Autorka: Karine
Lambert
Tytuł: Dom bez
mężczyzn
Przekład: Krystyna
Szeżyńska-Maćkowiak
Wydawnictwo:
Prószyński i Sk-a
Rok wydania: 2015
W sercu wielkiego
miasta stoi kamienica o wdzięcznej nazwie Casa Celestina. Jej właścicielką jest
Królowa, która wprowadziła niecodzienny regulamin porządku domowego obwiązujący
w budynku. Kobiety, które wynajmują w nim mieszkania mają zakaz wprowadzania do
domu mężczyzn, mają wyrzec się miłości. Jedynym facetem, który ma wstęp do Casa
Celestina jest Jean-Pierre, uroczy kocur.
Królowa wynajmuje
pokoje trzem kobietom w średnim wieku. Każda z nich ma za sobą traumatyczne
doświadczenia z mężczyznami (nieszczęśliwa miłość, porzucenie, odtrącenie przez
ojca, autorytatywni bracia) i zasady, które wprowadziła właścicielka kamienicy
zupełnie im odpowiadają. Kobiety nawet nie zastanawiają się nad swoją sytuacją,
nie odgrzebują wspomnień, poddają się rytmowi życia kamienicy, wpadają
obowiązkowo raz w tygodniu na obiadki do Królowej, pracują i jakoś się to życie
toczy. Do momentu, gdy do kamienicy sprowadza się Juliette, trzydziestoletnia
montażystka filmowa, która nie przestała wierzyć w miłość. To właśnie ona
otwiera drzwi do przeszłości swoich współlokatorek, poznajemy dzięki temu ich
losy, ich marzenia i dowiadujemy się, że tak naprawdę każda z nich marzy o
kimś, z kim na stare lata będzie mogła usiąść przy kominku i chwycić się za
rękę.
Juliette ma różne
przygody, jej przyjaciel - gej, namawia ją do założenia profilu na portalu
randkowym. Konsekwencje są do przewidzenia.
Karine Lambert jest
z zawodu fotografką. Jej zdjęcia możecie sobie obejrzeć TUTAJ. I tak sobie
myślę, że ta belgijska artystka ma talent do robienia zdjęć, ale niestety, nie
ma talentu do tworzenia portretów literackich postaci. Jej bohaterki są
jednowymiarowe i schematyczne, a szkoda, bo jest w nich ogromny potencjał.
Królowa, balerina, która przez chorobę musiała zrezygnować z kariery,
autorytatywnie rządzi uczuciami swoich najemczyń. Czemu autorka nie pociągnęła
tego wątku, dlaczego nie zagłębiła się w otchłanie duszy Królowej, a do tego
jeszcze zakończyła jej historię w banalny i nie do końca umotywowany sposób.
A ta Juliette? No
ludzie kochani! Samotne trzydziestolatki się tak nie zachowują! Ok, rozumiem,
że dzieciństwo ma ogromny wpływ na kształtowanie charakteru, przechwytujemy od
rodziców pewne wzorce, a w przypadku Juliette nie było różowo. Rodzice w ogóle
nie zwracali na nią uwagi, zapatrzeni w siebie, żyli jak para młodych
zakochanych, dla których dziecko jest jedynie niepotrzebnym ciężarem. Być może
to odtrącenie wpłynęło na to, że Juliette ciągle żyje mrzonkami o księciu z
bajki i tak bardzo boi się samotności.
Zupełnie
niezrozumiała jest dla mnie niechęć Giussepiny do głównej bohaterki. Ciągle na
nią warczy, jest dla niej niemiła, ale dlaczego?
Podejrzewam, że
„Dom dla mężczyzn" w założeniu autorki miał być książką z przesłaniem:
miłość to najważniejsza w życiu rzecz i nawet jak nas kiedyś poharatało, to nie
wolno tracić nadziei, że wkrótce spotkamy te drugą połówkę.
To jedno. A drugie:
warto iść za marzeniami.
Nie oczekiwałam od
Karine Lambert, że uraczy mnie prozą psychologiczną. Chciałam przeczytać lekkie
czytadełko o singielkach, napisane z humorem i postaciami, z którymi można by
się zaprzyjaźnić. Niestety, tym razem się zawiodłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.