Do pójścia na
spotkanie z Jordim Llobregatem namówiła mnie Ania z bloga „Myśli i słowawiatrem niesione". Nie znam tego pisarza, ale koleżance bardzo zależało na
dedykacji (udało mi sie ją zdobyć i to w dodatku w języku katalońskim), a poza
tym bardzo zachwalała jego twórczość. Cóż więc było robić - poszłam i nie
żałuję, bo Llobregat okazał się przesympatycznym i roześmianym człowiekiem.
Rozpoczęliśmy od
wysłuchania fragmentu „Sekretu Wesaliusza" - powieści, która przyniosła
pisarzowi sławę. Prowadząca spotkanie Krystyna Ziarkowska zwróciła uwagę na
dziwną dedykację książki: Dla ciebie,
morze. Llobregat roześmiał się i przyznał, że w czeskim wydaniu dedykacja
została podobnie przetłumaczona, ale to jego wina, ponieważ powieść jest pisana
w języku hiszpańskim, gdzie mare
znaczy morze, dedykacja natomiast
jest po katalońsku, w którym mare tłumaczy
się jako matka.
A czym jest „Czerwony zeszyt"? - zagadnęła pisarza prowadząca- To jest sekta (tu nastąpiła salwa szczerego śmiechu). To jest bardzo zabawne, bo w Hiszpanii i
innych krajach grupy literackie wyglądają zupełnie inaczej. W rzeczywistości „Czerwony
zeszyt" to grupa przyjaciół, która spotyka się na piwie, a tylko przez
przypadek wszyscy w tej grupie są pisarzami. Członkowie tej grupy mają
charakterystyczną cechę- czytamy siebie nawzajem, a to rzadko się zdarza w
świecie literackim. Zwracamy uwagę na błędy, ale my przede wszystkim jesteśmy
przyjaciółmi, dopiero potem pisarzami.
W dalszej części
spotkania poruszane były tematy agentów literackich i ich obowiązków oraz przygotowań
do napisania „Sekretu Wesaliusza"- Jestem
perfekcjonistą, np. znalezienie informacji, czy w 1888 roku używano już słowa
'transwestyta' zajęło mi kilka tygodni.
Po spotkaniu
poderwałam się, by zdobyć obiecaną dedykację.
fot. Rafał Komorowski |
Najpierw ustalanie dla kogo ma być dedykacja,
fot. Rafał Komorowski |
zaraz potem ustalanie w jakim języku będzie wpis.
Kolejne spotkanie,
tym razem ze słowackim autorem, było dla mnie ważne, ponieważ Peter Krištúfek
napisał jedną z najpiękniejszych powieści, jakie w życiu czytałam. „Dom
głuchego", bo tę właśnie książkę mam na myśli, został przetłumaczony na
kilka języków, w tym na język arabski. Pisarz opowiadał różne anegdotki
związane z pracą nad przekładami, ale mnie najbardziej zaciekawił „Atlas
zapominania", książka, która, niestety, nie została przetłumaczona na
język polski. A to dlatego, że przekład takiego eksperymentu literackiego byłby
dla tłumacza prawdziwym wyzwaniem. „Atlas
zapominania" to książka konceptualna, gdyby ktoś chciałby ją przełożyć, to
zostałby jedynie tytuł i autor, a tłumacz musiałby „wlać" treść w
szablony, które nakreśliłem, te z kolei musiałyby zostać wpisane w konteksty
historyczne danego kraju, w którym miałaby się ukazać ta książka.
fot. Rafał Komorowski |
fot. Rafał Komorowski |
fot. Rafał Komorowski |
Peter Krištúfek
jest rozgadanym człowiekiem, dużo i ciekawie opowiadał o treści „atlasu
zapominania" oraz o planowanych adaptacjach filmowych jego książek.
I na koniec,
oczywiście autograf.
fot. Rafał Komorowski |
* Zdjęcia pochodzą
z materiałów MSA.
Czy mogę Ci wyznać miłość raz jeszcze, czy to już będzie podchodziło pod fanatyczne nękanie wyznaniami? <3
OdpowiedzUsuńAleż bardzo proszę, na blogu jeszcze tego nie robiłaś :) Ale w sumie dzięki tobie poszłam na to spotkanie i to był strzał w dziesiątkę.Sama z siebie raczej bym nie poszła, dopiero bym przyszła na słowackiego pisarza :)
UsuńWięc... Aj low ju! :D
UsuńI cieszę się ogromnie, że to nie był zmarnowany czas, i że nie dostanę książką przez łeb. :D
A poza tym - zazdroszczę okrutnie i spotkań, i tego uhahanego zdjęcia. Jest cudne! :D
nooo, ten fotograf, Rafał, ma świetne oko :)
UsuńNie zaprzeczę, co wcale nie pomaga w pozbyciu się uczucia zazdrości. :D
Usuń