Zerkam wstecz na te
dwanaście miesięcy i myślę sobie: to był dla mnie bardzo dobry rok. Cały czas
było pod górkę, ale tyko chwilowo, bo droga, dzięki wsparciu bliskich,
przyjaciół i znajomych tych dalszych i bliższych, wyrównywała się i łatwiej
było pomalutku kroczyć do celu.
Było kilka
przełomowych momentów. Po największej harówie, nowy szef wezwał mnie do siebie
i dał wypowiedzenie. Po ośmiu latach pracy. Najpierw szok, a później dostałam
takiego pozytywnego kopa, że od czerwca pracowałam już w nowym miejscu. W tej
samej branży. Umowa na czas próbny do końca sierpnia, ale...
W lipcu trafiłam do
szpitala. Dwa tygodnie badań. Diagnoza: zespół Cushinga. Wprawdzie wykryty
późno, ale nie za późno. Szczęście w nieszczęściu. Nie będę Wam opisywać tego,
co przeszłam, nie chcę pisać o wszystkich chorobach, które utrudniają mi życie,
bo nie o tym chciałam. Cieszę się, że wiem, gdzie jest wróg, cieszę się, że
znalazłam dobrego lekarza, który przeprowadzi operację, cieszę się, bo z nowym
rokiem dostanę drugą szansę i nowe życie.
Przez tę chorobę i
długie zwolnienie straciłam pracę po raz drugi pracę, ale ZUS przyznał mi
świadczenie rehabilitacyjne i dzięki temu, jakoś mogę powiązać koniec z końcem.
Orację wyznaczyli mi na 15.01. Trzymajcie kciuki.
Jak widzicie,
trochę się posypało, ale to wszystko było po coś. Taki Boży plan, któremu
poddałam się z ufnością. Oczy mi się otworzyły i przez ostatnie pół roku
przeszłam ogromną przemianę wewnętrzną. Ale to jest proces, który ciągle trwa i
trwać będzie, ale przynajmniej wiem, w którym kierunku chcę podążać.
W tym roku dużo
było łez. Ale były to raczej łzy wzruszenia. Nie sądziłam, że otrzymam tyle
wsparcia, tyle ciepła, serdeczności. Nagle pojawili się wokół mnie ludzie,
którzy dzwonili, interesowali się moim zdrowiem i rozmawiali ze mną. Moja cała
Rodzina...nawet słów nie mam, żeby wdzięczność wyrazić.
Dziękuję Kasi
Hordyniec za rozmowę, która pokierowała moje myśli na odpowiednie tory i dzięki
niej, nie wpadłam w depresję, a było blisko.
Mogłabym tu
stworzyć listę osób, którym chciałabym podziękować za to, że po prostu byli i
nadal są, ale boję się, że kogoś pominę :).
To był dla mnie
bardzo dobry rok.
Moja Bratowa
urodziła pierwszego w rodzinie chłopaka. A ja zostałam dumną i zapatrzoną w
Domisia matką chrzestną.
Poza tym nasza
Rodzinka powiększyła się jeszcze o dwóch maluchów: Kubę i Igę.
W kwietniu w naszym
mieszkaniu zamieszkała Ania i dzięki temu grono najbliższych mi osób i dusz
bratnich powiększyło się.
Znalazłam swego
duchowego przewodnika- o. Adama Szustaka mogłabym słuchać w nieskończoność.
Jego rekolekcje i konferencje sprawiają, że coraz więcej rozumiem. Wiem, że
muszę być waleczną sałatą, bo czasami uciekanie od problemów jest niemożliwe,
więc trzeba im stawić czoła. Was zachęcam do oglądania na langustanapalmie.pl
jego rozważań z cyklu #jeszcze5minutek.
Każda chwila
spędzona z dziewczynkami, córkami mojego kuzyna, była i jest pasmem
nieprzerwanego szczęścia.
Mimo problemów ze
zdrowiem, udało mi się uczestniczyć w wielu fantastycznych literackich
wydarzeniach, poznałam świetnych ludzi, przeczytałam mnóstwo dobrych książek,
obejrzałam kilkanaście pięknych filmów, zaliczyłam kilka dobrych sztuk
teatralnych i udało mi się poskakać na fantastycznych koncertach.
A na Nowy Rok mam
jedno postanowienie: upiekę swój pierwszy chleb.
Mam przeczucie, że
to będzie naprawdę dobry rok. Czego sobie i Wam życzę.