Autor: Jerzy Sosnowski
Tytuł: Fafarułej, czyli pastylki z pomarańczy
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2017
Lubię książki Pana
Jerzego, towarzyszą mi od 2002 roku, gdy na rynku księgarskim pojawiła się
pierwsza powieść Sosnowskiego „Apokryf Agłai". Tak mnie zauroczyła, że już
od samego początku studiów wiedziałam, że twórczość tego autora będzie tematem
mojej pracy magisterskiej. Po zakończeniu polonistyki nie rozstałam się z
książkami Pana Jerzyka, a każda nowa powieść oraz wydane przez niego eseje są
dla mnie zawsze ucztą literacką.
Bohatera nowej
książki znamy już bardzo dobrze, mieliśmy okazję poznać go w „Śnie sów". W
poprzedniej powieści autor zabrał nas w podróż sentymentalną do Kołobrzegu,
który zwiedzaliśmy z ośmioletnim wówczas Jarko Wolskim. Jednak podczas lektury „Snu sów" należało
być niezwykle czujnym, bo pisarz lubił wskakiwać w pętlę czasową i w pewnym
momencie bohater z nieśmiałego podlotka w kolejnym zdaniu był dorosłym
mężczyzną. A jak jest w nowej opowieści?
Słowo FAFARUŁEJ oznacza wszystko to,
Słowo FAFARUŁEJ: to, co z głębi czasu szło
Czas to wątek,
który wyraźnie to widać, fascynuje Jerzego Sosnowskiego. Większość jego książek
rozgrywa się na kilku płaszczyznach czasowych, które się płynnie
przenikają. „Fafarułej, czyli pastylki z
pomarańczy" jest kontynuacją i rozwinięciem tematu temporalnych przygód
głównego bohatera. A wszystko zaczyna się od snu z upiornym Myślikrólikiem,
który będzie prześladował Jarko przez całe dzieciństwo.
Cóż to za dziwne
stworzenie, ten Myślikrólik? Wolałabym sobie go nie wyobrażać, bo od razu staje
mi przed oczami krwiożerczy królik z Monty Pythona, który rzuca się bohaterom
do gardeł. Niewątpliwie to dziwne zwierzę, które przyśniło się młodemu
Wolskiemu również nie ma przyjacielskich zamiarów. Łypie na Jarko swymi
ślipiami, ale jego istota gdzieś mi
umyka, to stwór eteryczny, który wydaje się być reżyserem życia naszego
młodzieniaszka, panem przeszłości i przyszłości i być może teraźniejszości. Nie
jest sympatyczny. Ale kontakt z nim ma tylko Jarko. Czyżby było to dla bohatera
jakieś niepokojące wyróżnienie?
Otóż, wygląda na
to, że Wolski wpadł w pętlę czasową i nie może znaleźć swojego miejsca oraz
twardego gruntu pod stopami. Jego podróż rozpoczęła się jeszcze zanim
przeczytał książkę „Wszechobex" Ferdynanda Dzikowskiego. To powieść
science-fiction, jej bohaterem jest pewien inżynier, który odkrył metodę
pozwalającą na przeniesienie w czasie, ale została ona zaszyfrowana na końcu
powieści. Kod jest podobno łatwy, ale wymaga myślenia. Czy Jarko uda się go
złamać?
To co Sosnowski
robi z narracją w tej powieści też chyba wymaga złamania jakiegoś kodu albo
przynajmniej dużego skupienia i postmodernistycznej umiejętności ogarniania
chaosu. Autor przeskakuje po Jarkowym życiu z wydarzenia na wydarzenie,
ignorując zasady czasu linearnego. Obserwujemy bohatera w podstawówce, później
nagle jest dorosłym facetem z niejasnym poczuciem, że chyba coś jest nie tak,
następnie wracamy do liceum, by jeszcze
zahaczyć w dygresjach o życie dorosłe. Przez całą powieść przewija się wątek
poszukiwania Marii (nie wiem czemu, ale od razu jakoś mi się to skojarzyło ze
sceną z „Dnia świra", gdy bohater spotyka w końcu swoją mityczną Ewę),
pojawia się dobrze nam znany poeta Andrzej Walczak, akcja osadzona jest w
PRL-u, w którym autor porusza się ze swobodą w mistrzowski sposób oddając
klimat epoki. I jak to zwykł czynić w ostatnich swych powieściach pisarz,
narrator -obserwator wchodzi w komitywę z czytelnikiem, puszcza do niego oko,
nawiązuje kontakt poprzez bezpośrednie zwroty kierowane ku czytającemu. Jest
ironiczny, ale nie jest to cięta ironia, raczej delikatnie ciepła
uszczypliwość.
Żal tylko
Kołobrzegu, który tak pięknie został opisany w „Śnie sów", bo tym razem
autor wraca do rodzinnej Warszawy na Wolę, ale bardzo powściągliwie opisuje
nowe miejsce akcji.
Powieść „Fafarułej,
czyli pastylki z pomarańczy" jak zwykle dostarczyła mi mnóstwo wrażeń.
Podróż z Jarko w kosmos, unikanie Myślikrólików, odkrywanie tajemnicy babci,
rozmowy w klubie PONAD (choć tu autor wsadził w usta swych nastoletnich
bohaterów zbyt poważne rozważania), pierwsze imprezy z rówieśnikami, szkolne
teatrzyki, poszukiwanie miłości to wątki, które przewijają się przez powieść, a
nad wszystkim krąży duch czasu, przemijania i powracania, teraźniejszości,
przeszłości i przyszłości. Jarko w pewnym momencie jest w dwóch
rzeczywistościach jednocześnie. Czym jest zatem czas? Jak on działa?
Czy znajdujemy się
we właściwym miejscu i w odpowiednim czasie?
Jak zwykle powieść
Sosnowskiego może być wciągającą fabułą, wywołującą niekiedy dreszczyk emocji,
ale może być również zaproszeniem do wniknięcia głębiej, ciekawe, co wtedy Wy
odkryjecie?
Chętnie przeczytam:)
OdpowiedzUsuńDzień dobry, czy Pani może kiedyś była moją pacjentką? Pozdrawiam serdecznie. Emir Sajjad
OdpowiedzUsuńO matko! Nie ma to jak po 3 latach zobaczyć komentarz! Niestety, ale wyłączyły mi się powiadomienia i po tej recenzji już na bloga nie zaglądałam. Ale tak, byłam Pana pacjentką - 12.04.2016 rok. Operację przeprowadził dr Jacek Zieliński, a Pan był moim lekarzem na oddziale :) Pozdrawiam serdecznie.
UsuńOgromnie przepraszam, ale w "Fafarułej" nie ma ANI SŁOWA o żadnych mysikrólikach; proszę przeczytać uważnie.
OdpowiedzUsuńDoczytałam. Po trzech latach wprawdzie, ale tak jak wcześniej pisałam, po opublikowaniu tego posta niejako zawiesiłam bloga i nie dostałam powiadomienia o komentarzach. Dziękuję za zwrócenie uwagi. Już błąd poprawiłam i teraz chyba muszę książkę przeczytać jeszcze raz, bo ta drobna literówka zapewne zmieni mój odbiór.
UsuńA dyskusje klubu PONAD nie są zbyt poważne ani tym bardziej "wsadzone w usta nastolatków" - to SĄ autentyczne rozmowy szesnasto- i siedemnastolatków. Niestety, dziś młodzież raczej tak nie rozmawia, ale Jerzy Sosnowski i jego koledzy z klubu zwanego w "Fafarułej" PONAD - owszem.
OdpowiedzUsuńno właśnie, młodzież tak już nie rozmawia i dlatego odniosłam wrażenie, że te rozmowy są zbyt poważne jak na współczesną młodzież. Zgodzę się, że koledzy Pana Jerzego jak i sam autor takie dyskusje prowadzili. To jednak inne pokolenie i inna mentalność. Tak mi się wydaje. Za moich czasów na polonistyce też prowadziliśmy tak "poważne" dysputy.
Usuń