Autorka: Joanna
Sałyga
Tytuł: Chustka
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2013
„Chustka" jest
dziennikiem pisanym od 10 kwietnia 2010 r. do 19 października 2012 r. To
książkowe wydanie bloga Joanny Sałygi, kobiety, która w wieku 34 lat
dowiedziała się, że ma złośliwego raka żołądka. Zaczyna się walka zakończona
przegraną z chorobą, ale za to wygraną na innych płaszczyznach.
Nie miałam okazji
czytać wcześniej bloga Chustki, ale przejrzałam kilka postów dzięki Dragonelli,
która na swoim blogu pisała o książce. Zachęcam do zajrzenia do sieci, ponieważ
strona internetowa Joasi jest ciekawsza przez swoją interaktywność oraz
komentarze osób ją odwiedzających.
Bałam się sięgnąć
po tę pozycję. Zazwyczaj po takich lekturach muszę się emocjonalnie
podreperować, ale w tym przypadku było zupełnie inaczej. Choć temat jest
śmiertelnie poważny, to bohaterka jest zawzięcie ironiczna i
zdystansowana. Podjęła walkę i
postanowiła na tyle na ile to możliwe, prowadzić normalne życie: chcę w te wakacje spłynąć Krutynią. chcę
powiedzieć tak Niemężowi. chcę napić się drinka, gdy mój syn skończy studia.
chcę wtulić się w ciałka wnucząt i sprawdzić, czy będą tak cudownie pachnieć
jak Pulpet, gdy był maleństwem.
pierdolę.
zostaję.
nie umieram.
I została tak długo
jak mogła, czyli dwa lata, bo tyle
trwała szarpanina z rakiem o kolejny dzień życia, a w jej zmaganiach pomagała
cała rodzina i przyjaciele-Babcia B., Giancarlo (syn), Niemąż, Ulubiony
Doktorek i cała rzesza ludzi, którzy usłyszeli o Chustce dzięki internetowi.
Zaskoczę Was
pewnie, bo jeżeli nastawiacie się na łzawą lekturę, opisującą cierpienie,
latanie po klinikach, użalanie się nad sobą, psioczenie na los- tego tu nie
znajdziecie, no, może tylko śladowe ilości. Są za to przezabawne dialogi z
dorastającym synkiem, codzienne czynności, zwykłe życie, które tym różni się od
zdrowego trybu, że część czasu trzeba poświęcić na badania i chemioterapię. Nie
ma tu porad, nie ma recept na życie. To wszystko czym dzieli się z czytelnikami
Joanna to jej doświadczenia, zawsze musiała znaleźć swoją drogę, własne sposoby
leczenia, które konsultowała z Ulubionym Doktorkiem.
Książka jest pełna
afirmacji życia. Joanna mimo zmęczenia i bólu zawzięcie stara się być dobrą mamą i Nieżoną. Wprawdzie
jest to opowieść bez happy-
- endu, ale gdyby
spojrzeć głębiej, to Chustka zwyciężyła. Dzięki rakowi zbliżyła się do synka,
scementowała rodzinę i odeszła w poczuciu, że po jej śmierci więzy te będą
dawały siłę tym co pozostali, a kiedyś spotkamy się po drugiej stronie i wtedy:
obiecuję, że jak przejdę na drugą stronę,
to będę na Was czekać. przytrzymam wam drzwi. podam kapcie. oprowadzę po
obiekcie. pokażę gdzie jest kuchnia, gdzie ubikacja, gdzie są sypialnie.
Posty, które
umieszczała na blogu obalały stereotyp wychudłego, umierającego na raka
człowieka. No dobra, jest chora, ale czy to znaczy, że ma rezygnować z
codziennej tapety, ma nosić workowate ciuchy, i świecić łysiną? Co to, to nie!
Rzęska pomalowana musi być zawsze, najnowsze trendy modowe zapewnia Babcia
B.-trzeba przecież jakoś się na mieście pokazać, włosy po chemii wypadają, ale
są też peruki. Poza tym z choroby można zrobić praktyczny użytek- tzw. „branie
na raka" odniosło kilka razy skutek u panów policjantów, którzy chcieli
wcisnąć Joannie mandat za łamanie przepisów ( Panie władzo, mam raka, spieszyłam się na badania).
„Chustka" nie
jest poradnikiem, przepisem na to, jak żyć z rakiem. Joanna wspomina, że każdy
z nas jest indywidualnym przypadkiem i musi znaleźć własną drogę, by walczyć z
nowotworem. Dlatego też powstała Fundacja Chustka, która ma w statucie
pomaganie w walce z bólem oraz afirmację wartości, jakie propagowała Joanna na
swoim blogu. Najważniejszą z nich jest walka do samego końca oraz dystans do
choroby.
Z tym scementowaniem rodziny tylko trochę nie bardzo... W wersji książkowej akurat ten wątek został w większej części pominięty - co zrozumiałe, bo inaczej musieliby obsmarować żywego człowieka, którego można zidentyfikować z imienia i nazwiska. Ale na blogu o tym było sporo. Faktem jest niestety, że po śmierci Chustki Giancarlo wrócił pod opiekę biologicznego ojca, z którym ma bardzo kiepski kontakt - a z którym Joasia się rozwiodła, bo jest hazardzistą i "niebieskim ptakiem". A Niemąż aktualnie ma odsiadkę w ZK...
OdpowiedzUsuńNo co Ty gadasz?! Wiesz, ja bloga nie śledziłam, ale tak tylko przejrzałam po łebkach. Z książki wynika, że to jakieś takie ładne zakończenie będzie mieć, a tu dupa blada, wszystko nad czym pracowała ta dziewczyna się widocznie rozsypało? Niemąż poszedł do ZK? Ale chociaż fundacja działa i chyba jakoś to się kręci?
UsuńEks-Mąż jest nazywany na blogu Voldemortem - bo to Ten, Którego Imienia nie Wolno Wymawiać :) Niestety, Chustka się starała, by Niemąż mógł zostać opiekunem prawnym Jasia, ale się nie dało... O co dokładnie chodzi, to się pewnie dowiemy z książki "Nieżona", która ma wyjść pod koniec roku.
UsuńA Fundacja działa, co jakiś czas zaglądam na ich stronę.
czeka u mnie na półce..., ale się boję zacząć czytać...tak osobiście...
OdpowiedzUsuńchoć wiem, że będzie dobrze, bardzo...
Kaś, nie bój się, serio serio. I ja, i Magulec Ci to mówimy :)
UsuńNiom, to bardzo pozytywna książka. Jedyne co mnie wkurzało to fakt ,że ta dziewczyna tak bardzo kochała życie i przegrała. Mało kto tak potrafi cieszyć się z każdego drobiazgu.
Usuń