Autorzy : Izabela
Meyza, Witold Szabłowski
Tytuł: Nasz mały
PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012
A gdyby tak cofnąć
się w czasie trzydzieści lat? Szalone? Niemożliwe? Pretensjonalne? Dwoje
dziennikarzy z Warszawy- Izabela Meyza i Witold Szabłowski wpadli na wariacki
pomysł: zróbmy swój mały PRL, odtwórzmy w kapitalizmie warunki życia jakie
panowały w komunizmie. Da radę? Ano.
„Pomysł na
projekt wziął się z przekory" -
wspomina Szabłowski w jednym z wywiadów. „Skoro wszyscy
tak bardzo w dzisiejszych czasach chcą być z przodu, to my zdecydowaliśmy, że
umościmy się nieco z tyłu"-
dodaje. Poza tym dla Izabeli Meyzy, antropolożki, taki projekt to świetny
materiał do badań, a dla Witolda Szabłowskiego, reportera, cofnięcie w czasie
może być tematem na reporterską publikację.
Ale od samego
początku autorzy mieli wiele problemów. Najpierw musieli określić w jakim roku
będą żyć, bo jak uświadomił ich znajomy historyk, PRL to niejednorodny czas, w
każdym roku było inaczej i tak naprawdę cały ten okres można podzielić na małe
epoki.
Meyza i Szabłowski
swoją wizję PRL-u chcieli oprzeć na wspomnieniach ze swojego dzieciństwa (oboje
urodzili się na początku lat osiemdziesiątych), wspomnieniach znajomych,
rodziców, ale okazuje się, że każdy pamięta tamte czasy zupełnie inaczej. Jeden
narzeka na jedzenie, inny z kolei stwierdza, że dzisiejsza żywność, w
porównaniu z przeszłością, jest śmieciowa. Jedni narzekają na złej jakości
ubrania, inni twierdzą, że w tamtych czasach to dopiero były marki, nosiło się
odzież kilka lat, a nie to co dzisiaj- jednosezonówki. Jednym PRL kojarzy się z
poniżeniem, innym z kolei z poszanowaniem drugiego człowieka (sic!). No i bądź
tu teraz mądry- ilu Polaków, tyle opinii. W takim wypadku trzeba sięgnąć po
opracowania naukowe, gazety z tamtych czasów i przede wszystkim przejrzeć
statystyki GUS-u. Na takich podstawach dwoje dziennikarzy oparło swój projekt.
Dzięki statystykom wiedzieli ile żywności przysługiwało ówczesnemu statystycznemu
Polakowi, choć, jak się później autorzy
dowiedzieli, statystyki swoją drogą, a życie swoją.
22 lipca 1981 rok -
67. rocznica Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, data, która
staje się również początkiem peerelowskiej przygody.
Szabłowski i Meyza
wyłączają komórki, odłączają Internet i przeprowadzają się na Ursynów do mieszkania z wielkiej płyty.
Jest tam wszystko zachowane, tak, jakby mieszkanie nadal tkwiło w swojej epoce.
Pokój z meblościanką, telefon z tarczą, pralka „Frania".
Projekt czas zacząć.
Przez pół roku
autorzy próbują odtworzyć ducha roku 1981. Szukają kolejek, w których można
stać, pytają zdezorientowanych sprzedawczyń, co tym razem rzucili na sklep,
próbują się zaprzyjaźnić z sąsiadami i zaktywizować się społecznie. Dla niektórych
może to być zabawne-szukanie papieru toaletowego, czy też odżywianie się
mortadelą i ziemniakami, gdy półki w sklepach uginają sie od towarów. Ludzie
patrzą na nich jak na wariatów, a znajomi traktują jak zjawisko. Do czasu, bo
ileż można?
Meyza i Szabłowski
otoczyli się gadżetami z epoki, myli się szarym mydłem, używali szamponu
familijnego, jedli kurczaka po polsku, ubierali się w bieliznę non-iron, prali
na sposób rosyjski, szorowali wannę pastą bhp, a nawet udało im się dostać z
przydziału fiata 125p. Zabrali ze sobą czytelnika w podróż sentymentalną, ale
to nie wszystko.
Ogromną wartością
książki i całego projektu jest refleksja nad współczesnością. Autorzy przez
pryzmat peerelowskich perypetii i obserwacji wyciągają istotne wnioski o zmianach
społecznych, kulturowych i duchowych, jakie zaszły na przestrzeni trzydziestu
lat. Zmieniły się przede wszystkim role płciowe. Mężczyźni nie są już typowymi
macho, którzy po przyjściu z pracy zasiadali przed telewizorem i czekali aż
żona poda im kapcie i talerz zupy z „wkładką".
Kobieta nie jest
już kurą domową, która ma zająć się dzieckiem i domem.
Autorzy zwracają
uwagę na to, że zanika życie towarzyskie. Teraz nie wiesz, kto mieszka obok, a
kiedyś sąsiad to niemal jak rodzina był. Ludzie ze sobą rozmawiali, w kolejkach
zawiązywały się więzi międzyludzkie, dzieciaki nie siedziały przed komputerami,
tylko szalały na trzepakach.
Meyza i Szabłowski
doprowadzili projekt do końca, choć były momenty, w których skapitulowali.
Problem z pracą- przesyłaniem tekstów napisanych na maszynie, gdy żyjemy w
świecie elektroniki, maili i Worda. A co zrobić, gdy pilnie trzeba się dostać
do lekarza, a najbliższe terminy są na za miesiąc. Prywatnie iść nie można, bo
przecież w PRL-u nie było prywatnych klinik. Jak sobie poradzić ze sprawami
higieny? Gdzie znaleźć sklepy z
pozostałościami peerelowskich produktów?
„Nasz mały PRL" to książka
cudnie pochłaniająca, przywołująca wspomnienia, przezabawna, ale i zmuszająca
do refleksji. Ile w nasz- ludziach konsumpcyjnych pozostało z homo soviectusa-
pytają siebie autorzy. No właśnie- ile?
Będę miała ten tytuł na uwadze :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto :)
Usuńz tym, że nie było prywatnej praktyki lekarskiej, się nie zgodzę, bo była i ja chodziłam do takiego właśnie ginekologa, więc nie stało na przeszkodzie, żeby znaleźli gabinet pojedynczy, nie centrum medyczne i tam prowadzili ciążę.
OdpowiedzUsuńAle to taka tylko mała uwaga, poza tym jestem bardzo podniecona tą książką, zakupiłam i będę czytać
A Meyza pisała,że nie było :) Ale książka jest świetna. Przynajmniej dla mnie. Jestem ciekawa jak odbiorą ją ludzie, którzy w 1981 mieli po 20-30 lat, ja wtedy miałam 2 latka, więc niewiele pamiętam. Moja pamięć w sumie ogranicza się do gadżetów. ale mimo wszystko- świetnie się to czyta.
Usuńja miałam 14 lat i pamiętam wizyty z mamą u ginekologa, czekałam z nią w kolejce, w przywatnym gabinecie w jego domu w piwnicy, czy jakiejś suterenie raczej. W każdym razie potem i ja do niego chodziłam więc to na pewno był prywatny gabinet i to nie jedyny w mieście, a miasto też nie jakieś wielkie, więc w stolicy tym bardziej. Z tym jednym to przesadzili. Tyle, że zwolnienia lekarskie to musial już przychodniany wypelniać, bo od prywatnego nie honorowali.
UsuńPozwolisz, że tego posta przeczytam dopiero po skonsumowaniu książki:)
OdpowiedzUsuńCzekam na wrażenia :)
UsuńPodziwiam ich, jak zdołali to wszystko zorganizować. Słuchałam trochę w Trójce.
OdpowiedzUsuńPrzeczytam jak się znajdzie okazja.
Są też fajne wypowiedzi autorów w necie na youtubie :)
UsuńPomysł ciekawy, bardzo. Mnie jednak te wąsy, sweterki we wzorki itp. tak zmroziły, że ciężko będzie mi sięgnąć po tę książkę. Sporo z tych smaczków jeszcze dobrze pamiętam.;(
OdpowiedzUsuńAniu, nie sądź po okładce ;) Naprawdę warto sięgnąć po tę książkę, a sweterki i waskiki to tylko gadżety, środek jest ważny :)
UsuńPozdrawiam
Nie oceniam po okładce - czytałam fragmenty w DF, widziałam program z udziałem autorów. Jeszcze nie teraz.
UsuńJestem po lekturze "Małego PRLu" i na mnie również zrobił pozytywne wrażenie. Oby było więcej tak ciekawych i oryginalnych projektów!
OdpowiedzUsuń