Autor: Artur Andrus
Tytuł: Blog
osławiony między niewiastami
Wydawnictwo:
Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2012
Najpierw sukces
odniosła książka pt. „Każdy szczyt ma swój
Czubaszek", teraz ogromnym zainteresowaniem cieszy się płyta pt. „Myśliwiecka", więc nic dziwnego, że do tej
bijącej w świecie kulturalnym dwójki dołączyła kolejna publikacja - „ Blog
osławiony między niewiastami". Nie ma co ukrywać, bo sam na wierzch
wyłazi- Artur Andrus jest teraz na topie.
Przedstawiać człowieka
chyba nie trzeba, ale gdyby jednak znalazł sie ktoś, kto nigdy nie słuchał
Trójki, nie oglądał kabaretowych biesiad, albo serialu „Spadkobiercy", to
niech sie dowie, że Artur Andrus jest, jak sam siebie nazywa klasykiem zwracania uwagi na rzeczy pozornie
banalne.
Sześć lat temu do znanego konferansjera zadzwonił telefon:
- Dzień dobry Panie Arturze, czy byłby Pan zainteresowany publikacją
raz w tygodniu tekstów dla naszych internetowych czytelników?
Hmmm, pomyślał sobie Pan Artur, czemu nie? Kiedyś pisało sie do papierowej
prasy, a dziś można i w sieci spróbować.
„Z tym, że o tym, że to jest
blog, ja się dowiedziałem o tym po pół roku pisania" - wspomina artysta w
rozmowie ze swym kolegą po fachu- Michałem Nogasiem.
I tak to się
zaczęło, a jak się skończyło? Oto mamy przed sobą prawie sześciuset stronicową
knigę o wdzięcznym tytule: „ Blog osławiony między
niewiastami". Jak sam autor wyznaje: „Tytuł nie
zawsze musi być mądry. W tytule zgadza
się tylko blog. Do tej pory np. nie
mogę zrozumieć o co chodzi w tytule Żółta
łódź podwodna."
Jak się nietrudno
domyślić najnowsza książka radiowego redaktora od rozrywki jest zbiorem postów
publikowanych na blogu, ale to nie wszystko. Są tu również teksty pisane dla
policyjnego czasopisma oraz felietony umieszczane na łamach medycznego
periodyka.
Co my tu znajdujemy
w tych felietonach? Ano na pewno ogromny zastrzyk poczucia humoru i lekkiej,
czasami nieco naiwnej ironii. Andrus nie skupia się na wielkiej polityce, nie
komentuje medialnych afer, nie zagląda na łamy Pudelka w poszukiwaniu skandali
i nie zagląda celebrytom za firanki. Nie. To porządny człowiek, który zajmuje
się porządnymi i przyziemnymi sprawami. A tematy podrzuca mu życie oraz
radiosłuchacze. Poczytamy sobie zatem o tym, co może się stać, gdy podczas
sprawdzianu na lekcji biologii napiszemy wypracowanie o znaczeniu jeleni w
miastach, osiedlach, krajobrazie, podczas, gdy nauczycielka chciała się od
uczniów dowiedzieć jakie jest znaczenie zieleni; obejrzymy galerię oryginalnych
znajomych Pana Artura; zaglądniemy do Księgi Dowcipu Turystycznego; pośpiewamy
piosenki i wyrecytujemy wiersze; pozjeżdżamy na stokach narciarskich;
prześledzimy losy powieściowych bohaterów- państwa Kopf bis Fuss; pojeździmy po
kraju, wyszukując co piękniejsze absurdy.
Byś może już
wcześniej ktoś z Was śledził wpisy blogowe Pana Artura, ale dopiero w książce
można wynaleźć coś, co jest niezaprzeczalnym spoiwem tych tekstów. Jest to
temat, który przewija się przez felietony niczym lejtmotyw, Andrus szczególnie
upodobał sobie wyłapywanie wszelkich perełek językowych w otaczającej nas
rzeczywistości. Często bierze na język gdzieś zasłyszane zdania i się nad nimi
w uroczy sposób pastwi, zachowując przy tym swą sławną udawaną naiwność.
Zazwyczaj takie słówko, czy też sformułowanie staje się pretekstem do napisania
wiersza, albo piosenki.
Nie przerażajcie
się zatem, że to AŻ sześćset stron, bo nawet się nie obejrzycie, a już
będziecie po lekturze tych ZALEDWIE kilkuset stroniczek.
Zajrzałam na wspomniany blog przy okazji lektury książki Czubaszek.
OdpowiedzUsuńJakoś, mimo całej sympatii dla AA, nie chce mi się czytać wersji książkowej. Wolę posłuchać via radio/tv.
Ta książka jest dość pokaźnych gabarytów, ale to są felietoniki, krótkie teksty, których nie trzeba czytać za jednym machnięciem i po kolei, choć ja wpadłam i jak zaczęłam to popłynęłam :)
UsuńAA wyjątkowo działa mi na nerwy swoimi piosenkami, jego pogadanek też nie lubię, więc tym bardziej ze zdziwieniem przyjęłam do wiadomości, że na dodatek wydał książkę ze swoimi tekstami.
OdpowiedzUsuńW ogóle zastanawia mnie pęd różnej maści redaktorów do pisania, albo pozwalania na pisanie biografii o sobie. Radiowa Trójka bardzo straciła w moich oczach (a raczej uszach), od kiedy zaczęła kreować swoich dziennikarzy na celebrytów. OK, Mann i Niedźwiecki to SĄ osobowości, osoby zasłużone dla naszej kultury, ale taki pan AA? Nie podoba mi się to.;(
Masz prawo tak myśleć, ja akurat nie podzielam Twojego zdania. Lubię teksty AA i cieszę się ,że ukazały się w wersji papierowej, bo z internetem to nigdy nic nie wiadomo. W sumie na żywo bardziej przypada mi do gustu Bałtroczyk :)
UsuńOstatecznie wolę Bałtroczyka, ale też mnie na kolana nie rzuca.
UsuńWłaśnie czytam Andrusa i powiem tak: dawno się już tak histerycznie nie zaśmiewałam podczas czytania (bardziej mnie śmieszy ta książka od Czubaszkowego szczytu). Myślałam, że zejdę na zawał kiedy czytałam tekst o ulicach, przy których znajdują się ZUS-y i szpitale (znalazło się też miejsce dla Zielonej Góry Pieniężnego 24). To jest tekst niemożliwy. Dałam dzisiaj do przeczytania koleżance z pracy, której chciałam humor poprawić, gdyż obecnie cierpi na kolejny epizod depresyjny. Dałam jej do przeczytania bez nadziei, że ją cokolwiek rozbawi.Dałam i poszłam załatwiać sprawy do głównego budynku. Nie przewidziałam tego, że reszta współpracowników będzie musiała rzeczoną uciszać, bo rżała ponoć jak koń, a wiadomo, że kobiet rżących jak konie być w czytelni nie powinno. Ja durna dałam jej książkę na sali zamiast najpierw wyprowadzić z budynku:)Drugi mój faworyt to tekst o punktach zabawy dla dzieci w galeriach handlowych-nie wiadomo czy czasem nie wróci do nas 17-latek i trzeba będzie kupić więcej jedzenia aaa
OdpowiedzUsuńCzyta się książkę błyskawicznie. Jest nieco nierówno, nie wszystkie teksty kładą na łopatki, ale jeśli nawet całość nie kładzie, to prawie w każdym znajdzie się jakiś fragmencik. Dziś padłam przy tekście o aparatach telefonicznych wielkości papierośnicy J. Bonda, którym z odległości 12 km można zrobić zdjęcie dna oka kozicy górskiej:))) Najlepiej czytać w małych dawkach, w większych robi się już nudnawo. Przyznam, że ciężko mi się do tego stosować:)
Po ciężkich lekturach 1) Zaremba "Wielka Trwoga. Polska 1945-47", Stasiuk i jego "Grochów" w sam raz na odspakę. I jakie to fajne jak można czytać mężu:))
Czytać przy mężu i się uchichrać przy tym jak norka :) Ty weź lepiej nie zabieraj się za nowego Manna, bo jak przy Andrusie prawie zeszłaś na zawał, to przy Mannie zejdziesz prawie na pewno :)
UsuńŚciskuje mocno