Teksty umieszczane na tym blogu, są mojego autorstwa. Kopiowanie i wykorzystywanie ich w innych miejscach, tylko za zgodą autorki

czwartek, 16 czerwca 2016

Jaroslav Rudiš „Aleja Narodowa"



 

Autor: Jaroslav Rudiš
Tytuł: Aleja Narodowa
Przekład: Katarzyna Dudzic-Grabińska
Wydawnictwo: Książkowe Klimaty
Seria: Czeskie Klimaty
Rok wydania: 2016



Jaroslav Rudiš lubi freaków. Niemalże w każdej jego książce pojawiają się oryginale postaci, jak nie Vladimír, który jeździ po Pradze z nożyczkami i przecina ludziom w tramwajach kable do słuchawek,bo ma do spełnienia misję, to znów cała galeria dziwaków w „Grandhotelu". I oczywiście Praga w tle. To typowe cechy prozy tego czeskiego pisarza. W „Alei Narodowej" znajdziemy wszystko to, do czego już wcześniej przyzwyczaił nas autor-bohatera, który żyje na marginesie, ma swój świat i lubi gadać, Pragę, jej północną część, knajpę, która jest prawie domem bohatera, gorzką ironię, diagnozę czeskiego narodu i ten dziwny nastrój-nieco melancholiczny, nieco ironiczny, bez krzty typowego czeskiego humoru.

Bohaterem „Alei Narodowej" jest Vandam. Ksywkę ma po tym sławnym aktorze, bo tak jak on potrafi wycisnąć dwieście pompek. Ma syna, choć o jego matce niewiele mówi, a dziwne to, bo Vandam gadać lubi. Zwłaszcza o sobie. Jako jedyny prawdziwy Czech i ostatni Rzymianin musi pilnować, by w jego otoczeniu panowała prawda i sprawiedliwość. W jego mieszkaniu znajdziecie video i kasety VHS z filmami Vandama, jako porządny obywatel lubi pracę ręczną, porządną robotę - malowanie dachów. To on pierwszy zadał cios, wtedy na dole, w listopadzie na Alei Narodowej, wszyscy tam byli.

Vandam nie jest naziolem, nie ma nic do innych nacji: Ja nie mówię, że mam coś do cudzoziemców, imigrantów i studenciaków! Albo że nie ma tu dla nich miejsca. Że zabierają nam pracę. Nie mam nic do nich. To też Europejczycy. Są skromni, cisi, sami inżynierowie i doktorzy i nauczyciele. Harują na budowie i czasami odnoszę wrażenie, że za bardzo pozwalają sobie srać na głowy, a tego człowiek nie powinien robić. Nie mam do nich nic, póki nie robią syfu (str. 26-27).

To właśnie jemu Hitler uratował życie. Nie wierzycie? To przeczytajcie.

Niełatwo jest utrzymać uwagę czytelnika, wybierając jako formę ekspresji monolog. Rudiš  zaryzykował i świetnie sobie poradził. W słowotoku Vandama pojawiają się refreny, które utrzymają rytm całej narracji, dlatego tę książkę czyta się lekko, choć temat nie jest lekki. Vandam, jak większość bohaterów Rudiša jest człowiekiem samotnym, choć niby ma pozycję i przyjaciół, to gdy dochodzi do bójki, nikt mu nie pomaga, wszyscy stoją uczepieni swoich kufli piwa. Nawet Zamrażak.

Autor „Punku w Helsinkach" po raz kolejny rozprawia się z czeskością, z czeskim patriotyzmem, który balansuje na granicy ksenofobii i nacjonalizmu, w groteskowy sposób obśmiewa czeskie symbole. Jest to obraz wykrzywiony i gorzki, jak to zwykle u Rudiša bywa.

KLIKNIJ W ZDJĘCIE




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

To miejsce na wyrażenie Twojej opinii. Ja się podpisałam pod swoim tekstem, więc Ty też nie bądź anonimowy. Anonimowe komentarze będą usuwane.