Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

poniedziałek, 16 stycznia 2017

O tym, jak dostałam kwiaty od Jurka Owsiaka


Siema!!!

Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest najlepsza na świecie! Jeśli ktoś uważa inaczej, niech nie czyta tego posta.

Jurek kolejny raz udowodnił tym wszystkim marudom, pisom, nie-pisom, że potrafi zjednoczyć ludzi, potrafi otworzyć ich serca i wylać na cały nasz kraj falę dobroczynności.

Od początku jestem z WOŚP-em. Zaczynałam jako wolontariuszka, po wyprowadzce na studia, wspierałam Orkiestrę, wrzucając do puszki tyle, ile mogłam. Ale w tym roku to Orkiestra pomogła mi, tzn. mojemu Hospicjum.

Z jednego procenta przekazanego na WOŚP Owsiak zakupił dwadzieścia dziewięć samochodów i podarował je hospicjom dziecięcym w całej Polsce. Hospicjum dla Dzieci Dolnego Śląska również zostało obdarowane, więc wypadałoby za tak hojny i potrzebny nam dar podziękować.

Nie zastanawiałam się długo, od razu zgłosiłam się do odebrania samochodu z rąk Orkiestry. Niestety, wszystko odbywało się na wariackich papierach i lot zarezerwowany dla mnie i jeszcze jednego wolontariusza, był trochę za późno.
Na szczęście część naszej hospicyjnej delegacji ruszyła w drogę dużo wcześniej, więc z samego rana dotarli do Warszawy, by podpisać odpowiednie papiery i już oficjalne odebrać auto.

O 13:30 miał być 11. Bieg „Policz się z cukrzycą", który zgodnie z harmonogramem imprezy miały prowadzić wszystkie podarowane samochody. I wyobraźcie sobie teraz sytuację: ja i Zbyszek lądujemy o godzinie 12:45 na lotnisku Chopina w Warszawie, mam tę świadomość, że ni huhu nie zdążymy pod Pałac Kultury i Nauki, ale dostaję telefon od naszej wiceprezes Agi, że bieg jednak jest o 13:45, więc mamy frunąć szybko do kolejki miejskiej i ona nas w pięć minut zawiezie na miejsce...Tjaaa....Chyba w 25 min...no nic, emocje opadły, bo jak już do kolejki się dostaliśmy, to kolejny telefon od Agi, żeby się nie spieszyć, bo oni już powoli ruszają. Trudno, to chociaż zwiedzimy studio - myślę sobie.

Na spokojnie wychodzimy z pociągu, a tu telefon- „Biegnijcie!!!Może zdążycie! Jedziemy powolutku, to do nas dobiegniecie!!! Kierujcie się na karuzelę i idźcie z pomarańczowymi koszulkami!!!!"

No to my gazu (zumba się na nic zdała, bo myślałam, że płuca wypluję, tak zasuwałam), wbiegamy, a tam...wszędzie pomarańczowe koszulki...No cóż...Ale patrzę, jadąąąą!!!!! Mnóstwo samochodów, białych Volksvagenów oklejonych serduchami! Znaleźliśmy swój i odetchnęlismy z ulgą. 



Prawdziwe emocje jednak czekały nas później. Okazało się, że identyfikatory, które dostaliśmy, upoważniają do wstępu za kulisy sceny. Chociaż w sumie, to nie jestem pewna, że tego upoważniały, ale w takich wypadkach najważniejsza jest pewność siebie, a jak już pewność siebie nie pomaga, to wtedy muszą pomóc oczy kota ze Shreka. 

Weszliśmy, a ja, jak to ja, dostałam takiego mega pozytywnego pierdolca (przepraszam, ale na tę przypadłość nie znaleziono jeszcze ładniejszego i bardziej cenzuralnego słowa), że latałam od ludzia do ludzia i pytałam o Qwsiaka i oczka zachodziły mi maślanką na widok podpisanych drzwi garderoby (Bednarek, Lao Che, Happysad). No, ale zimno było, więc poszliśmy do studia, poza tym, miałam dla Owsiaka babeczki upieczone własnoręcznie (bo jakby ktoś nie wiedział, nasze Hospicjum ma znak rozpoznawczy-domowej roboty wypieki) i ordery zrobione przez wolontariuszy.


Wpadliśmy do studia, a ja jak to ja, wiecie już czego dostałam, tylko w podwójnej dawce. Nie mogłam się nacieszyć tą atmosferą, tymi kolorami i tym, że w ogóle jestem w studio, które od dwudziestu pięciu lat oglądałam na ekranie telewizora!



Studio jest niewielki, ale ma dużo dobrej energii, jest tam głośno, wszyscy się uśmiechają, podają sobie ręce i oczywiście, czekają na Owsiaka. To napięcie, wypatrywanie, te emocje-dziwne, że nie padłam tam na serce.

Po studio kręciła się ekipa TVN-u i na żywo cały czas kręcili. Chcieliśmy podziękować Jurkowi Owsiakowi osobiście i wręczyć mu ordery oraz babeczki, ale w naszej ekipie chyba spadł poziom wiary na to spotkanie, więc Aga podjudziła mnie, żebym zaczepiła Pana od Kamery, by do nas podszedł. Mówisz-masz :), tylko w studio było tak głośno, że prawie nie słyszałam, o co prezenter pytał, ale jakoś to poszło.
 (TUTAJ macie linka do naszego fp, gdzie możecie obejrzeć filmik)

Oczywiście, mi to nie wystarczyło. Przyleciałam do Warszawy, żeby uścisnąć dłoń Owsiakowi, to zrobię wszystko, by osiągnąć cel. Taki ze mnie osioł uparty.

Polazłam do ochrony, ochrona postawiła pół studia na głowie, próbując mi pomóc, w końcu trafiłam do rzecznika prasowego Jurka Owsiaka (PRZESYMPATYCZNY!), ale nawet on nie wiedział, gdzie się nasza Gwiazda podziewa. No to z innej strony spróbowałam: „A o której jest wejście na wizję?"
- „O 15:45, potem Jurek jeszcze krąży po studio , więc jest szansa na złapanie go"- odpowiedział rozbawiony.

Godzina 15:45-pełna gotowość. JEEEEST!!!! Ruszyła kamera, ruszył Jurek, ruszył Magulec (to ja, jakby kto nie wiedział). No i się dopchałam. Dałam ordery, dałam babeczki, dostałam kwiaty, dałam buziaka i w spełnieniu dobrze wypełnionego obowiązku wycofałam się w tłum.

Tak było. I Wy się mnie pytacie dlaczego wolontariat jest fajny? Bo jest. Bo daje możliwość poznawania nowego, sprawdzania siebie, przekraczania swoich granic. Owszem, bardzo chciałam podać rękę Owsiakowi, to jest człowiek, który jest dla mnie ważny, od którego uczę się dążenia do tego, co sobie wyznaczyłam, uczę się pomagać i przede wszystkim on daje wiarę w to, że trzeba pomagać, że nie wolno się poddawać, nawet, gdy inni kładą pod nogi kłody.



Moi znajomi mówią, że jestem gwiazdą, w Hospicjum cieszą się, że mają przebojową wolontariuszkę, którą wyślą tam, gdzie nawet diabeł się nie dostanie, ale wiecie, to nie jest tak. Cieszę się, że udało nam się dostać na wizję, bo ludzie mogli zobaczyć nasze Hospicjum, może komuś w świadomości zostanie nasze logo, może ktoś zapamięta nazwę i pomyśli, że skoro tacy fajni ludzie angażują się w pomaganie, to może i ich ruszy serce i się do nas zgłoszą. Potrzebujemy rozgłosu, potrzebujemy wyjść z mgły, musimy nabrać kontur ów i małymi kroczkami nam się to udaje. A ja się cieszę, że mogę też w tym pomóc, bo to jest moje miejsce w Hospicjum- akcje, media i ciągle paplanie i reklamowanie i uświadamianie innym po co jesteśmy.

Jurku kochany, wiem, że pewnie nie przeczytasz tych słów, ale niech ci się z nami dobrze gra, dziękuję za Orkiestrę, za serduszka, za te dwadzieścia pięć przepięknych finałów. Będziemy z Tobą zawsze i o jeden dzień dłużej.

Kochana ekipo z Hospicjum, dziękuję za wspólnie spędzone cudowne chwile, a podziękowania specjalne dla naszego niezawodnego Roberta, który nas bezpiecznie dowiózł do Wrocławia.
 

4 komentarze:

  1. To był dla nas wspaniały dzień w Warszawie :) Dziękuję Magdo za wspieranie mnie w biegu z lotniska pod Pałac Kultury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :))))) Cała przyjemność po mojej stronie :)

      Usuń
  2. Och Mag, jak my się cieszymy, że Ty się cieszysz, jesteś boooska 😸😸😸😸😸😸😸

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje stadko kochaneeee! Jak ja się cieszę, że Wy się cieszycie, że ja się cieszę :)

      Usuń

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.