, pozwala się im wygadać. I zapisuje, bo to
istotne, by został jakiś ślad po ofiarach największego w historii wybuchu
jądrowego.
Książka powstawała
blisko dwadzieścia lat. Białoruska reporterka nie potrafiła znaleźć formy, nie
potrafiła znaleźć słów do oddania tego, co się w owym czasie stało. Zbierała
materiały, rozmawiała z setkami ludzi, a spośród tych rozmów wybrała ponad
czterdzieści monologów i zawarła je w trzech rozdziałach „Czarnobylskiej modlitwy". Wśród bohaterów Aleksijewicz są ludzie prości
i przedstawiciele inteligencji, są kobiety, których mężowie brali udział w
likwidacji skutków wybuchu reaktora oraz mężczyźni, którzy byli likwidatorami,
strażakami i żołnierzami powołanymi do pomocy przy przerzucaniu ziemi,
tworzeniu mogilników, są również dzieci, które w 1986 roku miały po kilka lat.
Miejsce na swoje monologi znaleźli również politycy, historycy, inżynierowie,
fizycy, osoby wysiedlone z zakażonych terenów.
Aleksijewicz zaczyna
od mocnego akcentu i mocnym akcentem kończy. Reportaż ma bowiem konstrukcję
klamrową. Są to wstrząsające historie dwóch kobiet. Książkę otwiera monolog
żony zmarłego strażaka, a zamyka ją opowieść żony zmarłego likwidatora. „Nie wiem o czym tu opowiedzieć... O śmierci czy o
miłości. A może to jest to samo..." zastanawia się pierwsza z
rozmówczyń. Miłość towarzyszy tym
ludziom do samej śmierci, jest to uczucie, które przekracza wszelkie możliwe
granice- psychiczne, fizyczne i moralne. Jak kochać człowieka, który rozpada
się na naszych oczach? „To już nie człowiek, tylko
reaktor" - próbuje przekonywać pielęgniarka, ale do zakochanej kobiety nic
nie dociera, nawet to, że silne promieniowanie wydobywające się z ciała jej
męża zabija ich dziecko, które w sobie nosi.
To, co łączy
bohaterów wszystkich monologów to, oprócz tragicznego wspólnego doświadczenia,
ogromne osamotnienie. Wielu z nich nie potrafi zrozumieć tego co się stało, nie
ma kogoś, kto by mógł wytłumaczyć dlaczego 26.04. 1986 roku nagle ich życie
zostało pozbawione przyszłości „Wszystko przeżywamy sami, nie
wiemy co z tym zrobić. Nie mogę tego ogarnąć umysłem". Ze zwykłych ludzi,
przywiązanych do swojej ziemi, nagle stali się ludźmi stamtąd- ludźmi
czarnobylskimi. Aleksijewicz na naszych oczach pokazuje proces przeobrażenia,
metamorfozy z człowieka przedczarnobylskiego w skażoną promieniowaniem
jednostkę. Jest to proces nagły, który
zaskoczył mieszkańców zony, nie potrafią sobie poradzić z wykluczeniem, bo wróg
jest niewidoczny. Wojna atomowa ma to do siebie, że z góry jesteśmy skazani na
porażkę.
Oprócz
dramatycznych opowieści znajdujemy w „Czarnobylskiej
modlitwie" obraz człowieka radzieckiego, który ma tak silnie wpojone
poczucie obowiązku wobec państwa, że nawet instynkt samozachowawczy zostaje
przez nie zagłuszony. „To w nas żyje, być tam gdzie
jest trudno, niebezpiecznie. Bronić ojczyzny" wyznaje jeden z likwidatorów. Państwo jest tu stawiane ponad wszystko,
nawet ponad kosztem poczucia wartości jednostkowego życia. Człowiek radziecki
jest w stanie rzucić wszystko, by ratować swoją ojczyznę. I do tego jeszcze ten strach, by okrutna
prawda nie wyszła na jaw. To co się wydarzyło w Czarnobylu było objęte ścisłą
tajemnicą, bo państwo, by chronić swoich obywateli nie chciało siać paniki.
Dlatego nie stosowano ochronnych masek, nie noszono odpowiedniej odzieży. Dla
nich to było bohaterstwo, które nadawało im tożsamość. Dzięki Czarnobylowi
mogli zaistnieć: „Boję się to powiedzieć, ale...kochamy Czarnobyl.
Pokochaliśmy go, bo na nowo nadaje sens naszemu życiu...Naszemu cierpieniu. Jak
wojna. O nas, Białorusinach, świat dowiedział się po Czarnobylu. to było nasze
okno na Europę".
„Czarnobylska modlitwa" to
również reportaż o przywiązaniu do ziemi. Białoruś to kraj złożony w większej
części z wiosek, w których panują słowiańskie tradycje. Zamieszkiwali je prości
ludzie, którzy mieli swoje gospodarstwa, ciężko pracowali na kawałek chleba,
zakładali rodziny i wiedli spokojny rolniczy żywot. A tu nagle przychodzi
wojsko i każe w ciągu pięciu minut opuścić cały dobytek. Aleskijewicz odnajduje
te starsze kobiety, które nie chciały wyjechać. One po prostu nie potrafiły
zrozumieć o jakim zagrożeniu mowa. Co to są jednostki Ci, jakie promieniowanie,
skoro taka ładna wiosna, tylko pszczoły przestały się pokazywać. W tych
opowieściach ludzi przymusowo wykorzenionych z własnej historii szokuje totalna
dezinformacja, ludzie nie chcą wierzyć w zagrożenie, bo przecież wmawiano im,
że radzieckie elektrownie są tak bezpieczne, że można je stawiać na Placu
Czerwonym. Ta naiwna wiara doprowadza do
absurdalnych sytuacji, w których staruszka sprzedaje mleko, bo wierzy, ze jak
trzyma krowę w zamknięciu, ta nie uległa zakażeniu. Tylko jej trawę z pola
przynosi...
Zwierzęta to
kolejny temat tej atomowej wojny. Reporterka zastanawia się nad losem naszych
braci mniejszych, zapisuje również ich krzyk, bo co po nich zostało?
Cmentarzyska.
Aleksijewicz
wykonała ogromną faktograficzną robotę. Podjęła się ogromnego ryzyka, udała się
do zakazanej strefy, by stamtąd przywieźć prawdę. Przesłuchała setki ludzi i
przepuściła te historie przez swój literacki warsztat. Wskutek tego powstała
książka wstrząsająca, pozbawiona jakiegokolwiek komentarza. Losy ludzi mówią
same za siebie. Aleksijewicz stworzyła kolejną „książkę
głosów", głosów, które na długo będą krzyczeć w naszej świadomości.
I właśnie to lubię w Czarnym kontrowersyjne, ciekawe tematy i dobrzy autorzy. Z chęcią przeczytam tą książkę bo jestem ciekawa co działo się tam tak naprawdę dokładnie w tym momencie kiedy kończyłam rok.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
P.S. Z Czarnego mam ochotę jeszcze na Ameksykę. Czytałaś może?
Nie czytałam, ale z Czarnego mogę brać książki w ciemno. Mają najlepszą serię reportażową. teraz czytam Badera, a następny w kolejce jest Wallraff
UsuńPozdrawiam
Mam wielką ochotę na tę książkę, odkąd zobaczyłam ją na stronie wydawnictwa. Historie pojedynczych ludzi to to, co mnie w literaturze faktu interesuje najbardziej. O temat skażenia zahaczyłam w "Listach do dzieci", ale to zupełnie inna książka, więc tę też na pewno przeczytam.
OdpowiedzUsuńTo bardzo mocna literatura. Szarpie emocjonalnie i wbija w fotel.
UsuńJeśli "Czarnobylska modliwa ..." jest chocby w połowie tak dobra jak "Wojna nie ma w sobie nic z kobiety", to rzeczywiście warto.
OdpowiedzUsuń@ Marlow
UsuńW moim odczuciu nie jest tak dobra jak "Wojna...". W połowie "Czarnobylskiej..." spasowałam, bo zrobiło się monotonnie i miałam wrażenie, że kręcę się w kółko. Może jeszcze wrócę do lektury.
Zgadzam się natomiast, że cenne są te ludzkie historie, bo pokazują coś, o czym nie mieliśmy pojęcia. Mówiło się o skażeniu, podawane były liczby, a dramat mieszkańców okolic Czarnobyla był pomijany. O tym warto wiedzieć. Plus te bezbronne zwierzęta...
Aaa ... , to dzięki za ostrzeżenie :-) i tym sposobem już mam jedną książkę z głowy :-)
UsuńAle to jest moje subiektywne zdanie.;)
UsuńMarlow=> ja zaczęłam czytać "Wojnę..." ale nie skończyłam,bo mi wypadło coś innego, więc nie mam porównania.Nie mogę się zgodzić z Anią, dla mnie ta książka w żadnym wypadku nie jest monotonna. Autorka dobrała bardzo różnorodnych bohaterów, każda historia jest wstrząsająca, ja w każdej znalazłam coś co mnie ruszyło. Ale, jak to Ania napisała- to moje subiektywne zdanie :)
UsuńAnia=> mnie tez ruszyło to, że Aleksijewicz porusza temat zwierząt. Przy takich tragediach mało ludzi zwraca uwagę na naszych braci mniejszych
Otóż to. Ja czytałam jednym ciągiem i w pewnym momencie poczułam się przytłoczona tymi historiami. Podobnie było w przypadku książki Aleksijewicz o samobójcach.
Usuńo samobójcach? To może być ciekawe. Podasz mi tytuł? A jak tam, znalazłaś tę audycję z Konwickim?
UsuńTo się nazywa "Urzeczeni śmiercią". W matrasie dostępna jest jeszcze inna książka tej autorki: "Ołowiane żołnierzyki" o wojnie w Afganistanie.
UsuńTak, audycję z Konwickim znalazłam, dziękuję. Interesująca. Dobrze się słucha Konwickiego.
Dzięki :)
UsuńJa akurat tej audycji słuchałam na słuchawkach. Jak usłyszałam taki chrapliwy głos, to aż mnie ciary przechodziły :)
Świetna recenzja! Ta książka jest na mojej liście od dawna, więc na pewno po nią sięgnę. Tylko nie wiem jeszcze kiedy ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję, to bardzo dobra książka i wstrząsająca, po pierwszym rozdziale, zastanawiałam się, czy kontynuować lekturę, bo pierwszy rozdział jest bardzo mocny, ale warto było się odważyć
Usuń