Autorka: Zośka
Papużanka
Tytuł: Szopka
Wydawnictwo: Świat
Książki
Seria: Nowa proza
polska
Rok wydania: 2012
Jedyne co o niej
wiadomo to to, że generalnie jest zadowolona z życia. Pisze teksty piosenek
kabaretowych. Jest teatrologiem. Robi doktorat z literaturoznawstwa, a na co
dzień uczy w szkole języka polskiego.
Mieszka w Krakowie i właśnie wydała swoją debiutancką powieść pt. „Szopka", którą w radiowej Trójce czyta teraz
Wiktoria Gorodeckaja.
Debiut rządzi się
swoimi prawami. Rzadko zdarza się, że pierwsza powieść jest pisana na wysokim
poziomie i stanowi prawdziwą ucztę literacką. Tak było w przypadku młodej Masłowskiej,
tak też jest i w przypadku Zośki Papużanki.
Powieść to
prześmiewcza, powieść to prawdziwa, jest jak znane wszystkim zwierciadło przechodzące
się po dziedzińcu, ale nieco wykrzywione, jego powierzchnia bowiem tu i ówdzie
jest chropowata.
A opowieść to o
rodzinie, taka swoista saga. Bohaterką jest Wandzia, która żyje sobie w czasach
PRL-u. Wychodzi za mąż, zachodzi w ciążę ma dzieci, jej dzieci mają dzieci i tak się to
opowieść o losach Wandzi ciągnie od pierwszej do ostatniej strony. Mamy tu
zatem obraz polskiej rodziny. Nie patologicznej. Nie mieszczańskiej. Nie
inteligenckiej. Takiej najzwyklejszej, gdzie to na niedzielny obiad podaje się
rosół i schaboszczaka z ziemniakami. Gdzie ledwo się koniec z końcem wiąże.
Gdzie baba przy garach stoi, a chłop czasami coś golnie. Są najzwyklejsze
problemy, narzekania i rodzinne brudy. Ten nie lubi teściowej, ale teściowa za
zięcia mogłaby się pociąć. Siostra ma lepiej, bo mąż jej nie bije, a przynosi
prezenty. A i jest Maciuś, który sobie w życiu nie radzi, więc wykorzystuje
mamusię do sześćdziesiątego roku życia. Oooo, jak mi ten Maciuś ciśnienie
podnosił podczas lektury. Taki darmozjad, naciągacz, manipulator. Syn Wandzi. A
Wandzia- cóż, jak to matka - nieba by dziecku uchyliła, nie ważne, że dziecko
to śmierdzący leń.
Papużanka ukazuje
zwykłą rodzinę, ze zwykłymi problemami, ale czyni to w niezwykle zabawny
sposób. Oddaje głos swoim bohaterom, którzy jeden po drugim wcielają się w rolę
narratorów. Konstrukcja jest przez to trochę porwana, ale polifoniczna narracja
wbrew pozorom nie utrudnia lektury- wręcz przeciwnie- dzięki takiemu zabiegowi
czytelnik poznaje różne punkty widzenia. A jest ich trochę.
Nie dość, że mamy
tu zatem świetnie skonstruowane postaci, nie tam jakieś beznamiętne typy, tylko
bohaterów z krwi i kości, których można polubić, albo szczerze znienawidzić, to
dodatkowo autorka umieszcza ich w społeczno-peerelowskim kontekście. Papużanka
zabiera nas w czasy kolejek, Peweksów i wczasów pod gruszą. Bohaterowie starają
się żyć w rzeczywistości, gdy to na półkach tylko ocet stał.
Ale jest jeszcze
wątek wojenny. W narrację zostają bowiem wplecione wspomnienia z drugiej wojny
światowej, gdzie to ojciec Wandzi w niemieckim wojsku służył, ale Polaka nigdy
nie zabił. Problem zasygnalizowany przez autorkę nie został jednak pociągnięty
i tak naprawdę zastanawiam sie w jakim celu krakowska pisarka umieściła ten
wątek w powieści. Ale nie czepiajmy się szczegółów-wszakże to jest debiut.
Debiut, który czyta
się z ogromną przyjemnością, gdyż pisany jest językiem giętkim, mięsistym,
językiem sugestywnym i ironicznym. Papużanka mówi Gombrowiczem, bawi się
konstrukcją zdaniową, kombinuje, wykoślawia, podsłuchuje swoich bohaterów i
spisuje mowę in flagranti. Indywidualizuje język postaci przez co często mamy
do czynienia z kolokwializmami, łamańcami słownymi. I ten dystans. I ta gra
intertekstualna, która dla wyrobionego literacko czytelnika staję się
wyśmienitą ucztą.
Ciekawi mnie ta książka odkąd zobaczyłam notkę i okładkę (zupełnie inną - widocznie zmienili plany) w takiej ulotce reklamującej serię "nowa proza...".
OdpowiedzUsuńSłyszałam fragmencik w Trojce- niestety przegapiam dalsze kawałki.
Cieszę się, że o niej napisałaś. Tzn., że napisałaś o niej tak dobrze. Od razu skusiła mnie zapowiedź i bardzo mnie cieszy, że mam tę powieść już u siebie. Uwielbiam mocne debiuty!
OdpowiedzUsuńDziewczyny, posłuchajcie najpierw w trójce, czy wam to przypasuje. Dla mnie to była uczta literacka, zwłaszcza ten Gombrowiczowski styl. Kobieta ma świetny słuch językowi i jest do tego jeszcze dowcipna. Cieszę się, że zaryzykowałam i postawiłam na debiut. myślałam, ze to jakieś czytadło, a tu proszę, dobra literatura
UsuńJuż i tak nie mam wyjścia, wzięłam do recenzji :))) Ale jestem pewna, że się nie zawiodę, to właśnie styl, jaki lubię.
UsuńStyl Gombrowiczowski pasuje mi jak najbardziej ;-)
UsuńMiałam okazję włączyć "Trójkę" w trakcie słuchowiska i zaintrygowana przeszukałam zasoby internetu, aby odnaleźć słówko na temat tej powieści. A tu proszę, recenzja u ciebie. I już wiem, że to rzeczywiście kawałek dobrej literatury. Kupuję i dziękuję:)
OdpowiedzUsuńwarto :)
Usuńpozdrawiam serdecznie i czekam na wrażenia z lektury
Bardzo miła recenzja, która się rzeczywiście tej świetnej książce należy. Mam jednak wrażenie, że to nie Wandzia jest matką, matka to matka Wandzi i Maciusia, i to ona owdowiała, a wspomnienia wojenne są jej drugiego męża, czyli ojca Wandzi właśnie. Nie może to być inaczej, brakowałoby nam lat.
OdpowiedzUsuńterefere
Momencik...hmmm. matka Wandzi owdowiała...a, kurka, no tak, można się zakręcić, zaraz to sprostuję, ale Maciuś jest na pewno synem Wandzi,a z tym ojcem to w sumie też by pasowało. Można się zakręcić w takiej narracji :)
UsuńSłucham w trójce od czasu do czasu i wręcz zataczam się ze śmiechu. Zleciłam tacie przywiezienie mi tej książki z Polski:) Ehh i biedny samochód pęknie w szwach od ciężaru wszystkich książek, które są zmuszeni mi przywieźć :)
OdpowiedzUsuńMaciuś nie jest synem Wandzi. Maciuś jest Wandzi bratem, bo przecież ją starszy latarką. Są oboje dziećmi tej herod-baby i cichego faceta, który był podczas wojny w wojsku niemieckim, a potem w Anglii.
OdpowiedzUsuńKurczę, coś mnie w ostatnich rozdziałach zmyliło. Fakt faktem,że jak jest tak porwana narracja, to w agach ciężko mi się połapać kto jest kim dla kogo :) W swojej rodzinie mam z tym problem. A też dlatego nie mogę ogarnąć "Sto lat samotności" :)
Usuń