Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 23 kwietnia 2016

Wróciłam



Do Warszawy przyjechałam w niedzielę w południe. Szybko dotarłam do mojej kuzynki, wypiłam kawkę i poleciałam obczaić dojazd do szpitala, bo przecież nie będę w poniedziałek tarabanić się z tą ogromna walizą i szukać gdzie szpital i izba przyjęć.
Obczaiłam. Jest git.
Poniedziałek.
Niespiesznie zjadłam śniadanko, wypiłam kawkę, wzięłam wielką walizę i ruszyłam na przystanek. Wsiadłam do autobusu nr 147 i się ucieszyłam, bo głos w autobusie wyczytywał przystanki. Miałam wysiąść na Saskiej Kępie i tak wysiadłam - zgodnie z tym, co wyczytał głos w autobusie... Ale zaraz...Wczoraj Saska Kępa wyglądała inaczej...

No do jasnej Anielki! Już drugi raz mi się zdarzyło w stolicy, że te ich głosy w autobusach to sobie chyba jaja robią i czytają o przystanek do tyłu, więc wysiadłam gdzieś, niewiadomo gdzie i bądź tu teraz mądry. W Warszawie istotną informacją przy nazwie przystanku jest numer, ja tego nie ogarniam, więc się trochę poszwendałam z walizką. Patrzę na zegarek: OMATKOBOSKO! 9:30! A na Izbę Przyjęć mam się stawić do 10:00.

Jakaś kochana babuleńka poprowadziła mnie na Saską Kępę i stamtąd już wiedziałam jak trafić. Oczywiście, autobus, którym miałam jechać, nie przyjechał, musiałam czekać na następny, a minuty lecą.

W końcu jest! Wtarabaniłam się i wytarabaniłam pod szpitalem, lecę na Izbę, biorę numerek - 121, liczba osób oczekujących 80 ... No, to pięć godzin jak nic!
Ale podszedł do mnie Pan i dał mi numerek 101, no to już lepiej. Po godzinie (okazało się, że sporo osób się myliło i brało nie te numerki co trzeba, stąd dużo miejsc pustych) byłam już ubrana w pidżamkę i oddelegowana na oddział.

Szpital na Szaserów jest w remoncie, akurat remontują oddział neurochirurgiczny (ja to mam szczęście do remontów, na studiach remontowali mój wydział, teraz jak w lipcu leżałam w szpitalu, też był remont...), więc gościnnie leżałam sobie na ortopedii.

Dr Zieliński nie przyszedł do mnie, bo, jak się później dowiedziałam, dr tylko operuje, a lekarze prowadzący są inni. Moim był młody dr Emir Ahmed Sajjad. Przyszedł po mnie i poprowadził do swojego gabinetu, by zrobić wywiad medyczny. Ale tak zasuwał do tego gabinetu, jakby miał motorek w wiadomej części ciała, a ja za nim z wywieszonym jęzorem i lejącą się ze mnie fontanną potu. I z zadyszką.
No i we wtorek wybiła godzina zero. Byłam pierwsza na liście. Poszło szybko. Nic nie pamiętam. Ostatnią rzeczą, którą pamiętam, to zapach kwiatów i słowa anestezjologa: Proszę pomyśleć o czymś przyjemnym, plaży, piasku...

Jak się obudziłam? Nie wiem.
Która była godzina? Nie mam pojęcia.
Słyszałam tylko: Pani Magdo! Oddychamy ustami!
Ale czemu ustami, do jasnej Anielki?
Nic nie czułam, bo byłam na środkach przeciwbólowych, skąd mogłam wiedzieć, że mam w nosie tyle farfocli, przez które raczej nie da się wciągnąć powietrza.
Ale wyciąganie tego czegoś....brrrrrrr. Od razu mówiłam salowej, że ma mnie znieczulić, bo się nie dam dotknąć, ale baba była nieugięta i jak zaczęła ciągnąć, to mi się cały nieboskłon ugwiażdżony pokazał.

Szybko mnie wypisali. W piątek. Z zaleceniami: nie smarkać nosa przez miesiąc (a co będzie Panie doktorze, jak mi się zachce kichnąć? Umrze pani), nie schylać się przez miesiąc i nie dźwigać, prowadzić oszczędzający tryb życia. Bo inaczej rana się nie zasklepi i płyn mózgowy wypłynie.
Spoko. To TYLKO miesiąc.

Każdy pacjent przechodzi tę operację inaczej i okres rekonwalescencji jest u każdego inny. Ja akurat szybko doszłam do siebie po operacji, ale już po wypisie i odstawieniu kroplówek, niezbyt dobrze sie czuję. Zawroty głowy, wiotczenie mięśni, jadłowstręt, ból żołądka, mroczki przed oczami, uczulenie, nadmierna potliwość (doprawdy, mogłabym robić za fontannę), spanie po 20 godzin, a później kilka nocy po 3-4 godziny. I cholerne huśtawki nastrojów. Ale to się podobno unormuje.

W poniedziałek badania hormonalne i później znowu Warszawa. A tak się wycwaniłam, że umówiłam się z doktorem, że jak będę na Targach Książki w Warszawie, to może wtedy bym u niego na wizytę się zapisała, przecież nie będę co dwa tygodnie jeździć do Warszawy. Mam dzwonić i się przypomnieć. Lubię piec dwie pieczenie na jednym ogniu. :)

A w lipcu powtórka rezonansu i serii badań, ale to już w szpitalu we Wrocławiu. I wtedy dopiero tak naprawdę się dowiem, czy operacja się powiodła i jakie jest prawdopodobieństwo nawrotu choroby.

I wiecie co Wam powiem? Naprawdę się nie bałam, bo otrzymałam tyle ciepła i wsparcia, że miałam taką tarczę i nic już nie było w stanie mnie wystraszyć.
Przede wszystkim jestem wdzięczna mojej Rodzinie, która zawsze mnie wspiera i mi pomaga, bez nich, nie dałabym rady. Mój kochany Tatko wsiadł po prostu w samochód w piątek rano, rzucił wszystkie swoje plany i po mnie przyjechał, a nie ma blisko, bo z Kamiennej Góry do Warszawy jest ponad 400 km.
Moja Kasica kochana, jak zwykle użyczyła mi dachu nad głową, a Ania została w domku z Oskarem i mu dotrzymywała towarzystwa. Mamcik, Bunia, Brat z rodzinką, wszyscy dzwonili, martwili się i podtrzymywali na duchu. A jak wlazłam na bloga i zobaczyłam te wszystkie komentarze i do tego komentarze na fb...poryczałam się i to wcale nie przez huśtawkę nastrojów.

Bardzo Wam wszystkim dziękuję za modlitwę, trzymanie kciuków, telefony, esemesy, komentarze, w takich momentach to bardzo pomaga.
No i w końcu wróciłam, trzeba rozruszać bloga, bo już pokrywa się kurzem.







13 komentarzy:

  1. To dobra wiadomość. A teraz szybka rekonwalescencja i będziesz super-nowa.;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no ta rekonwalescencja to się ślimaczy trochę, ale teraz już chyba tylko do przodu :)

      Usuń
  2. Się cieszymy całą rodzinką, że już po....:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Dziękuję za wsparcie Kochani, ciocia szybko wróci do siebie, poogarnia sprawy i w końcu musi przyjechać zobaczyć Myszę :)

      Usuń
    2. Już nie możemy się doczekać 😸😸😎

      Usuń
  3. Uff! Jeśli tylko dotrę na TK zamawiam solidnego "niedźwiedzia" :) Odpoczywaj i uważaj na siebie. Zdrówka życzę :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łaaaaa, no teraz to już musisz dotrzeć na Targi, bo będę dla ciebie z niedźwiedziem czekać :)

      Usuń
  4. Super, że najgorsze już za Tobą! Kciuki trzymam nadal, za udaną rekonwalescencję :-) A na pocieszenie dodam, że na Saskiej Kępie ja też się za każdym razem gubię... ;-) Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  5. grunt, ze możesz podczas tej rekonwalescencji pisać a i czytać pewnie tez ;) Znaczy się już masz z górki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ponad tydzień nie mogłam czytać, ale teraz już nadrabiam zaległości :)

      Usuń
  6. Odpoczywaj i nabieraj sił :) pozdrawiam ciepło, dużo zdrowia życzę

    OdpowiedzUsuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.