Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

poniedziałek, 22 października 2012

Izabela Meyza, Witold Szabłowski "Nasz mały PRL.Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem"


 


Autorzy : Izabela Meyza, Witold Szabłowski
Tytuł: Nasz mały PRL. Pół roku w M-3 z trwałą, wąsami i maluchem
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012





A gdyby tak cofnąć się w czasie trzydzieści lat? Szalone? Niemożliwe? Pretensjonalne? Dwoje dziennikarzy z Warszawy- Izabela Meyza i Witold Szabłowski wpadli na wariacki pomysł: zróbmy swój mały PRL, odtwórzmy w kapitalizmie warunki życia jakie panowały w komunizmie. Da radę? Ano.

Pomysł na projekt wziął się z przekory" - wspomina Szabłowski w jednym z wywiadów. „Skoro wszyscy tak bardzo w dzisiejszych czasach chcą być z przodu, to my zdecydowaliśmy, że umościmy się nieco z tyłu"- dodaje. Poza tym dla Izabeli Meyzy, antropolożki, taki projekt to świetny materiał do badań, a dla Witolda Szabłowskiego, reportera, cofnięcie w czasie może być tematem na reporterską publikację.

Ale od samego początku autorzy mieli wiele problemów. Najpierw musieli określić w jakim roku będą żyć, bo jak uświadomił ich znajomy historyk, PRL to niejednorodny czas, w każdym roku było inaczej i tak naprawdę cały ten okres można podzielić na małe epoki.

Meyza i Szabłowski swoją wizję PRL-u chcieli oprzeć na wspomnieniach ze swojego dzieciństwa (oboje urodzili się na początku lat osiemdziesiątych), wspomnieniach znajomych, rodziców, ale okazuje się, że każdy pamięta tamte czasy zupełnie inaczej. Jeden narzeka na jedzenie, inny z kolei stwierdza, że dzisiejsza żywność, w porównaniu z przeszłością, jest śmieciowa. Jedni narzekają na złej jakości ubrania, inni twierdzą, że w tamtych czasach to dopiero były marki, nosiło się odzież kilka lat, a nie to co dzisiaj- jednosezonówki. Jednym PRL kojarzy się z poniżeniem, innym z kolei z poszanowaniem drugiego człowieka (sic!). No i bądź tu teraz mądry- ilu Polaków, tyle opinii. W takim wypadku trzeba sięgnąć po opracowania naukowe, gazety z tamtych czasów i przede wszystkim przejrzeć statystyki GUS-u. Na takich podstawach dwoje dziennikarzy oparło swój projekt. Dzięki statystykom wiedzieli ile żywności przysługiwało ówczesnemu statystycznemu Polakowi,  choć, jak się później autorzy dowiedzieli, statystyki swoją drogą, a życie swoją.

22 lipca 1981 rok - 67. rocznica Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego, data, która staje się również początkiem peerelowskiej przygody.
Szabłowski i Meyza wyłączają komórki, odłączają Internet i przeprowadzają się  na Ursynów do mieszkania z wielkiej płyty. Jest tam wszystko zachowane, tak, jakby mieszkanie nadal tkwiło w swojej epoce. Pokój z meblościanką, telefon z tarczą, pralka „Frania". Projekt czas zacząć.

Przez pół roku autorzy próbują odtworzyć ducha roku 1981. Szukają kolejek, w których można stać, pytają zdezorientowanych sprzedawczyń, co tym razem rzucili na sklep, próbują się zaprzyjaźnić z sąsiadami i zaktywizować się społecznie. Dla niektórych może to być zabawne-szukanie papieru toaletowego, czy też odżywianie się mortadelą i ziemniakami, gdy półki w sklepach uginają sie od towarów. Ludzie patrzą na nich jak na wariatów, a znajomi traktują jak zjawisko. Do czasu, bo ileż można?

Meyza i Szabłowski otoczyli się gadżetami z epoki, myli się szarym mydłem, używali szamponu familijnego, jedli kurczaka po polsku, ubierali się w bieliznę non-iron, prali na sposób rosyjski, szorowali wannę pastą bhp, a nawet udało im się dostać z przydziału fiata 125p. Zabrali ze sobą czytelnika w podróż sentymentalną, ale to nie wszystko.

Ogromną wartością książki i całego projektu jest refleksja nad współczesnością. Autorzy przez pryzmat peerelowskich perypetii i obserwacji wyciągają istotne wnioski o zmianach społecznych, kulturowych i duchowych, jakie zaszły na przestrzeni trzydziestu lat. Zmieniły się przede wszystkim role płciowe. Mężczyźni nie są już typowymi macho, którzy po przyjściu z pracy zasiadali przed telewizorem i czekali aż żona poda im kapcie i talerz zupy z „wkładką".
Kobieta nie jest już kurą domową, która ma zająć się dzieckiem i domem.
Autorzy zwracają uwagę na to, że zanika życie towarzyskie. Teraz nie wiesz, kto mieszka obok, a kiedyś sąsiad to niemal jak rodzina był. Ludzie ze sobą rozmawiali, w kolejkach zawiązywały się więzi międzyludzkie, dzieciaki nie siedziały przed komputerami, tylko szalały na trzepakach.

Meyza i Szabłowski doprowadzili projekt do końca, choć były momenty, w których skapitulowali. Problem z pracą- przesyłaniem tekstów napisanych na maszynie, gdy żyjemy w świecie elektroniki, maili i Worda. A co zrobić, gdy pilnie trzeba się dostać do lekarza, a najbliższe terminy są na za miesiąc. Prywatnie iść nie można, bo przecież w PRL-u nie było prywatnych klinik. Jak sobie poradzić ze sprawami higieny?  Gdzie znaleźć sklepy z pozostałościami peerelowskich produktów?

„Nasz mały PRL" to książka cudnie pochłaniająca, przywołująca wspomnienia, przezabawna, ale i zmuszająca do refleksji. Ile w nasz- ludziach konsumpcyjnych pozostało z homo soviectusa- pytają siebie autorzy. No właśnie- ile?

13 komentarzy:

  1. Będę miała ten tytuł na uwadze :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. z tym, że nie było prywatnej praktyki lekarskiej, się nie zgodzę, bo była i ja chodziłam do takiego właśnie ginekologa, więc nie stało na przeszkodzie, żeby znaleźli gabinet pojedynczy, nie centrum medyczne i tam prowadzili ciążę.
    Ale to taka tylko mała uwaga, poza tym jestem bardzo podniecona tą książką, zakupiłam i będę czytać

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A Meyza pisała,że nie było :) Ale książka jest świetna. Przynajmniej dla mnie. Jestem ciekawa jak odbiorą ją ludzie, którzy w 1981 mieli po 20-30 lat, ja wtedy miałam 2 latka, więc niewiele pamiętam. Moja pamięć w sumie ogranicza się do gadżetów. ale mimo wszystko- świetnie się to czyta.

      Usuń
    2. ja miałam 14 lat i pamiętam wizyty z mamą u ginekologa, czekałam z nią w kolejce, w przywatnym gabinecie w jego domu w piwnicy, czy jakiejś suterenie raczej. W każdym razie potem i ja do niego chodziłam więc to na pewno był prywatny gabinet i to nie jedyny w mieście, a miasto też nie jakieś wielkie, więc w stolicy tym bardziej. Z tym jednym to przesadzili. Tyle, że zwolnienia lekarskie to musial już przychodniany wypelniać, bo od prywatnego nie honorowali.

      Usuń
  3. Pozwolisz, że tego posta przeczytam dopiero po skonsumowaniu książki:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Podziwiam ich, jak zdołali to wszystko zorganizować. Słuchałam trochę w Trójce.
    Przeczytam jak się znajdzie okazja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są też fajne wypowiedzi autorów w necie na youtubie :)

      Usuń
  5. Pomysł ciekawy, bardzo. Mnie jednak te wąsy, sweterki we wzorki itp. tak zmroziły, że ciężko będzie mi sięgnąć po tę książkę. Sporo z tych smaczków jeszcze dobrze pamiętam.;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, nie sądź po okładce ;) Naprawdę warto sięgnąć po tę książkę, a sweterki i waskiki to tylko gadżety, środek jest ważny :)
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Nie oceniam po okładce - czytałam fragmenty w DF, widziałam program z udziałem autorów. Jeszcze nie teraz.

      Usuń
  6. Jestem po lekturze "Małego PRLu" i na mnie również zrobił pozytywne wrażenie. Oby było więcej tak ciekawych i oryginalnych projektów!

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.