Autorka: Kristin
Kimball
Tytuł: Brudna
robota. Zapiski o życiu na wsi, jedzeniu i miłości.
Przekład: Alina
Patowska
Wydawnictwo: Czarne
Seria: Dolce Vita
Rok wydania: 2012
„Wsi spokojna wsi wesoła, który głos twej
chwale zdoła" - jak to powiedział jeden z ojców języka polskiego -
Jan Kochanowski. Urokami życia na wsi zachwycał sie również Mikołaj Rej i całe
grono pisarzy młodopolskich. Wszakże wtedy powstało zjawisko chłopomanii -
masowego wyjeżdżania poza miasto, by w pięknych okolicznościach przyrody dać
odetchnąć zszarpanym nerwom i pooddychać swojskim powietrzem (które na wsi nie
zawsze jest takie świeżutkie...). W
literaturze, nie tylko polskiej, ale i światowej, motyw wsi został już mocno
wyeksploatowany. Jej obraz jest przedstawiany jako sielanka, a tu proszę,
przyjdzie taka Kristin Kimball i opowie czytelnikowi to i owo o tym, jak to na
wsi naprawdę jest. I całe nasze wyobrażenie wsi
spokojnej, wsi wesołej rozpadnie się na drobny mak.
Ona- Kristin- młoda
kobieta, dziennikarka mieszkająca na Manhattanie. Uwielbia bywanie w
towarzystwie, czuje się jak ryba w wodzie na bankietach, potrafi prowadzić
rozmowy na poziomie. Wykształcona, inteligentna, delikatna- przedstawicielka middle-class, typowa
mieszczka. Wegetarianka.
On- Mark-młody
mężczyzna, rolnik mieszkający na farmie w Pensylwanii. Ceni sobie ciężka pracę,
naiwnie wierzy w swoje szczęście i los, który zazwyczaj bywa mu przychylny.
Wykształcony przez życie. Ekscentryk, zdeklarowany ekolog, twardy chłop- typowy outsider, hipis. Wszystkożerca.
Żyją w zupełnie
innych światach, ale los chciał, że ich drogi się splotły. Zakochali się w sobie i zakupili ziemię. Kimball wyrzuciła szpilki i garsonki,
założyła gumiaki i ogrodniczki, torebeczkę odłożyła w najdalszy kąt, a za pas
wcisnęła narzędzia przydatne na roli. I tak oto mieszczka została wrzucona w
wir farmerskiego życia, a swe doświadczenia opisała w „Brudnej robocie".
Czytelnik ma zatem
okazję przyjrzeć się z bliska problemom,
jakie towarzyszą przy zakładaniu ekologicznego gospodarstwa. Dla laika jest to
świetnie napisany przewodnik, Kimball opowiada o problemach ze zdobyciem
zwierząt, charakteryzuje gatunki krów,
świń, opowiada o rodzajach roślin uprawnych, o o zasiewach, o maszynach rolniczych, o
gołębiach, o psie i o kotach, a robi to w sposób przystępny i pobudzający nasz
apetyt na poszerzanie wiedzy.
Obraz prowincji
przedstawiony przez Kimball daleko odbiega od stereotypowych wyobrażeń. Rola to
nie miejsce, gdzie latem wylegujesz się w hamaku, tu sobie coś poplewisz, tam
zaorasz traktorem. To codzienny znój i robota w gnoju i smrodzie. To walka z
siłami przyrody, ze szkodnikami. To ciągły brak czasu, by zająć się sobą,
natura wszakże jest wymagająca i egoistyczna. Ale też i sprawiedliwa, bo
potrafi wynagrodzić wysiłek dobrego
gospodarza. Kristin odkrywa zatem smak ekologicznej żywności, odkłada na bok
swoje wegetariańskie fanaberie, bo farma to również miejsce, gdzie hoduje się
zwierzęta na ubój. Dostajemy zatem
naturalistyczne opisy oporządzania naszych braci mniejszych - „Mark pokazał mi, jak oskubać pierś.
Przytrzymał pod butem ogon, wsunął dwa palce w pióra na piersi pod mostkiem i
pociągnął. Pierś oderwała się z lekkim sykiem, ukazując wnętrzności. Wyjęliśmy
serca i wątróbki do miseczki. Mark oczyścił nóżki gołębia z piór i odciął je od
korpusu, który obdarliśmy ze skóry, żeby nie trzeba było wszystkiego skubać.
Głowy, wnętrzności i skrzydła oddaliśmy kotom, które krążyły dookoła, wpatrując
się w nas wygłodniałym wzrokiem. Ostrzegam zatem czytelników z
delikatnym podniebieniem i mocno rozwiniętą wyobraźnią, że podobnych opisów
jest w książce więcej.
„Brudna
robota" to również opowieść o kobiecie, która odkrywa swoją nową
tożsamość, to historia o kiełkowaniu i rozkwicie ogromnej pasji i miłości do
wszelkiego stworzenia. Na początku Kimball ma typowe wyobrażenie o prowincji: „(...)
żywiąc w głębi duszy
przekonanie, że konkret i dosłowność przeznaczone są dla głupich ludzi, a
abstrakcyjne rzeczy dla inteligentnych(…),świat prac fizycznych i wszelkiego
rzemiosła to takie miejsce, gdzie się ląduje, jeśli ma się za mało inteligencji
albo ambicji, by pracować umysłowo", ale z
czasem przekonuje sie, że prowadzenie farmy wymaga ogromnej wiedzy i życiowego
sprytu. Autorka odkrywa, że gospodarstwo
to specyficzna forma sztuki, to forma autoekspresji - „Farma pokazuje, kim jesteśmy, czy
tego chcemy, czy nie".
Rartasikiem są tu
wplecione w narrację smakowite i proste przepisy kulinarne. Mark jest wszakże
eksperymentatorem i wybornym kucharzem.
„Brudna
robota" jest książką uroczą, ale i skłaniającą do refleksji. Autorka
zwraca uwagę na to, że żyjemy w kulturze
nadmiaru i jednorazówek. Nie musimy się o nic martwić, a jeśli coś się
zepsuje, to wyrzucamy na śmietnik i kupujemy nowe. Marki i Kristin rzucili
wyzwanie takiemu stylowi życia. Porwali się z motyka na księżyc, ale po wielu
trudach i dzięki wspólnemu wsparciu udało im się osiągnąć cel. Bo „Brudna
robota" to również książka o spełnianiu marzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.