Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 12 lutego 2012

Jodi Picoult "Tam gdzie ty"

 

Autorka: Jodi Picoult
Tytuł: Tam gdzie ty
Przekład: Magdalena Moltzan-Małkowska
Wydawnictwo: Prószyński i Sk-a
rok wydania: 2012


 


Nigdy wcześniej nie miałam w rękach nic autorstwa Jodi Picoult, choć z ciekawością śledziłam recenzje jej książek pojawiające się w blogosferze. Pisarka to popularna, pisarka to lubiana, więc stwierdziłam, że czas najwyższy sięgnąć po jakąś jej powieść, by sobie zdanie na temat twórczości autorki „Bez mojej zgody" wyrobić. Tak się akuratnie złożyło, że niedawno ukazała się na polskim rynku jej powieść „Tam gdzie ty" , cóż więc zatem było robić? Zasiadłam do lektury i... no cóż, jestem nieco zaskoczona.

Biorąc do rąk powieść „Tam gdzie ty" byłam przekonana, że głównym wątkiem fabuły będzie dziecko, a dokładniej- chęć jego posiadania, a tu się okazuje, że autorka stworzyła opus magnum dotyczące problemu homoseksualizmu. Nic dziwnego, bo sama pisarka tłumaczy genezę napisanej przez siebie historii: „Coś niezwykle ważnego dla książki, a przede wszystkim dla mnie samej, wydarzyło się w mojej rodzinie. Kiedy pisałam „Tam gdzie ty”, mój syn, Kyle, inteligentny i utalentowany nastolatek, przyniósł mi jedną ze swoich szkolnych prac do przeczytania. Był to esej na temat bycia homoseksualistą. Czy wiedziałam, że Kyle jest gejem? Pewne podejrzenia miałam już , gdy miał pięć lat. Ale to była jego osobista rzecz do odkrycia i ujawnienia. Nie byłam tym zaskoczona tylko bardzo się cieszyłam, że to akceptuje, że jest wystarczająco odważny, by być sobą i podzielić się tym z rodziną…". Jak widać, mamy kolejny dowód na to, że najlepsze historie pisze samo życie, wystarczy tylko ubrać je w odpowiednią formę, co autorce nie do końca się udało.

W książce Picoult mamy trzech głównych bohaterów i trzy perspektywy narracyjne. Zoe, Max i Vanessa - to ich losy zostały ze sobą splecione w łańcuch tragicznych zdarzeń i bolesnych decyzji.

Zoe i Max byli małżeństwem przez dziewięć lat. Chcieli mieć dziecko, ale okazało się, że oboje cierpią na bezpłodność. Zdecydowali się na metodę in vitro, ale po tym jak Zoe dwa razy poroniła, a za trzecim razem urodziła martwego syna, Max nie wytrzymał psychicznie i zażądał rozwodu. Zoe popadła w depresję, a tym, co ją trzymało przy życiu była jej matka i praca. Praca specyficzna. Zoe bowiem jest muzykoterapeutką. Pewnego dnia dostaje propozycję od Vanessy- szkolnej pedagog- by pomogła wydobyć z depresji Lucy- młodą dziewczynę, która regularnie próbuje popełnić samobójstwo. Zoe przyjmuje wyzwanie, choć sama nie jest w najlepszej kondycji psychicznej. Po rozwodzie z Maxem stara się na nowo ułożyć sobie życie, z czasem odkrywa, że coraz częściej myśli o Vanessie, tęskni za nią, potrzebuje jej bliskości. Kobiety zakochują się w sobie, biorą ślub. Dla Zoe otwierają się nowe możliwości posiadania dziecka. W klinice, w której była przygotowywana do zabiegu in vitro pozostały bowiem jeszcze trzy zamrożone zarodki. I tu zaczynają się schody...Max, stłamszony przez swego brata i bratową, którzy są wiernymi i zapatrzonymi w kościół fanatykami i obrońcami wartości moralnych, nie zgadza się, by jego dziecko chowało się w niechrześcijańskiej rodzinie. Sprawa trafia do sądu, a rozprawa staje się pretekstem do pokazania całej złożoności problemu homoseksuazlizmu.

Picoult prezentuje temat z wielu perspektyw, pyta o prawa rodzicielskie dla małżeństw jednopłciowych, przedstawia absurdy i ciemnotę z jaką muszą walczyć osoby homoseksualne. Autorka wyłuszcza i eksploruje wszystkie stereotypy związane z postrzeganiem gejów i lesbijek, ale robi to jednak w sposób tendencyjny, jakby chciała dowieść, że związek między dwiema kobietami jest o wiele bardziej szczery i trwały niż tradycyjne małżeństwa. Bo to przecież Max rzucił Zoe, a później zbałamucił bratową (która przecież była taką nieskalaną chrześcijanką, ale jak widać chuć robi swoje), rozbijając małżeństwo brata, ojciec Vanessy natomiast odszedł do innej- nic tylko same zdrady i bezeceństwa. Momentami już miałam dość tematu, bo ileż można, ale trzeba przyznać, że na szczęście autorka, by nie zamęczyć czytelnika, wplotła w fabułę również inne wątki.

Pojawia się w „Tam gdzie ty" problem religijności. Max po tym jak rozwiódł się z żoną, zaczął znowu pić. Miał wypadek i doznał iluminacji, dał się omotać charyzmatycznej postaci pastora Clive'a i wstąpił do kościoła ewangelickiego, do którego należy jego religijny brat wraz z żoną. Picoult w rewelacyjny sposób wytyka zaślepienie i fanatyzm, który prowadzi do nieszczęścia. Autorka pokazuje dwulicowość duchownych, którzy zawłaszczyli sobie prawo do interpretacji Biblii i wykorzystywania świętej księgi jako pręgierza na splugawione społeczeństwo, które chce podważyć wartość chrześcijańskiej rodziny.

Jest oczywiście jeszcze trzeci temat- wszystko wszakże oscyluje wokół niemożności posiadania dziecka. Picoult ukazuje cała gamę emocji, cierpienia i determinacji. Bo „Tam gdzie ty" to również powieść o heroicznej wierze i nadziei. Książka więc porusza kwestie niewygodne, a autorka stara się je przedstawić z kilu perspektyw, ale moim zdaniem robi to zbyt tendencyjnie. Mam wrażenie, że „Tam gdzie ty" to powieść pisana w oświeceniowym duchu, gdzie bohaterzy są jednowymiarowi- albo czarni albo biali- nie ma tu miejsca na żadne szarości. Narracja jest poprowadzona w taki sposób, że czytelnik od razu wie po czyjej stronie powinien stanąć. Czy jest to złe? Być może nie, być może ktoś lubi książki, które nie wprawiają czytelnika w stan konsternacji, gdy to nie wiadomo już, po czyjej stronie stanąć. Jedno jest pewne, a o czym jeszcze nie wspominałam, książka Jodi Picoult to afirmacja muzyki i jej miejsca w życiu każdego z nas. Do powieści pisarka dołączyła płytę z dziesięcioma utworami, które są przypisane odpowiednim rozdziałom- wszakże „Każde życie to ścieżka dźwiękowa" - jak mówi Zoe.
„Tam gdzie ty" próba zwrócenia uwagi na problem nietolerancji i fanatyzmu, to również opowieść o przyjaźni, cierpieniu, budzeniu się prawdziwej tożsamości oraz o sile instynktu macierzyńskiego.





6 komentarzy:

  1. Książki Jodi Picoult są mi znane od jakiegoś czasu i muszę przyznać, że ujmuje mnie w nich ich tematyka. Być może niektóre powieści bywają schematyczne w stosunku do swoich poprzedniczek, jednak posiadają też w sobie pewnego rodzaju magię. Amerykańska autorka nie boi się podejmować kontrowersyjnych tematów i robi wszystko, by być dobrze przygotowaną do swojej pracy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I tu się z Tobą zgodzę- autorka rzeczywiście robi porządny research zanim napisze książkę, ale dla mnie to podejście do homoseksualizmu bazuje na zbytniej stereotypowości, za to przygotowanie w kwestii in vitro- godne podziwu

      Usuń
  2. Wątek homoseksualizmu bardzo do mnie przemawia. Jestem osobą, która nie myśli stereotypowo i komentarze: o idzie lesba, pedał etc. są według mnie okrutne.
    Rzeczywiści Picoult pisze o kontrowersyjnych rzeczach, ale to przemawia na jej korzyść. Każdy spotka w jej książkach coś prawdziwego, co być może zdarzyło się w jego życiu. Przeczytam na sto procent, tak jak chcę nadrobić wiele powieści tej pisarki. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja się właśnie zastanawiam, czy po coś sięgnę, na pewno nie w najbliższej przyszłości, bo jak patrzę na mój stos.... :)

      Usuń
  3. Picoult podjęła się trudnego tematu ale uważam, że poradziła sobie z nim znakomicie.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ja mam kilka uwag, ale suma summarum- nie jest źle :)

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.