Dzisiaj
przewodniczący jury Literackiej Nagrody Europy Środkowej Angelus ogłosił
czternastu półfinalistów. W tym roku na liście przeważa literatura polska,
tytuły, które są nominowane również do innych prestiżowych wyróżnień. Pod
koniec sierpnia zostanie ogłoszona siódemka finalistów, a wręczenie nagrody
odbędzie się 19 października podczas uroczystej gali. Kilka dni wcześniej
odbędzie się mini festiwal, na którym będzie można spotkać się z finalistami.
Swój udział w festiwalu zapowiedzieli laureaci poprzednich edycji
Angelusa-Jurij Andruchowycz i Gyorgy Spiró. A oto lista książek, które dostały
się do półfinału:
1.Joanna Bator, „Ciemno prawie noc” (W.A.B.)
2.Karl-Markus Gauss „W gąszczu metropolii”, tłum. Sława Lisiecka
(Wydawnictwo Czarne)
3.Jacek Inglot „Wypędzony” (Instytut Wydawniczy Erica)
4.Mirko Kovać, „Miasto w lustrze”, tłum. Dorota Jovanka Ćirlić (Fundacja
Pogranicze)
5.Norman Manea, „Kryjówka”, tłum. Kazimierz Jurczak (Czytelnik)
6.Kazimierz Orłoś, „Dom pod Lutnią” (Wydawnictwo Literackie)
7.Ludmiła Pietruszewska, „Jest noc”, tłum. Jerzy Czech (Wydawnictwo
Czarne)
8.Jerzy Pilch, „Dziennik” (Wielka Litera)
9.Tadeusz Sobolewski, „ Człowiek Miron” (Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK)
10.Petra Soukupova, „Zniknąć”, tłum. Julia Różewicz (Wydawnictwo Afera)
11.Andrzej Stasiuk, „Grochów” (Czarne)
12.Szczepan Twardoch, „Morfina” (Wydawnictwo Literackie)
13.Krzysztof Varga, „Trociny” (Wydawnictwo Czarne)
14.Oksana Zabużko, „Muzeum porzuconych sekretów”, tłum. Katarzyna
Kotyńska (W.A.B.)
Jak zwykle mocno kibicuję Twardochowi, ale nie obraziłabym się, gdyby
statuetka powędrowała do Joanny Bator. Widzę również wśród nominowanych
literaturę czeską, ale nie miałam przyjemności zapoznania się z opowiadaniami
Petra Soukupova, jednak przez moją
słabość do tego kraju, również będę trzymać kciuki za „Zniknąć”, a
zaległości w czytaniu na pewno nadrobię.
W tym roku mija dekada od zacumowania przez Biuro Literackie w Porcie
Wrocław. Z tej okazji zostałam zaproszona do debaty dotyczącej działalności Biura
w stolicy Dolnego Śląska. I tak sobie popisałam, pocukrowałam, ale szczerze:
Od samego początku śledzę
inicjatywy Biura Literackiego. O Fortach w Legnicy mogłam jedynie poczytać, bo
młodym dziecięciem w owym czasie byłam i rodzicie nie bardzo chcieli puszczać
swą pociechę na jakiś festiwal poetycki, gdzie pewnie będą same hulanki i
swawole. Jednak spod opieki rodzicielskiej się wyrwałam w 2002 roku i na studia
polonistyczne do Wrocławia się udałam. A w rok później, cóż za niespodzianka,
Biuro Literackie przeniosło swoją siedzibę do stolicy Dolnego Śląska. I się
zaczęło. Byłam na każdym Porcie, nie we wszystkich imprezach brałam udział, ale
to właśnie festiwal stał się, w moim odczuciu, wizytówką Biura. Oczywiście, że
nie wszystkie pomysły były trafione, ale mam wrażenie, że po każdym Porcie
Artur Burszta wnikliwie czytał relacje i oceny, które uwzględniał w przyszłych
edycjach. Moim skromnym zdaniem Biuro Literackie przez te dziesięć lat odwaliło
kawał dobrej roboty.
Poezja jest traktowana jako
literatura przeznaczona dla wtajemniczonych, bo zwykły zjadacz chleba przecież
nie zrozumie, o co chodzi w tych wszystkich metaforach czy innych metonimiach.
I tu ukłon w stronę Biura, które niejako wprowadziło poezję pod strzechy,
wyszło z nią do ludzi, na ulice Wrocławia i pokazało, że w tym kraju wiersze
piszą nie tylko zarzynani przez nauczycieli w szkole Miłosz, Różewicz i
Szymborska.
Trzeba przyznać, że Burszta ma
niezłego nosa do dobrych tekstów, to właśnie dzięki książkom i inicjatywom
Biura poznałam mroczne wersy Tkaczyszyna-Dyckiego, pokochałam lekko
psychodeliczne poematy Andrzeja Sosnowskiego, zaczęłam podczytywać Martę
Podgórnik i Joannę Mueller, którą uwielbiam za lingwistyczne zabawy, do tego
jeszcze Zadura, Jarniewicz i Sośnicki.
Warto również przypomnieć
projekty, które pomagają mniej znanym młodym pisarzom, mam tu na myśli
"Połów", który daje młodym poetom szansę na zaistnienie. Bo wydać,
choćby tylko arkusz, w Biurze Literackim to już jest wejście na salony poezji.
I nie są to słowa rzucone na wiatr, bowiem o prestiżu wydawnictwa świadczą
przecież liczne istotne nagrody przyznawane Biurowym autorom (wystarczy
przypomnieć nagrodę WARTO dla wyłonionej w "Połowie" Julii
Szychowiak).
Kombinowanie z formami przekazu
łączenie i przenikanie sztuk, nowe pomysły, by przełożyć wiersz na język filmu,
komiksu, wieczory autorskie podczas Portu, na których Zadura ubrany w dres, a
Podgórnik jako królowa dyskoteki prezentowali swoje wiersze - to przyciąga.
Odpowiedź zatem na pytanie o to, czy sukces tegorocznej edycji festiwalu (ja to
bym nie ograniczała się tylko do sukcesu tegorocznej edycji, ale i do
poprzednich udanych festiwali) potwierdza celowość zmian zapoczątkowanych kilka
lat temu, jest oczywista.
Dziwi mnie fakt, że miasto nie
wykazuje zainteresowania projektami Biura przygotowanymi z myślą o ESK 2016, bo
w końcu jeśli nie Biuro, to kto ma zająć się poetycko-artystycznymi imprezami?
Takie podejście może zachęcić do zwinięcia żagli i popłynięcia w inne, bardziej
otwarte na oryginalne inicjatywy miejsca. Dlatego angażowanie się w projekty
poza granicami Wrocławia, w innych miastach jest dla Biura jak najbardziej
rozwijające, pod warunkiem, że nie znajdzie nowego portu i jednak z miastem się
dogada.
A jak już jestem przy głosie, to
nieśmiało chciałabym zasugerować, by może więcej spotkań autorskich
zorganizować? Wierzę, że byłyby to spotkania oryginalne i zaskakujące swą
formułą, już Burszta by się o to postarał.
Inne głosy w
debacie możecie przeczytać TUTAJ. A jeżeli macie swoje zdanie dotyczące
działalności Biura Literackiego to bardzo chętnie je poznam.