Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 15 czerwca 2013

Diagnoza i kot, który nie chciał spaceru


Od ponad miesiąca biegam po lekarzach, robię badania, odbieram wyniki i tak w kółko. Po tym jak pojechałam do szpitala z silnym bólem łopatki i wyciekiem z pępka dostałam skierowanie na standardowe badania. Okazało się, że mam zawyżony cukier i cholesterol, ale ponieważ jedno badanie o niczym nie świadczy, musiałam jeszcze trzy razy mieć pobieraną glukozę z krwi. Dzięki naszemu wykwalifikowanemu personelowi medycznemu miałam takie oto na jednej i drugiej rączce stygmaciki.  

Dobrze, że zimno było i krótkiego rękawka nie musiałam nosić, bo by sobie ktoś pomyślał, że nieźle w żyłę daję. A tymczasem to mi w żyłę dawano, a raczej z niej zabierano i do tego jeszcze ją rozszarpano (komentarz pielęgniarki pobierającej mi krew- Pani ma takie cieniutkie żyły, że nie mam takiej igiełki, ale spróbujemy... oj, przepraszam, rozszarpałam pani żyłę...).

Po trzykrotnym pobraniu okazało się, że cukier jest nadal zawyżony, mimo że badania były robione na czczo i przy niemalże całkowitym odstawieniu cukru na pięć dni. Diagnoza: cukrzyca typu B. Leczenie: dieta, tabletki i wysiłek fizyczny. Na szczęście jest to ta mniej groźna odmiana, a i szybko została wykryta, wiec prawdopodobnie obędzie się bez jakiś insulin itp. Ja się kłuć nie dam. Jestem z tych wrażliwców, którzy żądają u dentysty znieczulenia nawet przy kontrolnym badaniu jamy ustnej. Nie pozostaje nic innego jak zastosować się do rad doktorka. Po miesiącu diety i przyjmowaniu tabletek powtarzamy badania i zobaczymy czy sama dieta i tabletki wystarczą, czy w inny sposób weźmiemy się za dziadygę.

Swoją drogą, to straszne, że w wieku trzydziestu lat siadają mi kolana, mam problemy z gardłem i do tego jeszcze cukrzyca. Zaniedbał się człowiek i teraz musi walczyć o ciałko. Ale się zawzięłam. Moje Kochanie Najdroższe zafundowało mi karnet na aerobik, więc rozglądam się za ciekawą ofertą.
Nie ma co biadolić, trza się wziąć za siebie. No.

A teraz popatrzcie jak wygląda kot, który nie chce iść na spacer.
 Nie, no weeeeź, nigdzie nie idę...
 FOCH!
 Ta opcja zdecydowanie bardziej mi odpowiada

8 komentarzy:

  1. W kwestii pobrań krwi - skąd ja to znam... Mam bardzo niewyraźne żyły i jeśli w wyniku badania nie mam potem siniaka na pół ręki, to znaczy, że pielęgniarka była prawdziwym fachowcem. Niestety, zdarzyło mi się takie szczęście może 3-4 razy w życiu.

    Przerąbane, mówię o cukrzycy... Nie ma rady, dieta. Jeśli chcesz, mam namiary na genialną dietetyczkę, która niestety przyjmuje w Warszawie.

    Nie narzekaj ze spacerem. To szczęście, że masz leniwego kota. Puma dałaby się pociąć za spacer na smyczce. Trzeba ją wręcz tego oduczać :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ja bym chętnie z Oskarkiem się posnuła, mamy takie ładne parczki pod nosem. A ten tchórz położył się w trawie i trząsł się ze strachu jak galareta.
    Dietetyczkę to ja mam świetną w Łodzi, bazuję na jej książkach i jak rzeczywiście się stosuję do jej rad, to chudnę zdrowo i pięknie, tylko ,że mi motywacja padła i przytyłam znowu. A teraz nie ma bata-trzeba się wziąć za siebie :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli w kwestii diet możemy sobie podać ręce. Co jest rzecz jasna niepokojące dla mnie - póki co u mnie cukrzycy nie stwierdzono...

      Usuń
  3. W kwestii pobrań krwi itp, chylę głowę przed moimi Paniami z dziennego pokoju chemioterapii - Pani Joli i Pani Basi :)) Podczas chemii byłem setki razy kłuty i to w wierzchnią część dłoni (pobrania krwi i cała chemia) i nigdy nie miałem najmniejszego siniaka oraz nigdy nie poczułem momentu wkłuci się, czy to igły czy welfronu:))
    Co do spaceru z kotkiem, to nie popełniaj tego błędu:)) Później, każde podniesienie się z krzesła czy kanapy to .......rozdarcie się kota domagającego się wyjścia:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hipcio, on się tak trząsł na dworze, ze już chyba nie będę miała serca, by go zmuszać do wyjścia

      Usuń
  4. Życzę wytrwałości i sukcesu w ucieczce przed chorobą i w zdobywaniu zdrowej formy.
    Kotom narzucać nic się nie da ;-)
    Pozdrowienia dla Ciebie i Tapczanowców ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Agnesto, to bardzo miłe :) Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.