Autorka: Elif Şhafak
Tytuł: Pchli pałac
Przekład: Anna
Akbike Sulimowicz
Wydawnictwo:
wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2009
(dodruk 2013)
„Pchli pałac" to już ostatnia książka Elif Şhafak przełożona na
język polski, która mi pozostała do przeczytania. Przyznam szczerze, że byłam
strasznie ciekawa tej pozycji. Kto obserwuje posty na moim blogu wie, że jestem
zafascynowana twórczością tureckiej pisarki, a skoro „Pchli pałac" przez
wielu jest uznawany za najlepszą powieść tej autorki, to pomyślałam sobie, że
zapowiada się kolejna niesamowita podróż w krainę baśni. A tymczasem...
Stambuł, ul. Żurnalowa 88. To właśnie tam na ruinach cmentarzy ormiańskiego
i muzułmańskiego zakochany mąż wybudował chorej żonie kamienicę o wdzięcznej
nazwie „Cukiereczek". Po śmierci właścicielki budynek przejęła rodzina,
która w ogóle nie interesowała się losami nieruchomości, ale zaczęła na niej zarabiać, wynajmując
mieszkania różnym osobom i rodzinom.
Poznajemy zatem losy dziesięciorga lokatorów, a co jeden z nich jest
oryginalniejszy od drugiego.
Parter zajmują fryzjerzy bliźniacy, którzy zostali w dzieciństwie
rozdzieleni i po latach się odnaleźli. W ich salonie spotykają się panie i
plotkują, jak to zwykle w takich miejscach bywa. Kolejne piętra zajmują: Sidar,
który ma na utrzymaniu ogromne psisko zżerające wszystko co tylko da się zeżreć.
Na suficie natomiast meżczyzna zrobił sobie swoistą galerię osobliwości, gdzie
przykleja wersy z Ginsberga, plakaty Bad Religion, różne wycinki z gazet,
fotografie i tym podobne rzeczy, które normalni ludzie umieszczają na ścianach.
Jest Tijen Czyścioszka, której córka ma wszy; Błękitna Kochanka gotująca
kurczaka po czerkiesku; rodzina Meryem i Muhammeta, których synek ma
nieproporcjonalnie wielką głowę. Obok narratora wszechwiedzącego mamy również
lokatora z mieszkania nr 7, który z własnej perspektywy opisuje losy kamienicy
i jej mieszkańców.
Şhafak powtarza w „Pchlim pałacu" chwyt ze swej debiutanckiej powieści
„Sufi". Zbiera postaci i umieszcza je
w zamkniętej przestrzeni. W przypadku „Sufiego" turecka pisarka zabrała
nas do magicznej dzielnicy otoczonej czterema bramami strzeżonymi przez cztery
wiatry. W „Pchlim pałacu" zostajemy zamknięci w starym budynku mającym
problem ze śmieciami i robalami. Sytuacja
w pewnym momencie staje się nie do wytrzymania, a rozwiązanie problemu ma
tragiczny skutek.
Czytając tę powieść od razu przyszedł mi na myśl film Wima Wendersa
„Million Dollar Hotel", a to przede wszystkim dlatego, że klimat obu dzieł
jest podobny. Bohaterowie, żyjący na marginesie społeczeństwa, zostają zderzeni
z brutalną rzeczywistością, stają przed pewnym problemem, a rozwiązanie
prowadzi do katastrofy.
Przyznam szczerze, że czuję pewien niedosyt. Jestem przyzwyczajona, że
w prozie Şhafak znajdę magiczny świat dżinów, derwiszów, posmakuję wątków z
pogranicza tureckiej mistyki i mitologii, poddam się narracji balansującej na
granicy oniryzmu i rzeczywistości, a tymczasem dostałam do ręki powieść
niemalże realistyczną, bez jakichkolwiek nadprzyrodzonych wątków. Nie mówię, że
jest to wada książki, bo „Pchli pałac" to świetnie skonstruowana historia
z wyrazistymi postaciami, napisana z rozmachem i typową dla tureckiej autorki
polifoniczną narracją. Sięgając po książki Şhafak nastawiam się jednak na tę
baśniowość, której „Pchli pałac" jest pozbawiony.
Pchli był pierwszą książką Safak i jest na równi z Bękartem. Mi właśnie chyba najbardziej przypadły do gustu te dwa tytuły bo są bardziej realistyczne niż baśniowe czy magiczne. Nadmiar dżinów, derwiszów, mistyki (bywa, że rodem z pana C) działa na mnie jak płachta na byka.
OdpowiedzUsuńAle w sumie mam za sobą trzy spotkania z autorką. Pchli, Bękarta i Czarne mleko, którego nie dokończyłam właśnie przez derwiszów, calineczki i inny lekki bełkocik:)
Oj, bliźnisz! ;P Przeczytałam wszystko Shafak, co wyszło w języku polskim i mogę z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że Bękart jest najlepszy, a za nim zaraz jest Sufi. Pchli pałac jest świetny, ale dla mnie za mało w nim bajkowości.
OdpowiedzUsuń