Autorka: Wisława
Szymborska
Tytuł: Błysk
rewolwru
Wstęp i komentarz
naukowy: Bronisław Maj
Wydawnictwo: Agora
S.A.
Rok wydania: 2013
We wstępie do tej
uroczej książki Bronisław Maj dzieli się z czytelnikami swoimi wątpliwościami
dotyczącymi wydania ineditów Pani Wisławy: Są
to przecież bez wyjątku anekdota
poiemata , dzieła, których Autorka ogłaszać, z wiadomych sobie względów,
nie chciała, których nie pomieściła-a przecież mogła była!-w żadnej z wydanych
swoich książek (...).
Panie Bronisławie,
że sobie tak pozwolę bezpośrednio do Pana się zwrócić, nie ma co się obawiać,
wszakże powinien Pan zajrzeć do biografii Poetki napisanej przez Joannę
Szczęsną i Annę Bikont, bo tam Szymborska daje wydawcom (a raczej dyspozytorom
Jej spuścizny literackiej) zielone światło: Uświadomiłam
sobie, że ta cała moja historia pozbawiona jest dramatyzmu. Tak jakbym
prowadziła życie motylka, jakby życie tylko głaskało mnie po głowie. To jest
mój portret zewnętrzny. Ale skąd taki obraz? Czy ja naprawdę taka jestem? Życie
miałam właściwie szczęśliwe, jednak było w nim wiele śmierci, wiele zwątpień.
Ale oczywiście ja o sprawach osobistych mówić nie chcę, a też nie lubiłabym,
żeby mówili inni. Co innego po mojej śmierci.
„Błysk
rewolwru" to bardzo osobista
sprawa. Książka dzieli się na kilka rozdziałów i ma układ chronologiczny. Jest
to zbiór hybrydalny, wielogatunkowy, gdzie poezja miesza się z prozą, a rysunki
małej Ichny z fotografiami z prywatnych albumów Noblistki. Zaglądamy zatem do
juweniliów, a w tym do bloku rysunkowego i podpatrujemy laurki i obrazki, które
pięcioletnia Wisława podarowywała swoim najbliższym. Są tu również pierwsze poetyckie próby i
jedyna, niepowtarzalna okazja do poznania prawdziwego rarytasika - fragmentu
powieści napisanej w iście gotyckim duchu, gdzie to miłość ze śmiercią w parze
idą.
Pani Wisława już
jako podlotek wykazywała wszelakie talenta artystyczne, choć, jak to sama
wspomina w którejś ze swoich wypowiedzi, jej marzeniem było zostanie
rysownikiem . Na szczęście marzenia nie zawsze się spełniają. Ale przejdźmy do
kolejnych rozdziałów. Mamy tu zatrzęsienie dóbr literackich wszelakiego
rodzaju- „Ankietę, czyli konkurs na wygłupianie się bliźnich", stworzony
wraz z Kornelem Filipowiczem „ Słownik wyrazów obelżywych", z którego nie
wiedzieć czemu zostały wykreślone pojęcia onanisty i zdziry, a zachował się
hreczkosiej, icuś, iwan, czy też jezuita. Mnie jednak najbardziej rozbawiła
„Anatomia w książce telefonicznej".
W „Błysku
rewolwru" znajdziemy również utwory
posegregowane gatunkami wymyślonymi przez Poetkę i Jej przyjaciół. Obok znanych
nam już lepieji (lepiei?), moskalików, altruitek możemy sobie poczytać epitafia
słynnych osób z artystycznego światka, nie wszystkie z nich zdążyły zapukać do
niebios bram, ale zapobiegliwa Szymborska już im na grób wierszyki
przygotowała. Nawet jej sekretarzowi się dostało- Tu oddał ducha Michał Rusinek. Był to najlepszy jego uczynek.
Każdy, kto choć
trochę interesuje się twórczością i życiem Pani Wisławy wie, że przed „tragedią
sztokholmską" Poetka stroniła od wszelakich podróży. Efektem tej niechęci
są rajzefiberki- krótkie dystychy opisujące z charakterystyczną dla
Szymborskiej ironiczną zjadliwością różne miejscowości.
Z nowości są tu
jeszcze adoralia i przysłowia nadrealistyczne oraz bajki o rzeczach martwych z
pouczającymi morałami (jak to na bajki przystało).
„Błysk
rewolwru" to książeczka urocza,
ciesząca oko za sprawą przepięknego wydania. Mnóstwo tu rysunków, fotografii,
kolaży wykonywanych przez Poetkę, zdjęć rękopisów, które umożliwiają nam wgląd
do zeszytów młodej Poetki (ach, ile ona błędów ortograficznych robiła! A jak
bazgroliła!). Wszystko to w połączeniu z frywolnymi tekstami daje nam obraz
osoby niezwykle dowcipnej i pomysłowej. Można by rzec: nihil novi, wszakże
jeszcze za życia Poetka wydawała swe mniej poważne utwory („Rymowanki dla
dużych dzieci"), a „Błysk rewolwru"
to kontynuacja rubasznej strony twórczości Noblistki.
Nie miałam
dylematów takich jak Pan Bronisław Maj. Wręcz przeciwnie, moja wścibskość i chęć
poznania Pani Wisławy pozbawiły mnie wszelkich skrupułów do zajrzenia w te bardzo
osobiste ineditia. I dziękuję, bo takie wydawnictwa to prawdziwe skarby, które
można czytać na różne sposoby, oglądać, przewracać stroniczki i zachwycać się
tymi wszystkimi perełkami. Co więcej- takie lepieje, altruiki, rajzefiberki,
czy też inne krótkie formy, przy lekturze wytwarzają w czytelniku chęć do
tworzenia własnych dystychów. Twórcze to i pozytywne, a jak podnosi ego,
wszakże w szranki na rymowanki z samą noblistką stajemy.
z Filipem Kornelowiczem???
OdpowiedzUsuńTakiego miana Poetka użyła w swych tekstach, czy Ty się machnęłaś przy pisaniu tej jakże ciekawej opinii? ;-)
:)))) Kopyrtknęłąm się językowo :) Dzięki.
Usuń