Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

czwartek, 14 kwietnia 2011

Osiecka Przybora i Krajewski


Czasami mam wrażenie, że fascynacje są przyczyną wielu zbiegów okoliczności w życiu. Od kilku tygodni chodzę zaczarowana osobą Agnieszki Osieckiej. Wypełniam się jej twórczością na wszystkie możliwe sposoby – czytam, słucham, podglądam filmy.  I wczoraj oto miałam okazję dopieścić swe zauroczenie. Pewnie nie powie Wam nic  nazwisko Tomasza Krajewskiego, a może powie? Nie wiem, dla mnie w każdym razie, ten sympatyczny aktor i konferansjer nie był znany. Do dziś. Przez zupełny przypadek dowiedziałam się ,że ów Pan wystąpi w recitalu, prezentując swoje interpretacje najsłynniejszych piosenek Agnieszki Osieckiej. Wsiadłam zatem w tramwaj i, przedzierając się przez kwietniowo-pletniową pogodę ( znacie wierszyk: kwiecień-plecień poprzeplata, trochę zimy trochę lata? To do tego należy jeszcze dodać paskudny późnojesienny deszcz, który dzisiaj bębni w szyby) udałam się do uroczej, małej kawiarenki. A tam były tłumy. Oj, tego się nikt nie spodziewał, nawet sam wykonawca.  Łezka się w oku już z samego początku zakręciła. Nie mnie, ale Panu Tomaszowi, który wyznał, że nie spodziewał się, że po czternastu latach znów stanie na scenie. A potem...co tu dużo mówić- „Niech żyje bal”! Było pięknie. Sami zobaczcie. Posłuchajcie tego głębokiego głosu. Choć czasami miałam wrażenie, że Pan Tomasz mógłby zaśpiewać mocniej, pełną piersią. Ale być może to tylko moje odczucia. Przedstawiam zatem moich ukochanych „Okularników” Agnieszki Osieckiej w wykonaniu Pana Tomasza Krajewskiego. Na pianinie akompaniuje Pan Marek Koperski. 
Jak Wam się podobało?


Ten recital przypomniał mi o książce „Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze”, którą skończyłam czytać niedawno, ale musiałam poczekać, aż się we mnie ułoży, zadomowi. Czytając czyjeś listy, czy też wspomnienia zawsze mam wrażenie, że kroczę na krawędzi. Krawędzi czyjejś intymności. Zaglądam do życia innych, z butami wprawdzie w nie nie wchodzę, bo sam fakt wydania takiej książki jest zaproszeniem do czyjegoś wnętrza. A tu mamy dwie piękne i wrażliwe dusze – poetkę i poetę. Dwa zupełnie odmienne charaktery, ale połączone ze sobą niezwykle silną i emocjonalną więzią.  Magda Umer, która opracowała listy Agnieszki i Jeremiego wspomina we wstępie, że po przeczytaniu listów długo nie mogła ochłonąć. Nie wiedziała, co z nimi zrobić. Ja po przeczytaniu tej korespondencji również nie mogłam ochłonąć, ale wiedziałam co z tym fantem zrobić – odłożyć na półkę „jeszcze do ciebie wrócę”.
Historia zapisana w listach rozpoczęła się 1 lutego 1964 roku, a zakończyła w czerwcu 1966 roku. „Ona na początku nie bardzo wiedziała, o co jej chodzi. Uwiodła go z przyzwyczajenia jak niejednego” wspomina Magda Umer. Była między nimi dwudziestoletnia różnica, ale tak naprawdę nic nie było w stanie ich rozdzielić. Listy te są przepełnione przede wszystkim tęsknotą i zachwytami. Mnie ujął sposób, w jaki Jeremi rozczula się nad uszami Agnieszki. No powiedzcie mi, jaki facet zachwyca sie USZAMI kobiety?
Listy są krótkie, ale przepełnione czułością, Oszczędne, ale w moim odczuciu bardzo intymne. Szczególnie jeden z nich zapadł mi w pamięć. Ten z dnia 10 kwietnia 1965 roku, gdy to Agnieszka pisała do Jeremiego podczas podróży okrętem. Jest to najdłuższy list w książce i chyba najbardziej szczery. : „ Chcę Ci na przykład powiedzieć, że coś bardzo ważnego się we mnie przetasowało, przemeblowało przez Ciebie: chodzi mi o samą rolę miłości w moim życiu. Była to bardzo kiepska rola. Znacznie większe znaczenie niż miłość miała dla mnie wolność, uczucie wolności.Wolność dawała mi szczęście. Mam na myśli to najbardziej euforyczne, zatykające uczucie szczęścia, które łapie cię nagle za gardło i masz ochotę fikać koziołki, albo strasznie głośno wrzeszczeć, albo bardzo cichutko i łachotliwie „chichotać wewnętrznie”.

Dopiero zaczynam swoją przygodę z Agnieszką Osiecką. Szukam informacji, zaglądam na stronę Fundacji „Okularnicy” założoną przez córkę Agnieszki. Listy nie tylko mnie rozczuliły, ale także pozwoliły zrozumieć kilka piosenek, umieścić je w biograficznym kontekście.  Bo z miłości powstały najpiękniejsze piosenki, które do dziś są słuchane przez starych i młodych, przez zakochanych i tych, którzy jeszcze miłości nie odnaleźli. „W tych piosenkach i listach ich uczucie żyje do dziś.”
Agnieszki Osieckiej i Jeremiego Przybory listy na wyczerpanym papierze, ułożyła  opatrzyła przedmową i komentarzami Magda Umer, Warszawa 2010.

4 komentarze:

  1. Szkoda, że nie miałaś okazji widzieć spektaklu o Agnieszce Osieckiej "Słodkie rodzynki, gorzkie migdały"... a "Listy na wyczerpanym papierze" to jedna z moich ulubionych pozycji, i też miałam taki moment, że urzekło mnie wszystko co tyczyło Osieckiej. Zresztą nie ma się co dziwić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. p.s jeśli interesuje Cię teksty o V.Woolf to we wczorajszym Tygodniku Powszechnym jest wkładka o niej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Virginia => też żałuję, że nie widziałam tego spektaklu,ale pocieszam się myślą, że tyle jeszcze przede mną do obejrzenia :) I baaardzo dziękuję za informację- jutro lecę po Tygodnik Powszechny :) Jesteś niezastąpiona:)

    OdpowiedzUsuń
  4. mniej więcej w połowie kwietnia odbędzie sie kolejny już recital piosenek Agnieszki Osieckiej w wykonaniu Tomasza Krajewskiego...

    serdecznie zapraszam :)

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.