Pierwszy dzień, a raczej wieczór, literackiej części Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania.
Scena pierwsza.
Stoimy ze znajomymi przed księgarnią Tajne Komplety, rozmawiamy. Wychodzi Janusz Rudnicki. Janusz Rudnicki to pisarz. Pisarz ironista, nie przebierający w słowach, albo i przebierający, ale w tych raczej nieparlamentarnych. Chłop, co wali prosto z mostu, nie zwracając uwagi na konwenanse i takie tam pierdoły. Pamiętam, jak trzy lata temu na MFO podszedł do nas i opowiadał o swojej podróży pociągiem z Berlina do Wrocławia. Wylazł na korytarz, żeby zapalić. Papierosa, nie pociąg. Włazi konduktor i drze się na niego, że w pociągu palenie jest zabronione. Na co Rudnicki ze stoickim spokojem odpowiedział: „Lepiej palić papierosy niż Żydów”.
Stoimy więc sobie wczoraj wieczorem pod księgarnią i podchodzi Rudnicki. Temat- nagroda Nike. O jego przegranej zadecydował „jeden pierdolony głos” (przemilczę jednak, czyj to był głos). Po czym nastąpił „wiązankowy monolog”, ubolewanie nad tym, że w Pradze nie można pisać, bo miasto zbyt ciekawe i tylko dwa zdania na dzień się pisze, bo jak tu pisać, skoro wokół Praga, on by musiał w jakimś bunkrze siedzieć, że by coś napisać, a tak w ogóle to : „Jedyne co mi teraz wychodzi to sperma, a i to nie zawsze”. I tym oto fizjologicznym akcentem Rudnicki J. zakończył swoją wypowiedź.
Kogoś może to zniesmaczyć, ale ... Sama nie wiem, być może to kreacja, ale lubię Rudnickiego. Wpisał mi do książki najoryginalniejszą dedykację i chyba nikt go nie pobije (nawet Grabaż ;)): „Uroczej Magdzie kawał niezłego skurwysyna”- taki oto mam wpis w książce nominowanej do Nike.
Scena druga.
Stoimy przed księgarnią Tajne Komplety. Przychodzi Rudnicki. Obok Jerzy Łukosz (pisarz), ma zamiar opuścić towarzystwo. Rudnicki do Łukosza: „ Nie idź! Bo ci jebnę!.” Chwila ciszy. „Ej, to jest zajebisty tytuł na książkę!”.
Scena trzecia.
Księgarnia Tajne Komplety. Rudnicki czyta opowiadanie o swoich perypetiach z nagrodami literackimi, romansie z „Wisią” i Weidemanowskim kocie. Sala ryczy. Ze śmiechu.
Kurtyna.
Ale MFO to nie tylko Rudnicki.
„Chcemy na MFO pokazać całą siłę i słabość literatury, testujemy ją w dziwnych, zawsze nowych miejscach. Każemy jej się borykać z obrazkami, bruździmy jej scenografią. Dajemy jej zdrowo w kość, jak bokserowi z nadwagą przed walką stulecia. Każemy jej się przejrzeć w lustrze technologii, pytamy ją o ideologię, sprawdzamy na emigracji, pytamy czy jeszcze potrafi być męska? I czy będzie umiała się z sukcesem, dla człowieka, odczłowieczyć?
W tym roku na przykład będziemy sprawdzać, jak dalece niemożliwe jest adaptowanie literatury. Przeczytamy, pokażemy i przedyskutujemy kilka najbardziej efektownych i nieoczywistych spotkań filmowców z arcydziełami słowa. Nasz konkurs literacki zogniskowaliśmy wokół iMana, człowieka-gadżetu, którego media i konsumpcja zostawiły samego na skraju rozpaczy, na granicy nadziei. W poważnych (?) panelach zastanowimy się nad znaczeniem technologii we współczesnej kulturze oraz nad zagrożeniami (szansami?), jakie czyhają na artystów ze strony ideologii.” (info ze strony organizatora).
I oczywiście czytania- najważniejszy punkt programu. W Kamienicy Artystycznej umieszczono pudło. Do pudła wciskano pisarzy i pisarki czytające. Pudło jest monitorowane, a fragmenty z jego wnętrza wyświetlane są na telewizorach poustawianych w różnych częściach sali. Nie wszyscy z publiczności mogą widzieć czytającego. Nie jest to dobre rozwiązanie, ale to tylko moja opinia. Ja lubię patrzeć na kogoś, kogo słucham, a to zapudlenie opowiadaczy uniemożliwiało mi kontakt wzrokowy, bo siedziałam akurat za pudłem. No cóż, ale eksperymentować trzeba, choć zawsze w przy okazji takich festiwali pojawia się pytanie: Jak sprzedać literaturę w dzisiejszych nieliterackich czasach? Nie oszukujmy się, w starciu z najnowszymi technologiami, książka przegrywa z kretesem, ale walkę o czytelnika warto podjąć. A takie inicjatywy jak MFO czy Port Wrocław są świetnymi przykładami na to, że literatura wcale nie stoi na przegranej pozycji.
Wczoraj do pudła organizatorzy wsadzili Grażynę Plebanek, Jerzego Sosnowskiego, Sofiję Andruchowycz i Edgara Kereta. Dzisiaj kolej na Sanę Krasikov, Joannę Bator, Zytę Rudzką, Andrija Bondara i Pettinę Gappah. A ja tymczasem zmykam na panel dyskusyjny. Miłego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.