To jest niesamowite uczucie, gdy po kilku latach (prawie już dziesięciu) chodzenia na koncerty Strachów na Lachy nadal dostaję energetycznego kopa. Myślałam, że chłopaki mnie niczym nie zaskoczą, że już tyle słyszałam, nastawiłam się na standardową setlistę, a tu proszę - same niespodziewajki.
Przede wszystkim
ucieszył mnie przekrój songowy. Na
początek „Łazienka" z płyty „Zakazane piosenki", a potem już
poooolecieli z kopyta: „Bankrut" , „Gorsi", „I can't get no
gratisfaction", „Bloody Poland" to z nowej płyty. Nie mogło zabraknąć
też „Raissy" , „Piły tango" i „Czarnego chleba i czarnej kawy".
Przy „Dygotach" prawie z butów wyskoczyłam a na „Żyję w kraju" moje
struny głosowe zostały mocno nadszarpnięte.
Co mnie zaskoczyło,
Grabaż zaśpiewał ze Strachami stary utwór Pidżamy Porno - „Ach co za
dzień" (rzec by się chciało: Ach co za wieczór!).
Prezentem dla
publiczności był „Autoportret Witkacego". Ten utwór wykonywany przez Jacka
Kaczmarskiego miał się znaleźć na płycie „Autor", ale Gintrowski się na to
nie zgodził, na koncertach jednak w wyjątkowych sytuacjach zespół dopieszcza
nim publiczność.
Dwa bisy i na
koniec „Na pogrzeb króla". I tak jak Grabaż zrobił prezent publiczności,
tak publika odwdzięczyła się sittingiem. Tłum się uspokoił, usiadł i w
skupieniu słuchaliśmy historii o zbrodni, karze i grzechu.
Odprężyłam się,
wyskakałam, pokrzyczałam i prawie cały stres ostatnich tygodni ze mnie zszedł.
Chłopaki wprawdzie nie szaleli za bardzo, podobno jakieś problemy z dźwiękiem
były, ale ja tam ze swoim nadepniętym przez słonia uchem nic nie zauważyłam. A
na koniec mały fragmencik ze wczorajszego wieczorku.
Takie koncerty są jednymi z najlepszych.
OdpowiedzUsuńi tak już blisko 10 lat :)
UsuńKoncert ulubionego zespołu to niesamowite przeżycie. Pamiętam ostatni koncert zespołu Dżem, na którym byłam. Nie mogłam po nim zasnąć do samego rana!
OdpowiedzUsuń