Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

sobota, 10 września 2011

Zun Zun Egui, Penderecki i Greenwood i troche ognia i wody


Tak generalnie to nie ogarniam programu Europejskiego Kongresu Kultury. Co, gdzie i jak- to przekracza moje zdolności orientacyjne. Skupiłam się więc tylko na zdobyciu wejściówek na wydarzenia muzyczne, ale wpadło mi też w oko kilka performenców (performensów?).
„Scary Monsters and Super Creeps” to projekt przygotowany przez Artura Rojka. Przez trzy kongresowe dni ma wystąpić dziewięć zespołów podzielonych na trzy bloki tematyczne- czwartek miał być folkowy, piątek elektroniczny, a sobota  metalowo-rockowa. Oczywiście jeżeli Rojek się do tego zabrał, to nie mogło być mowy o popularnych kapelach, więc nastawiłam się na głęboką alternatywę i w sumie dostałam to co chciałam. W czwartkowy wieczór zjawiłam się pod Halą Ludową, gdzie odbywały się imprezy, ale nie wiedziałam, że koncerty będą w plenerze. A aura, niestety, nie dopisywała, więc wytrzymałam tylko na koncercie Zun Zun Egui. Nie znam się na takiej muzyce, więc oddaję głos kuratorowi projektu- Arturowi Rojkowi : „Muzyka Zun Zun Egui ma wiele rodowodów i wśród zespołów występujących tego dnia będzie to najmniej folkowy, a najbardziej „odjechany” koncert. Na scenie gra siedem osób i są to bardzo żywiołowe, transowe występy. Spodziewam się po nich wielkiego show z elementami nieprzewidzianego szaleństwa. Kiedy rok temu po raz pierwszy trafiłem na tę kapelę, przede wszystkim zaintrygowała mnie jej nazwa. Myślałem, że to zespół azjatyckich muzyków, których ktoś odkrył w Indonezji albo Tajlandii, ponieważ od jakiegoś czasu agenci właśnie często tam szukają ciekawych artystów. Okazało się jednak, że Zun Zun Egui pochodzi z Wielkiej Brytanii, choć tworzą go muzycy z różnych stron świata. Nie mają na koncie jeszcze żadnej płyty, pierwsza ma się ukazać w tym roku”. Powiem tak: był to odjechany koncert. Momenty były, ale wiem, że na płytę raczej się nie skuszę. Posłuchajcie sami, może Wam się to spodoba:

A w piątek... Czekałam na ten koncert z niecierpliwością. U boku Krzysztofa Pendereckiego stanął gitarzysta grupy Radiohead- Jonny Greenwood.  Ja to sobie wyobrażałam, że Greenwood wylezie na scenę z gitarą i przedstawi aranżacje utworów Pendereckiego, a tu proszę- filharmonia się zrobiła na całego. Na scenie usadowiła się orkiestra smyczkowa. Wyszedł Penderecki i ...w życiu czegoś takiego nie przeżyłam! Aż mi włoski na rękach stanęły! Co za muzyka! Nie sądziłam, że skrzypce nie służą tylko temu, by po ich strunach zasuwać smyczkiem. Można jeszcze uderzać czymś takim jak miniaturowa maczeta, która w środku na jakieś kamyczki, przez co wydaje grzechoczące dźwięki. Można w nie uderzać jak w bongosa, szarpać struny, grać kostką, jak na gitarze i to daje taki efekt, że opisać tego nie potrafię. Gdybym nie widziała, że na scenie są same instrumenty smyczkowe, to bym sobie dała łapę uciąć, że oprócz nich są jeszcze bębny. I bym teraz ręki nie miała! To było piękne widowisko! Patrzyłam, jak muzyka porywa dyrygentów ( było ich dwóch- Penderecki i Marek Moś), jak skaczą na tym podwyższeniu, tańczą i do tego panują nad narracją. Tak, bo ta muzyka to była opowieść, historia dramatyczna, pełna krzyku, lęków, tak mi się przynajmniej wydaje. Tak to odczulam. W pewnym momencie aż mi się zimno zrobiło, bo dźwięki, które zaczęły płynąć do złudzenia przypominały świszczący wiatr, na telebimach, które mieściły się za orkiestrą, pokazały się wirujące czarno-białe liście. To było niesamowite przeżycie, po  tym nabrałam chęci na odwiedzenie filharmonii. Dla tych, którzy mają jakieś pojęcie o tego rodzaju muzyce wklejam program wczorajszego koncertu:
Krzysztof Penderecki „Ofiarom Hiroszimy – tren” (1960–61)
Jonny Greenwood „Popcorn Superhet Receiver”* (2005, polskie prawykonanie)
Krzysztof Penderecki „Kanon” (1962)
Jonny Greenwood „Future Markets” z „There will be Blood”* (2007, polskie prawykonanie)
Krzysztof Penderecki „Polymorphia” (1961)
Jonny Greenwood „48 Responses to Polymorphia”* (2011, światowe prawykonanie)

Krzysztof Penderecki – dyrygent
Marek Moś – dyrygent
Orkiestra Kameralna Miasta Tychy AUKSO

Po muzycznej uczcie, poszliśmy ze znajomymi na Pergolę. Tam, na multimedialnej fontannie miał się odbyć pokaz przygotowany przez angielskiego muzyka Briana Eno uważanego za prekursora eksperymentalnej odmiany muzyki ambientalnej. Eno przedstawił swój projekt „77 Million Paitntings”. Na ścianie wodnej ukazywały się slajdy, obrazy malowane światłem, do tego podkład muzyczny. Powiem szczerze, że nic z tego nie zrozumiałam. Na środku fontanny pojawiło się coś na kształt pisanki, na której co chwilę wyskakiwały inne wzory. Ale co one oznaczały? Nie mam fiołkowego pojęcia. Za to udało nam się jeszcze zdążyć na finał pirotechnicznego widowiska Groupe F . Ładne, co? 


A Kongres trwa w najlepsze, ale powiem szczerze, że jakoś tak nie bardzo mnie tam ciągnie. A tymczasem „Gazeta Wyborcza” wykazała się marketingową przebiegłością. W tym roku nie ogłoszono od razu siódemki finalistów Nike. Od wczoraj do przyszłego piątku, codziennie będzie ujawniany jeden ze szczęśliwców. A mnie szlag trafia, bo ja chcę wiedzieć już! Póki co wiemy już, że Stasiuk i Karpowicz będą walczyć o nagrodę.  Mam nadzieję, że do piątku na łamach „Wyborczej” pojawią się też nazwiska Szabłowskiego, Szczygła i Bator. Bo jak nie...! No.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.