Autorka: Marta
Stefaniak
Tytuł: Czary w
małym miasteczku
Wydawnictwo:
Prószyński i Sk-a
Rok wydania: 2012
„Bywają miasta, które można minąć,
nawet ich nie zauważywszy" - tak oto Marta Stefaniak rozpoczyna swoją
debiutancką powieść o losach pewnego prowincjonalnego miasteczka i jego
mieszkańców. Szare to miasto i ludzie w nim szarzy, zgorzkniali i przytłoczeni
codziennymi i niecodziennymi troskami. Mamy tu burmistrza, który wdaje się w
nieczyste interesy zamiast zając się sprawami miejskimi, jest zakompleksiona
Łucja- młoda lekarka, która zaszyła się w tej dziurze i kompletnie nie ma
pomysłu na przyszłość. Pojawia się też Adam- syn państwa Chożych- przyjaciół
rodziców Łucji, ale dziewczyna panicznie boi się wejść z nim w jakąkolwiek
relację. W miasteczku mieszka również
rodzina Brzozowskich, ich córka Joasia jest dobrze wychowaną dziewczynką,
świetnie się uczy, ale pewnego dnia na jej drodze staje ksiądz- katecheta i
wtedy młode dziewczę zupełnie się zmienia. No właśnie- katecheta- młody wikary
co to potrafi z młodzieżą się dogadać.
Prawdziwy duszpasterz. Ale czort czuwa i wikaremu podszeptuje niezbyt
niebiańskie pomysły. Kogo my tu jeszcze mamy? Rodzina Zbyszka Podstawy. Biedni
są. Mają trzy córeczki. Zbyszek jeździ na saksy do Niemiec, a Kryśka łapie co
się da, ale w takim mieście ciężko znaleźć pracę. Chłop jednak za duży pociąg
do alkoholu czuje, więc z pracy szybko leci, wraca i wyżywa się na rodzinie.
Następni bohaterowie to hotelarze, którzy wiecznie się kłócą, a ich dorosły syn
ma tego już po dziurki w nosie. Ach i jeszcze jest pani Maria Pochanek, która
pracuje za psie pieniądze w urzędzie, a całą swoją furię wkłada w wyroby
cukiernicze, którymi wszyscy z błogim uśmiechem się zajadają. Hmmmm...to chyba
już wszyscy.
I wyobraźcie sobie
moi drodzy, że do tego miasteczka przyjeżdża, nie, wróć- pojawia się w
niewyjaśnionych okolicznościach, starsza kobieta w sztruksowej kurtce, w
dżinsowej spódnicy do ziemi i w adidasach. Zatrzymuje się na ulicy Zaułkowej
pod numerem siódmym. Od tego momentu w mieście zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Wszyscy nagle
odzyskują chęć do życia, miasto pięknieje, a Maria Pochanek zakłada najlepszą
cukiernię w regionie, co przynosi miasteczku sławę. I tak się życie pięknie
toczy, wszyscy są szczęśliwi do momentu, gdy za staruszką przybywa Mogiera. No
to mamy już dwie czarownice. Bajka jak się patrzy. Kobiety mają jakieś stare
porachunki, ale nie dowiecie się jakie, bo autorka postanowiła zatrzymać to w
tajemnicy. I jak się zapewne domyślacie
złe moce znów opętały miasto. Doszło do kilku tragedii, a końca dramatu nie
widać.
No dobrze, przyznam
się, że zaciekawił mnie opis na okładce. Potrzebowałam lekkiej i przyjemnej
literatury, właśnie czegoś takiego baśniowego z dobrymi wróżkami itp. Ale- jest
literatura lekka i przyjemna i jest literatura lekka i mecząca. Niestety,
debiut Marty Stefaniak stawiam na tej drugiej półce i to bardzo nisko. Nie
lubię pisać źle o książkach, ale nie lubię też powieści zbudowanych z samych
schematów. Marta Stefaniak wymyśliła miasteczko, do którego wcisnęła ludzi z
typowymi problemami i w typowy sposób ich potraktowała. Mamy tu zatem rodzinę z
problemem alkoholowym, jej historia musiała zakończyć się tragedią. Mamy
księdza napalonego na młodą dziewczynkę. Próba gwałtu i zgłoszenie na policję
potoczyło się typowo, jak to zazwyczaj na małych wsiach bywa. Mamy
skorumpowanego burmistrza, którego kariera zaczyna wisieć na włosku. Jak się to
kończy? Możecie sobie doczytać, ale podejrzewam, że i bez sięgnięcia po powieść
domyślicie się końca.
Niestety „Czary w małym miasteczku" mnie nie oczarowały. I muszę
powiedzieć, fakt- bywają miasta, które można minąć, ale bywają także
książki, które można pominąć.
Nim doszłam do Twojej oceny, to już mi się w głowie zaświeciło: "Łoo matko, a nie za dużo tego wszystkiego jak na jedną powieść?".
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje recenzje, człowiek przynajmniej od razu wie, które książki omijać z daleka.
Ekhm...dziękuję. Zaburaczyłam się po same koniuszki uszów. A książka...cóż, powiem tak- w recenzji bardzo łagodnie ujęłam swoje zdanie. Ale zjadliwa ironia nie przystoi, bo szanuję ludzi,którzy piszą, nawet jak im to nie wychodzi, to jednak jest ich praca. Więc języczek trochę stępiłam.
UsuńOstatnio wiele osób pisze o tej książce, ale szczerze się zdziwiłam, gdy zobaczyłam ją u Ciebie. Okładka kojarzy mi się z Mary Poppins ;-)
OdpowiedzUsuńŁadnie naświetliłaś tematykę i "schematykę". Nie wiem sama, czy bym ją czytała, ale póki co i tak mam mnóstwo książek "must read";-) Stosik wkrótce ;-)
No ja właśnie też myślałam,ze to coś w rodzaju Mary Poppins dla dorosłych, ale- o ludzka naiwności!
UsuńDzięki za komplement :)
I na stosika czekam, co też tam masz do czytania ciekawego?
Mogłam ją wziąć do recenzji, ale nie chciałam - bałam się, że to kolejna polska autorka, która stworzyła kolejną polską tendencyjną opowieść, a ja już nie chcę ciągle dołować Prószyńskiego ;)
OdpowiedzUsuńOkładka ładna, opis w miarę interesujący, a tu jednak klops. Dzięki za szczerą opinię!
pfrrr, a ja się złapałam :(
Usuń