Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

niedziela, 20 grudnia 2020

Ks. Jan Twardowski, Zawsze obecna. Rozważania o życiu Matki Bożej.

 Na tę książkę trafiłam, poszukując informacji o życiu Miriam. Ksiądz Twardowski w charakterystyczny dla siebie sposób snuje rozważania dotyczące Maryi. Są to myśli niekoniecznie mocno związane z teologią, to raczej luźne rozmyślania o cechach Matki Bożej. Na ten czas - koniec Adwentu- lektura jak najbardziej obowiązkowa. Nie chcę się tu rozpisywać o tej uroczej publikacji, dlatego poniżej oddaję głos samemu autorowi, przytaczając fragmenty, które mnie szczególnie poruszyły.

 

Powracamy

Z Matką Boską jest tak

najpierw bliska najbliższa

jak choinka opłatek gwiazdka

mama, mamusia, matka

potem teologia tłumaczy sercu

że Pan Jezus na pierwszym miejscu

lata biegną samotność wieczność

powracamy do Niej jak dziecko

 

Nasze kościoły tak bardzo się rozhałasowały, rozkrzyczały. Teraz, kiedy wprowadzono wielkie milczenie w czasie Mszy Świętej od Podniesienia do Agnus Dei, odczuwamy świeży oddech. Chwila ciszy, kiedy człowiek musi się uciszyć, by wsłuchać się w samego Boga. To milczenie można nazwać milczeniem Matki Bożej- zamilknięciem na wszystko, by tylko usłyszeć to, czego Bóg od nas chce.

 
 

W naszym życiu wszystkie rozpacze, smutki, bóle same zapisują się wołowymi literami. Jak szybko zapomina się radości, uśmiechy, to, co spotkało nas dobrego. A właśnie to trzeba sobie zapisać: uśmiech, otrzymany list, dobro-bo to zaraz ucieka. Rozpacz zostaje, cierpienie trwa, a dobro tak szybko przemija, jakby go wcale nie było.

 

Jak człowiek zapamięta sobie, co spotykało go szczęśliwego, to jest pełen pamięci o radościach, których tyle jest w najsmutniejszym nawet życiu. I może potem nic nie mówić, ale nawet wtedy pociesza innych jak anioł, uśmiecha się jak dziecko w szopce. Jest dla innych oczekiwanym i nieoczekiwanym prezentem.

 

Gdy spotyka nas cierpienie- myślimy, że Bóg urodził się nie dla nas, bo on przychodzi tylko przez bramę tryumfalną i nie do takich przegranych jak my.  Tymczasem Bóg potrafi przyjść przez cierpienie, by doszukać się czegoś głębszego w naszej duszy, by coś w nas przeorać, zmienić.

 

Marzyliśmy o niebie w małżeństwie, czy w klasztorze, a niebo okazało się zachmurzone. Marzyliśmy o własnej świętości, tymczasem rozczarowani sobą, spadliśmy z tronu dawidowego do stajni i żłobu. Cezar był dla nas obojętny, Herod chciał nas zabić, niedobrzy sąsiedzi stale dokuczają i nie chcą nas przyjmować. A jednak to wszystko w planach Bożych jest potrzebne i ważne. Niewidzialne ręce prowadzą nas ku większemu dojrzewaniu wewnętrznemu.

 

Szukajmy w życiu zwykłych, ludzkich radości: tego, że ktoś nas lubi, że ktoś uśmiechnął się do nas, że spadł śnieg, że pióro zaczęło dobrze pisać, że kredka zaczęła ładnie malować. Małe radości przyjmować ze względu na Jezusa. Nawet jeżeli nie staniemy się mistykami, kontemplatykami, filozofami, ale będziemy najzwyczajniej żyli Ewangelią na co dzień, zwykłą radością, jaka w niej jest- zawsze będziemy szli prości, uśmiechnięci nad głębią tajemnic ofiarowań i oczyszczeń w naszym życiu.

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.