Oskarek ma już pół roku i Pan Weterynarz stwierdził, że już go można wykastrować. Ja wiem, że to brzmi okropnie, ale to wszystko dla jego dobra. Oskar jest kotem domowym, nie- wychodnym. Dlatego, by się nie męczył i nie znaczył terenu, trzeba mu było uciąć jajeczka. Ale zabieg przebiegł pomyślnie, a Oskarek teraz sobie śpi otumaniony. Taki z niego zezwłok narkotyczny.
Teraz wygląda słodko, ale ja wiem, że się zemści. Bo to złośliwa bestyjka.
A jutro intensywny dzień. Zajęcia na uczelni od samego rana, a później koncert Ani Dąbrowskiej, na który wygrałam bilet :).
A jak już zajrzeliście do mnie na bloga, to zapraszam do Asi na wielką WYPRZ... Asiek szyje przepiękne torebki i prowadzi bloga PasteLove. Jeśli nie macie pomysłu na prezenty mikołajkowo-świąteczne, to koniecznie odwiedzajcie bloga Asi.
Kastracja jest pewnie większą traumą dla Ciebie, niż dla niego :) U kocurów to naprawdę nieskomplikowany zabieg wykonywany rutynowo. Ani się obejrzysz i już będzie brykał. Tylko teraz będziesz go musiała karmić specjalną karmą, żeby sobie nerek nie uszkodził.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia od Pumy - też kastratki. Z tym, że ja ją już taką dostałam.
Wiem Drago, już przeszłam to z Czesiem :)
UsuńCzesio też się załapał na kastrację? To stara weteranka jesteś :P
UsuńSie wie! :)
UsuńJak słodko śpi. :) Oj, Oskarek pewnie wie, że jest to dla jego dobra, bo właścicielka nie dałaby mu zrobić krzywdy. ;-)
OdpowiedzUsuńTiaaa, już pewnie kombinuje jak się zemścić...
Usuń