Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

wtorek, 7 stycznia 2014

Beata Chomątowska "Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie"



 


Autorka: Beata Chomątowska
Tytuł: Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2013





Na Zachodzie bez zmian?

„Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie” to trudna do zaszufladkowania książka. Niby to powieść z mocno zarysowanymi wątkami autobiograficznymi, choć okładka przypominająca szary brulion z przełomu lat 80. i 90. przywodzi na myśl stary pamiętnik, więc może proza wspomnieniowa byłaby tu najlepszym określeniem? Niewątpliwie książka Chomątowskiej ma również elementy powieści drogi oraz prozy inicjacyjnej.

Poznajmy zatem naszych bohaterów: ona - Beata, dla Holendrów Berta, dostała stypendium do Holandii. Dziewczyna jest inteligentna i ambitna, studiuje marketing i zarządzanie, kierunek, który na początku lat 90. w Polsce zaczynał powoli raczkować, by po pewnym czasie stanąć w czołówce najchętniej wybieranych przez absolwentów.

On - R., jej chłopak. Bez matury, bez ambicji, za to korzystający z życia pełnymi garściami, a szczególnie z używek zmieniających stan świadomości. Jest prawdziwym znawcą, więc jak trafia mu się okazja wyjechać na przyczepkę do krainy coffie shopów,  gdzie panują wieczne wakacje i totalny luz, nawet się nie zastanawia.

I oto dwójka tych młodych ludzi wyrusza w kierunku mitycznego Zachodu, do kraju serów, wiatraków, tulipanów, marihuany, gdzie ludzie są otwarci i pozbawieni pruderii, w którym nawet w programach telewizji śniadaniowej przy odrobinie szczęścia można zobaczyć obnażone ludzkie genitalia.
Szybko jednak nasi bohaterowie konfrontują swoje wyobrażenia z zastaną rzeczywistością i okazuje się, że wcale tak różowo nie jest. Zaczynają wychodzić głęboko skrywane kompleksy, z którymi trzeba się zmierzyć.

Celem podróży jest Breda, miasto zwane przez R. i Beatę Krakowem Północy, zanim jednak tam trafią, zdążą odwiedzić inne holenderskie miasta, w których poznają na campingach różnych oryginałów. Podróż stopem, zahaczenie o Amsterdam, poznanie grupki bogatych młodych Polaków, którzy zasponsorują naszym bohaterom duże ilości zielska to dopiero początek. Cała zresztą wyprawa i egzystencja w kraju rowerów odbywa się w oparach marihuany.

W Bredzie poznają Ahmeta Polata, postać autentyczną, fotografa i artystę, który załatwia im mieszkanie w studentehuis oraz pracę w klimatycznej knajpie De Boulevaard. I tak mija im ponad rok, rok pracy w branży sprzątającej, rok na uczelni, gdzie o kwadransie studenckim nigdy nie słyszano, a sposobem rozwiązywania problemów jest overleg traktowany na równi z konferencją naukową.

Chomątowska wnika w środowisko polskiej emigracji końca lat 90., kiedy to w naszym kraju już blisko dekadę trwa demokracja. Jesteśmy jeszcze jednak przed otwarciem granic, a o Polsce w Holandii niewiele osób słyszało, ot jakiś mały kraik na Wschodzie, z piękną architekturą (jeden z bohaterów rozpływa się nad urokami polskiego miasta, w którym był, ale okazuje się, że owe miasto to Praga).  Autorka zagląda do holenderskich domów, odwiedza squat urządzony w kościele, przechadza się uliczkami Bredy i obserwuje.

Okazuje się, że „Holland" i „Poland" oprócz fonetycznego podobieństwa nie mają ze sobą wiele wspólnego. Zderzenie dwóch kultur, stereotypów, mentalności dostarcza czytelnikowi wielu ciekawostek. Dowiadujemy się zatem, że podstawową zasadą życia w Holandii jest fatosen, czyli: w sferze publicznej postępuj jak wszyscy, idź z tłumem jak baran, a za drzwiami swego mieszkania możesz mieć własne zdanie. Nonkonformizm skazuje bowiem na izolację. Prawo do prywatności jest natomiast święte. Tak jak punktualność. I pragmatyzm. Oczywiście są jeszcze rowery, krowy, sery i obowiązkowa koffie tijd (przerwa na kawę). Nad tymi obrazami unosi się nutka nostalgii i ciepłego uśmiechu. Chomątowska puszcza oko do czytelnika i przedstawia nieco pocztówkowy obraz Holandii, przekomarzając się z naszymi wyobrażeniami. Okazuje się bowiem, że od lat 90. cały czas tkwimy w tych samych stereotypach.

„Prawdziwych przyjaciół poznaje się w Bredzie” to nie tylko opowieść o emigracji, ale również galeria nietuzinkowych postaci wraz z ich historiami. Poznajemy zatem księdza degustatora i amatora dobrego jadła, który dworuje sobie z ciepłą ironią z Jana Pawła II (w Polsce już by został za to skazany na ekskomunikę, jak zauważa Beata), Marcina, który od 5 lat w Bredzie prowadzi sklep z rowerami i jest współwłaścicielem plantacji marihuany, która stanowi jego główne źródło utrzymania, a jedyną rzeczą, jakiej mu na emigracji brakuje to taka prawdziwa polska dupa. Są tu postaci związane z De Boulevaard: szefostwo- Ilse, sympatyczna lesbijka, Naud studiujący socjologię barman, mrukliwy i zamknięty w sobie Peter (ale on was jeszcze zaskoczy), Vincent gustujący w kiczowatych dziełach sztuki.

Mamy też do czynienia z Natashą, czyli matką Holenderką zjawiskiem osobnym w panteonie matczynych figur, matką kumpelką, która pozwala potomstwu mówić do siebie po imieniu i nie zna pojęcia kindersztuby.

Książka Beaty Chomątowskiej to niezwykle ciepła i zabawna historia o czasach, kiedy próbowaliśmy nieśmiało zerkać na Zachód. To opowieść o ludziach, którzy muszą zmierzyć się z własnymi ograniczeniami i na nowo zbudować swoją tożsamość w kraju tolerancji i ogólnie panującej swobody. To również opowieść o otwieraniu się na Inność, o uczeniu się drugiego człowieka, nabywaniu pokory wobec odrębnych zasad, poglądów. I o przyjaźni, wierze w bezinteresowność oraz umiejętności wyszarpywania z życia tego, co się nam należy, by zamiast niskiego szarego nieba, pojawiły się nad głową miękkie różowe „baranki".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.